Polska - 10 lat świetlnych w Unii Europejskiej?
„W tym roku życzymy sobie przede wszystkim, aby życie wokół nas stawało się normalne i kolorowe” – Brzmią słowa otwierające spot przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju z okazji 10 – lecia przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wypowiedź z 1991 roku okazała się prorocza – nareszcie ślimak stał się rybą, a debatę publiczną zdominowała kwestia tęczy na warszawskim placu Zbawiciela.
Kiedy dziesięć lat temu, przy ponad 77 proc. poparciu społeczeństwa, Polska przystępowała do Unii Europejskiej, niewielu spodziewało się, że socjalizm, z którym tak zaciekle walczyła „Solidarność”, powróci ze zdwojoną siłą. Oczywiście, niesprawiedliwym byłoby uznać przynależność do Wspólnoty za czas stracony i bezproduktywny – Polacy w ramach funduszy europejskich wykorzystali ponad 342 miliardy złotych na budowę autostrad, stadionów i innych obiektów użyteczności publicznej. Jednak – jak pokazuje historia – nie ma nic za darmo!
Przyjmując unijną daninę, Polska zobowiązała się do przestrzegania brukselskich dyrektyw, które swoją irracjonalnością często przewyższają pomysły z poprzedniego ustroju. Uznanie ślimaka za rybę lądową, zakaz naturalnego wędzenia wędlin, zakaz wchodzenia tyłem na drabinę - to tylko niektóre z absurdalnych przepisów, które z pozoru zabawne, w rzeczywistości stały się szkodliwym narzędziem intensywnej regulacji rynku na rzecz rozmaitych grup nacisku działających w Parlamencie Europejskim. Kolejnym, równie destrukcyjnym przykładem dewastowania wolnorynkowych mechanizmów, okazało się wprowadzenie limitów produkcji. Ten przejaw gospodarki centralnie planowanej – skądinąd doskonale znanej Polakom – przyczynił się do sztucznego zawyżenia cen produktów rolnych, co oczywiście odbiło się na kieszeni konsumentów. Jak słusznie zauważa Andrzej Gantner, szef Polskiej Federacji Producentów Żywności, uwolnienie na przykład produkcji cukru, mogłoby spowodować spadek jego ceny o ponad 250 EUR za tonę. Podobnie sytuacja kształtuje się w przypadku pozostałych produktów rolnych objętych limitami.
Dziesięć lat we Wspólnocie to także dziesięć lat „kolorowej” indoktrynacji społeczeństwa, kosztem realnej debaty gospodarczej. Jak każdy reżim, także i Unia Europejska dąży do zogniskowania uwagi opinii publicznej wokół kwestii odbiegających od rzeczywistych problemów państwa. Czterdzieści lat temu „główną bolączką” Polaków byli Syjoniści. Z kolei teraz, „palącym” problemem okazuje się warszawska tęcza na placu Zbawiciela, uważana przez niektórych za symbol społeczności homoseksualnej, przez innych zaś określana mianem „niewinnego przejawu stołecznej sztuki miejskiej”. Nie jest niczym nagannym debatowanie o estetyce miasta, czy symbolice instalacji artystycznych, jednak czymś zupełnie niezrozumiałym, wręcz podejrzanym, pozostaje nadgorliwe zaangażowanie władzy publicznej – również na poziomie europejskim – w sprawę mało istotnej tęczy. Czy 26 proc. bezrobocie wśród młodzieży oraz przerost biurokracji, nie jest wystarczającym powodem do zmartwień?
Przyglądając się produkcji filmowej Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, nie sposób pozostać biernym wobec bezprecedensowego skoku cywilizacyjnego, jaki dokonał się w Polsce na przestrzeni dziesięciu lat obecności w Unii Europejskiej. Obserwując jednak „życie wokół nas” wolałbym, żeby było zdecydowanie mniej „normalne i kolorowe”…
dr Maciej Jędrzejak