Zakazany handel
Nie dalej jak w środę stan New Jersey jako trzeci po Texasie i Arizonie zakazał Tesli sprzedaży swoich elektrycznych samochodów bezpośrednio do konsumenta. Prawo w praktycznie każdym stanie zakazuje producentom samochodów sprzedaży bezpośredniej. Ta odbywać się może tylko za pośrednictwem niezależnych dealerów. Bez sensu? Tylko z perspektywy fabrykanta oraz konsumenta.
Wraz z rozrostem i popularyzacją branży automobili naturalną koleją rzeczy pojawili się niezależni sprzedawcy. Pośrednicy stanowią istotny element w handlu, bowiem nie tylko odciążają producenta w zakresie dystrybucji, ale również popularyzują produkt w miejscach, o których producent mógłby nie mieć pojęcia. Niezależnie od tego jak istotną rolę odgrywa handlowe poselstwo rzadkością jest narzucenie jego istnienia przez prawo. W Stanach jednak rynek sprzedaży samochodów jest zaskakująco ściśle sformułowany pod paragrafami, gdzie między innymi widnieje zakaz sprzedaży detalicznej bezpośrednio przez producenta. Przyczyną takiego stanu rzeczy są oczywiście podatki. Otóż, pojedynczy dealer generuje ogromną ilość lokalnych danin, co w przypadku sprzedaży bezpośredniej mocno topnieje. Skala umożliwia producentowi zmniejszenie kosztów min. nieruchomości, od których podatek jest dla pojedynczych stanów jednym z najbardziej lukratywnych. Producent może także zoptymalizować zatrudnienie, przez co wielu ludzi nie grzałoby zbędnie krzeseł, a koszt pojedynczego pojazdu byłby niższy.
Dla producenta dużą zaletą bezpośredniej sprzedaży jest większa kontrola jakości świadczonej usługi. Na jakość obsługi klienta przez niezależnego sprzedawcę producent może wpływać w bardzo ograniczonym zakresie. Do tego dochodzą takie kwestie jak niska elastyczność w kwestii indywidualizacji pojazdu – dealerzy działają na zasadzie znormalizowanej franczyzy i mogą oferować tylko katalogowe konfiguracje, podczas gdy fabrykant ma znacznie szersze możliwości.
Jednak to klienci najbardziej narzekają na zakaz. W swojej pracy zatytułowanej „Economic Effects of State Bans on Direct Manufacturer Sales to Car Buyers” (Ekonomiczne skutki zakazu bezpośredniej sprzedaży producenckiej samochodów”) Gerald R. Bodisch wspomina wyniki ankiety przeprowadzonej wśród klientów sieci dealerskich, w której okazało się, że ponad połowa respondentów optowałaby za kupnem samochodu bezpośrednio od producenta „nawet jeśli to nie spowoduje żadnych oszczędności”. W Stanach Zjednoczonych sprzedaż bezpośrednia kojarzona jest z oszczędnością czasu. Klienci uważają, że ominięcie niezależnych sprzedawców skróciłoby proces „targowania” i dogadywania warunków.
A Tesla? No właśnie, zakaz sprzedaży bezpośredniej najbardziej uderza w młode, stosunkowo niewielkie marki. Pomimo dużej popularności Tesli na ziemi Lincolna, producent może mieć kłopoty. Ich najnowszy model S to samochód z półki premium, której królestwem jest właśnie New Jersey. Utrata tak lukratywnego rynku będzie dla marki dużym utrapieniem, a też nie wiadomo jak zachowają się inne stany – wielce prawdopodobnym jest, iż w ślad za Arizoną, Texasem i New Jersey pójdą inne prowincje. Ta sytuacja przypomina mi pewną rozmowę z kierowcą stołecznego Eko Cab (nielicencjonowany taksówkarz) tuż po tym, jak wprowadzono zakaz nazywania „przewóz osób” i najtańszy przewoźnik w mieście stał się „poradami psychologicznymi z dowozem do domu”. Ów nielicencjonowany taksówkarz powiedział wtedy „Jak to się proszę Pani dzieje? Mamy tylu klientów, że nie ma komu ich obsługiwać, a ciągle rzucają nam kłody pod nogi”.
A morał z tej bajki jest krótki, choć niektórym nieznany – regulacjami nie z monopolem, a z konkurencją walczy rząd nasz niezrównany!
---------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------
Uwaga!
Promocje na ciekawe książki wSklepiku.pl!
Zniżki sięgają nawet 90%!