Janusz Szewczak: Strategia negocjacyjna polskiej ekipy okazała się całkowitą klapą
Kilka dni przed szczytem pan premier mówił: "jesteśmy silni jak nigdy, jedziemy świetna ekipą, sukces jest do osiągnięcia". Gdzie są dziś ci euroentuzjaści, nie widać ich jakoś, nawet w zaprzyjaźnionym TVN24.
Premier swoją konferencje zaczął od stwierdzenia, że "osiągnęliśmy połowiczny efekt", a powinien chyba powiedzieć, że "osiągnęliśmy całkowite fiasko". Bo nie ma tego budżetu i nie wiadomo, kiedy będzie. Strategia negocjacyjna polskiej ekipy okazała się całkowita klapą. Drużyna Tuska została zaskoczona nie tylko przez Brytyjczyków, na których zwalano całą winę, ale również przez rzekomych sojuszników, czyli przez Niemcy, które w końcu domagały się cięć w budżecie wspólnoty. Można powiedzieć, że "Kaszubski rycerz" został porzucony przez "Piękna Angelę" na rzecz brytyjskiego "Robin Hooda". Anglicy nie ustąpili w niczym, mało tego, na konferencji prasowej premier Cameron powiedział, że również biurokraci unijni muszą zacisnąć pasa.
Trzeba by teraz się zastanowić, skąd bierze się ta kontynuacja polityki propagandy sukcesu polskich władz. Wystarczy zadać pytanie: gdzie jest te obiecane 400 miliardów złotych? Przecież ich nie ma. Ta propaganda polega na tym, że premier znów obiecuje Polakom, niczym Zagłoba, Niderlandy. Mówi, że ten połowiczny efekt i to, co go podtrzymuje na duchu, to jest obietnica, znów obietnica, że nie będzie cięć funduszu spójności i w polityce rolnej kiedy dojdzie do następnych spotkań. Ja pytam: na czym, na prawdomówności czy na uśmiechu, na czym polega ta gwarancja, że nie będzie cięć? Widać wyraźnie, że będą cięcia i to potężne cięcia, bo nie widać jakiejkolwiek woli współpracy politycznej tych państw. Mało tego, premier znowu podkłada się i oddaje grę walkowerem, bo mówi, że "uzyskał zapewnienie, że nie będzie weta". No przecież to jest kompletna dziecinada, dlatego, że każdy kraj, a nawet Komisja Europejska może użyć weta. Tym razem aż dziewięć krajów groziło wetem i nie można wykluczyć, że przy kolejnych negocjacjach ktoś tego weta w końcu użyje. Bo tu nawet nie trzeba było używać weta, a i tak się zawaliły te negocjacje.
To jest kompromitacja ekipy Donalda Tuska i polskiego komisarza Janusza Lewandowskiego. Mamy kolejne "obiecanki - cacanki", a Wielka Brytania, Holandia, Szwecja, Dania, Niemcy najwyraźniej swojego stanowiska zmienić nie chcą i nie zmienią. To może oznaczać, że nie będzie tych obiecanych pieniędzy. A przypomnijmy, że obietnica 300 miliardów pojawiła się tuz przed końcem kampanii wyborczej i głównie dzięki temu Platforma Obywatelska w wyborach zwyciężyła. Nie odsunięto nadal groźby tych niebezpiecznych zapisów dotyczących sposobu wykorzystania tych środków czyli kwalifikowany VAT, czyli niższe zaliczki, czyli cały szereg innych obostrzeń, które grożą tym, że jeśli państwo nie będzie przestrzegało obostrzeń finansowych, to może nie dostać żadnych środków pomocowych.
Zastanawiające jest takie lizusostwo, taka polityka ugiętych kolan, bo, jak widać, ona nie przyniosła żadnych efektów. Liczenie na Berlin, te hołdy berlińskie składane przez ministra spraw zagranicznych skończyły się tym, że Niemcy przyłączyły się do Wielkiej Brytanii w kwestii wysokości cięć. Właściwie wyszło na to, że Polska jest całkowicie osamotniona w tej rozgrywce. To pokazuje, że nie ma już tej starej unii, do której wstępowaliśmy w 2004 roku, że to jest unia egoistycznych interesów państw, które sobie wybierają pieniądze, gdzie ci najbogatsi absolutnie nie mają zamiaru płacić na tych goniących, którzy wciąż są na dorobku. I w tym świetle nauczką dla premiera i tego rządu powinno być, żeby nie wpychali nas na siłę w traktat fiskalny i w Unię Bankową, bo to może nas kosztować jeszcze drożej i może skończyć się jeszcze gorzej. Czyli, nie będzie budżetu z taką ilością środków, jakie planowaliśmy, a przyjmiemy na siebie zobowiązania, że praktycznie rezygnujemy z pewnych suwerennych decyzji, z pewnych instrumentów gospodarczych na rzecz decyzji budżetów unijnych, bądź tez na rzecz decyzji budżetowych czy fiskalnych Niemiec czy Francji.
Polska znalazła się w rozkroku, w niebezpiecznym rozkroku, poddaliśmy się walkowerem jeszcze przed ta debatą, kiedy premier ujawnił, że 400 mld złotych by nas satysfakcjonowało, kiedy podczas rokowań uznał, że miliard w tę czy we w tę nie ma znaczeni i kiedy obiecał, że nie użyje weta. To były fundamentalne błędy, które musiały nas skazać na porażkę i właściwie decyzje o fiasku tej negocjacji rozgrywały się tam pomiędzy Niemcami, Wielką Brytanią, Danią, Szwecją i Holandia, a my w Brukseli byliśmy tylko statystami. Premier znów łudzi się, że jeśli dojdzie do spotkania w grudniu, czy też na początku przyszłego roku to nie będzie cięć, ale to dziecinna wiara w prawdomówność dorosłych.
Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK