Merkel ulega… Polska zyskuje
Kiedy wszystko wskazywało na to, że sytuacja w Niemczech - europejskiej lokomotywie gospodarczej - ma się coraz lepiej, Żelazna Kanclerz niespodziewanie skręciła w lewo. Wprowadzenie płacy minimalnej jest ewidentnym ukłonem wobec koalicjantów z SPD, który będzie słono kosztował.
Pomimo globalnego spowolnienia gospodarczego, które w znacznym stopniu nawiedziło również Niemcy, Angela Merkel wykazała się nie lada wytrwałością i – bądź, co bądź – skutecznymi działaniami ograniczającymi skutki globalnej recesji dla gospodarki naszych zachodnich sąsiadów. Od 2009 roku bezrobocie spadło tam do poziomu 6.8 proc., natomiast indeks optymizmu managerów w sektorze usług, tzw. PMI, osiągnął pułap powyżej 50 pkt., co było dowodem na to, że biznes za Odrą jest w dobrej kondycji ekonomicznej. Wielu naiwnie uwierzyło w rychły koniec kryzysu i powrót na ścieżkę hossy. Niestety… dotychczasową, zrównoważoną politykę rządu niespodziewanie nawiedził socjalistyczny duch domagający się natychmiastowej konsumpcji poprawiającego się stanu niemieckiej gospodarki. Żelazna Kanclerz za cenę sprawowania władzy uległa żądaniom partnerów z SPD i dała zielone światło dla wprowadzenia płacy minimalnej na poziomie 8.5 EUR za godzinę.
Zgodnie z projektem ustawy, reforma ma objąć niemal wszystkich zatrudnionych, z wyjątkiem osób podejmujących pierwszą pracę po dłuższym okresie bezrobocia oraz młodzieży poniżej 18 roku bez wyuczonego zawodu. Niezwykłą niefrasobliwością w tej materii wykazała się niemiecka minister pracy i spraw socjalnych, Andrea Nahles (SPD), która stwierdziła, że proponowane zmiany "przywracają sprawiedliwość" na rynku pracy. Trudno odmówić Pani Nahales troski o byt pracowników, ale powołując się na pojęcie sprawiedliwości warto by było jednocześnie wytłumaczyć, czym ona taka naprawdę jest. Czy chodzi o pracowniczy dyktat wspierany przez państwowy interwencjonizm? A może Pani Minister mówiąc sprawiedliwość, miała na myśli własną wizję ładu społecznego, którą teraz przy pomocy proponowanego pakietu ustaw stara się narzucić dziesiątkom milionów ludzi?
Trudno powiedzieć. Jedno jest jednak pewne. Płaca minimalna to socjalistyczny wymysł pozostający w sprzeczności z podstawowymi, wolnorynkowymi zasadami podaży i popytu. Dlaczego? Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której dwie bezrobotne osoby poszukują pracy w tym samym przedsiębiorstwie, a pracodawca posiadający przykładową kwotą 5.000 zł, ma do dyspozycji dwa etaty. Zakładając płacę minimalną na poziomie 2.600 zł, jasnym staje się, że jedna z tych osób straci nie tylko pieniądze, ale – co ważne – potencjalne doświadczenie, które potem może procentować przy podejmowaniu kolejnego zatrudnienia. Jedynym pozytywnym aspektem w kontekście zmian proponowanych przez rząd Angeli Merkel, wydaje się potencjalny wzrost konkurencyjności polskiej gospodarki. Podniesienie kosztów zatrudnienia w Niemczech z pewnością przyciągnie część producentów zza Odry spragnionych tańszej siły roboczej. W końcu, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta…
-------------------------------------------------------------
Kup książkę wSklepiku.pl.