Dziennikarz GW: Im niższe płace tym wyższa wydajność gospodarki!!!
Przedruk z serwisu Stefczyk.info
„Ale pseudointelektualna sieczka! W Chinach ludzie pracują za kilka dolarów miesięcznie więc porównywanie wydajności ich gospodarki z polską nie ma sensu.”
W ten oto sposób dziennikarka(arz) Gazety Wyborczej Bianka Mikołajewska w swoim komentarzu odniosła się do mojego poprzedniego artykułu „4 VI - Skradzione Zwycięstwo”
Zdarzenie powyższe świadczy o tym, że blogi na Stefczyk.info są czytane przez dziennikarzy Gazety Wyborczej. Oczywiście powinno to być przedmiotem zadowolenia jak i poważnego zaniepokojenia. Gdyż o ile z jednej strony to dobrze, gdyż w przyszłości środowisko GW nie będzie mogło się wyprzeć wiedzy o tym co się w Polsce działo, a z drugiej strony jest to fakt bardzo przygnębiający, ukazujący przerażająco niski poziom wiedzy merytorycznej dziennikarzy zatrudnionych w tej gazecie. Ponieważ z jednej strony stwierdzenie o tym że zarobki w Chinach wynoszą zaledwie kilka dolarów miesięcznie oznacza kompletny brak wiedzy faktograficznej, o tyle uznawanie że wydajność gospodarki jest odwrotnie proporcjonalna do zarobków ukazuje brak podstawowej wiedzy na temat praw ekonomicznych. O ile może nie dziwić fakt że są ludzie którzy będąc specjalistami w jakiejś dziedzinie są jednocześnie ignorantami w innej, o tyle jeśli dziennikarz pod swoim imieniem przyznający się do pracy w gazecie mieniącej się opiniotwórczą kompromituje siebie i pracodawcę, to świadczyć to musi o kondycji mediów w Polsce. Pierwszym podejrzanym staje się sekciarstwo panujące w danym medium, odizolowane od stanu faktycznego jak i nie identyfikującego się z opinią społeczną, którą po prostu ignoruje, starając się ją uformować na swoją modłę, w najgorszym razie zignorować i obśmiać w celu neutralizacji. W przyszłym tygodniu postaram się napisać artykuł o „wolnych mediach” w świecie demokratycznym na przykładzie Hiszpanii, którą lepiej znam i z której właśnie wróciłem. Wydaje się jednak, bazując na ostatnich doniesieniach dotyczących problemów zdrowotnych naszej czołowej narciarki, że nasi dziennikarze dla swojego zdrowia psychicznego starają się na swój sposób bronić, żyjąc w wirtualnym świecie oderwanym od rzeczywistości, którą sami tworzą na życzenie swoich mocodawców. Inaczej tak niekompetentnej aktywności, pod własnym nazwiskiem, a pod czyimś tekstem trudno zrozumieć.
Niemniej w pierwszej kolejności polecam artykuły na temat poziomu płac w Chinach i ich tempa wzrostu w Financial Times np. „The Fragile Middle: China’s migrant workers test urbanisation drive” gdzie wprost przytoczono że przeciętna płaca w Chinach wynosi $14 ale dziennie. Zauważmy że publikowany w maju raport ICP na zlecenie ONZ-tu porównał rok 2014 do 1872, w którym to Stany Zjednoczone przegoniły Anglię jako lidera gospodarczego świata. Według autorów tego raportu w tym roku to Chiny zdetronizują dotychczasowego hegemona USA i staną się największą gospodarką światową właśnie wg parytetu siły nabywczej. Nic dziwnego że w takich okolicznościach jedyną nadzieją na zwiększenie poziomu płac zacofanych gospodarczo regionów takich jak Afryka stają się właśnie Chiny. I to nie tylko jako dostarczyciela droższych surowców dla chińskich przedsiębiorstw, ale jako miejsce przenoszenia się chińskich fabryk. Wg Justin Yifu Lin z Banku Światowego ekspansja przedsiębiorstw chińskich spowoduje przeniesienie za granicę aż 85 mln miejsc pracy. Nie będzie to transfer do Polski mimo jej milionowej emigracji ze względu niekonkurencyjne europejskie regulacje, ale między innymi do Afryki.
Frapujące są informacje o tym jak to z Chin do Afryki są przenoszone miejsca pracy za $600 miesięcznie gdyż w Chinach należy płacić więcej. Już obecnie inwestycje chińskie odbywają się tam na olbrzymią skalę - w tym samym czasie kiedy w Etiopii koncern obuwniczy Huajian inwestuje $2 mld z przeznaczeniem na eksport do USA i Europy, w RPA inny koncern Hisense narzeka na brak inżynierów w tym kraju, cytując że sam zatrudnia ich 10 tyś. a wszystkich w RPA jest zaledwie 35 tyś. Jak podaje Javier Blas w artykule Financial Timesa „China changes tack on Africa with $2bn multilateral investment” obiecane inwestycje chińskie jedynie podczas niedawnej wizyty premiera Li Keqiang wzrosły o $10 mld do planowanego poziomu $30 mld na lata 2013-2015. Polityka „cheque book” jest bardzo prosta polega na masowym udzielaniu kredytów na budowanie przez chińskie przedsiębiorstwa wszystkiego od dróg po szpitale na tym kontynencie, sterylizując w ten sposób nadwyżkę jaką Chiny mają z Zachodem, nie wzmacniając juana a pobudzając własną gospodarkę. Nic dziwnego że w jej wyniku nastąpiła niesamowita ekspansja handlu z Afryką z poziomu zaledwie $1 mld w 1980 r. do $10 mld w 2000 r. po $200 mld w zeszłym roku. Oraz jak opisuje to Financial Times w artykule „Beijing admits to Africa strains” dochodzi do tego że z jednej strony w 2,5 tysiącu przedsiębiorstw chińskich utworzonych na tym kontynencie w ostatnim dwudziestoleciu dochodzi a to do strajku w dwóch firmach naftowych Nigerii i Czadu, a to do zatargów w Ghanie na tle nielegalnego wydobycia złota przez Chińczyków i deportacji 4,7 tyś. z nich jak podaje WSJ w artykule „Ghana’s gold loses its lustre for Chinese miners”.
O ile tego typu ekspansja jest źródłem konfliktów takich jakie obserwowane są obecnie w Wietnamie, to w przypadku Polski wprawdzie ich unikamy lecz przejmując kosztowne regulacje europejskie sprawiamy, że jesteśmy niekonkurencyjni względem podmiotów spoza UE. W efekcie mimo niskich płac nie migrują do nas dodatkowe miejsca pracy, lecz to Polacy uzupełniają braki kadrowe przedsiębiorstw ulokowanych w krajach Starej Unii, głównie Niemiec. Taka polityka w połączeniu z jednoczesnym zanikiem młodego pokolenia w naszym kraju musi oznaczać likwidację polityczno-ekonomiczną Polski. I to właśnie tego typu diagnoza przeraża dziennikarzy głównego nurtu, i aby się nią nie zajmować wolą się kompromitować bulwersującymi komentarzami.