Ataki na polskie firmy we Francji i krajach UE. Polska ma zareagować
Donosy, kary i kontrole wymierzone w polskie firmy to elementy nagonki wymierzonej w polskie przedsiębiorstwa stanowiące konkurencje na europejskich rynkach – przyznaje Polska Izba Handlu i motywuje polskie instytucje do podjęcia konkretnych działań. Obrońcy praw polskich przedsiębiorców za granicą twierdzą, że we Francji nagonka na Polaków jest nakręcana przez państwowe instytucje oraz lokalne związki zawodowe i jest odczuwalna coraz bardziej. Polskie firmy świadczące usługi transgraniczne w krajach UE podlegają szczególnej presji i praktykom dyskryminującym w największym stopniu we Francji, gdzie konkurencja na rynku zaostrzyła się, ale przypadki prześladowania polskich firm mają miejsce też w Belgii, Niemczech i Austrii.
Problem naświetlili w czwartek na konferencji prasowej w PAP przedstawiciele Polskiej Izby Handlu wraz z Hanną Stypułkowską-Goutierre, prezes Polskiej Izby Handlowo-Przemysłowej we Francji, prezesem Inicjatywy Mobilności Pracy Stefanem Schwarzem i Wojciechem Durajem, przedsiębiorcą, który zrezygnował z działalności swojej firmy budowlanej we Francji ze względu na kary finansowe, jakie otrzymał od urzędu skarbowego.
- Sytuacja jest niedopuszczalna i oczekujemy w tej sprawie działań dyplomatycznych
- powiedział Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu. Podczas konferencji podano przykład, że Francuska Federacja Budowlana rozsyłała do swoich członków pisma, w których zachęcała do składania donosów do inspekcji pracy na sytuacje, gdzie odbywały się prace za pomocą wykonawcy z zagranicy. Nie było jasności, że chodzi dokładnie o firmy polskie, ale wiadomo, że najwięcej właśnie polskich firm podlega kontrolom. Polska Izba Handlu potwierdza, że kontrole i kary wymierzane są celowo, a polscy przedsiębiorcy odczuwają, że są niechciani na rynku, pomimo tego, że ich działalność jest doceniana.
- Coraz częściej zdarzają się praktyki, które są absolutnie nie do przyjęcia
- mówiła Hanna Stypułkowska-Goutierre.
Prelegenci podkreślali, że nagonka we Francji dotyczy uczciwie działających polskich firm i nie ma związku z łamaniem praw pracowników, ale jest wynikiem działań w celu wyeliminowania konkurencji. Polscy przedsiębiorcy skarżą się także na prowadzone wobec nich absurdalne postępowania prawne. Hanna Stypułkowska-Goutierre broni polskich przedsiębiorców w sądach. Przytoczyła problem firmy przewozowej, której po kontroli z urzędu społecznego we Francji (przeprowadzonej prawdopodobnie po donosie) nakazano zapłacić składki z okresu do 5-ciu lat wstecz na łączną kwotę 5 mln euro twierdząc, że przedsiębiorstwo ma przedstawicielstwo na terenie tego kraju i w związku z tym musi odprowadzać podatki. Firma jedynie wynajmowała mieszkania w celu zapewnienia wypoczynku swoim pracownikom. - Działaliśmy bardzo intensywnie na rynku, aby bronić przedsiębiorców. Powiedziano nam, poufnie - od urzędnika, który przeprowadzał tę kontrolę, że „instrukcje dostał z ministerstwa” – zdradziła na konferencji Stypułkowska-Goutierre.
Podobnie ukarano Wojciecha Duraja, którego firma pracowała we Francji 7 lat. W ubiegłym roku urząd skarbowy zarzucił, że firma posiada w kraju biuro, w związku z tym powinna była płacić podatek vat. Mimo tego, że kontrahenci odprowadzali vat od prac, które wykonywała jego firma, to nakazano przedsiębiorcy zapłacić, łącznie z karami 3 mln euro. Roczny zysk firmy wynosił ok. 1 mln euro, więc polska firma zdecydowała zejść z rynku. Dodatkowo kontrahenci obawiali się kontroli i nalegali na pana Wojciecha, aby koniecznie „coś zrobił”. Firma Durmet nie miała biura we Francji, a jedynie zatrudniała na zlecenie tłumaczkę z Francji.
13 marca w Ministerstwie Pracy odbyło się spotkanie, podczas którego PIH przekazała informacje o przypadkach dyskryminacji polskich firm oraz o nagonce na polskie firmy delegujące pracowników. Izba otrzymała informację, iż Ministerstwo zajmie się problemem. W sprawę ma być włączony również MSZ. Celem PIH jest przedstawienie, drogą dyplomatyczną informacji i kontekstu kontrowersyjnego zjawiska odpowiednim urzędnikom w krajach, gdzie mają miejsce przypadki niesprawiedliwego traktowania polskich przedsiębiorców.
Nagonka jest odczuwalna w sytuacjach, gdy np. generalni wykonawcy inwestycji nie chcą współpracować z Polakami, przedsiębiorcom wytyka się, że nie płacą podatków we Francji albo w sądzie słyszy się stwierdzenie: „A dlaczego właściwie pracujecie z firmą polską?”. W prasie francuskiej natomiast dosyć często (nawet co tydzień) ukazują się artykuły na temat delegowanych pracowników z innych krajów UE. Prelegenci konferencji podkreślali, że francuskie media przedstawiają w sposób niezgodny z prawdą działalność firm delegujących i osób wykonujących swoje zadania na ich rzecz, co pogłębia negatywne nastawienie społeczne do pracowników cudzoziemców - zwłaszcza z Polski.
- Nagłaśnianie przez media tylko negatywnych aspektów prowadzi do licznych kontroli i praktyk dyskryminacyjnych. W rezultacie sytuacja taka może doprowadzić do zablokowania przepływu usług i pracowników - podstaw funkcjonowania UE, upadku polskich przedsiębiorstw i utraty legalnych miejsc pracy przez polskich pracowników
– podkreśla PIH.
- Co się stało z wolnością równością i braterstwem we Francji?
- mówiła Hanna Stypułkowska-Goutierre podczas konferencji. Jak powiedziała, związki zawodowe we Francji ostro działają w celu wykluczenia firm zagranicznych i strzeżenia interesów rodzimych przedsiębiorstw uciekając się do protekcjonizmu.
- Media francuskie mają w tym dużą rolę. Niemal co tydzień w prasie pojawiają się hasła: „nieuczciwa konkurencja” i „dumping społeczny”
- mówiła.
W marcu i kwietniu w Parlamencie Europejskim odbędą się dwa ostatnie głosowania w sprawie implementacji unijnej dyrektywy wdrożeniowej ws. delegowania pracowników w ramach świadczenia usług opracowana przez polski rząd.
- To był jeden z najbardziej kontrowersyjnych aktów prawnych UE
– mówił na konferencji Stefan Schwarz. Polska jest największym eksporterem usług w Europie, a polskie firmy mogą świadczyć usługi na terenie całej Europy bez ograniczeń. Dyrektywa ma m. in. ograniczyć samowolne kontrole wobec pracowników z zagranicy.
- Ta dyrektywa jest dobra i Polska tak naprawdę wygrała o nią bitwę, ponieważ ze względu na twarde postulaty związków zawodowych, nacjonalistów i organizacji pracodawców Starej Europy mogło nastąpić ograniczenie obecności polskich firm w takich krajach jak Francja, Niemcy i Belgia. Omal nie wszedł do dyrektywy przepis, który mówił, że można delegować jednego pracownika tylko raz i tylko w jedno miejsce. Uważamy, że dyrektywa zmniejszy dyskryminację polskich firm na szczeblu prawnym
– mówił Schwarz. Polskie usługi są potrzebne w Europie, a gospodarka UE ma problemy z konkurencyjnością względem reszty świata. Usługi, zwłaszcza budowlane i transportowe są jedną z największych przewag konkurencyjnych Polski w Europie.
Dane PIH pokazują, że wpływy budżetowe w Polsce z tytułu pracy pracowników delegowanych zagranicą wynoszą ok. 2 mld zł rocznie (z tytułu składek na ubezpieczenie społeczne i podatków). Delegowanie pracowników generuje obroty na poziomie 5-6 mld zł rocznie i daje legalną pracę zagranicą ponad 250 000 Polaków, których jakość pracy jest oceniana wyżej niż pracowników lokalnych.