Co Polska zrobi z aferą taśmową?
W interesie Polaków jest znać kulisy decyzji, które podejmują ważne osoby w państwie. Mają je ujawnić kolejne nagrania podsłuchanych ważnych osób w państwie. Czy nic temu nie przeszkodzi? Ujawnienie rozmowy Sławomira Nowaka z PO z Andrzejem Parafianowiczem skutkowała odejściem z partii polityka i zawieszeniem w czynnościach wiceprezesa ds. korporacyjnych PGNiG Parafianowicza.
Niewątpliwie ujawnienie nagrania rozmowy ministra Sienkiewicza z prezesem NBP Belką pokazało, jak załatwia się w Polsce ważne dla państwa sprawy – m. in. otwarcie drogi do kupowania przez NBP - za pomocą pośredników obligacji od rządu (dodrukowania pieniędzy) w celu załatania dziury budżetowej. Można powiedzieć, że osoby, które wypowiadają się na temat sprawy dzielą się na zwolenników odkrywania zawartości dalszych nagrań z rozmów ważnych osób w państwie z warszawskiej restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz tych, którzy są za szybkim wyjawieniem kto nagrywał i po co. Intencje nagrywających oraz to, kto nagrywał nie zmienią natomiast tego, co zostało nagrane.
Dziennikarze, po „nieskutecznej” akcji ABW w siedzibie tygodnika „Wprost” bronią tajemnicy dziennikarskiej, która wiąże się z ochroną źródła informacji, choć są też wyjątki. Dziennikarz to nie policjant ani donosiciel, a powinien rozumieć to każdy, kto wie, czym jest dziennikarstwo śledcze. Odbiorcy mediów mają natomiast nieco trudniejsze zadanie. Słuchając opinii przewijających się przez TVP gości (od byłego szefa UOP Gromosława Czempińskiego po Piotra Tymochowicza od PR) mogą zgubić się w całej sytuacji i zarazem nie wiedzieć o co chodzi w całej aferze taśmowej. Prezentowaniem opinii nie da się ustalić prawdy, zwłaszcza, że są one różne. Choć śmiało można powiedzieć, że środowisko dziennikarzy mówi jednym głosem (wyłączając wyjątki), to jaskrawo widać, jak TVP praktykuje zasadę wolności słowa dopuszczając do głosu swobodnie wypowiadających się zwolenników państwa policyjnego, takiego w którym ważniejsze niż prawda jest niepodsłuchiwanie osób decydujących o losie naszego państwa. Tymczasem internauci wychodzą z siebie pokazując, że Polska to państwo w państwie, w którym układy uchodzą politykom na sucho. I już dzięki koncentracji mediów na aspekcie nielegalności podsłuchiwania prezes NBP Marek Belka nie jest osobą, o której mówi się najwięcej przy okazji całej afery. Bynajmniej nie w TVP. Funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie udało się odebrać redaktorowi naczelnemu tygodnika „Wprost” jego laptopa. Redakcja przekazała część nagrań prokuraturze sama w sobotę. Kolejne nagrania podsłuchanych ważnych osób w państwie będzie publikować w najbliższym czasie. W następnej kolejności mają być opublikowane nagrania rozmów byłego rzecznika rządu Pawła Grasia z prezesem PKN Orlen Jackiem Krawcem. Przypomnijmy - racji dziennikarzy, którzy napotkali po ujawnieniu treści taśm na kłopoty ze strony aparatu państwowego broni już nie tylko Naczelna Rada Adwokacka, ale także OBWE. Okazuje się, że afera taśmowa mocno razi rząd, choć dopiero wybuchła. „Wprost” informuje, że nie będzie publikował czysto osobistych wątków z rozmów podsłuchiwanych osób.
„Rzeczpospolita”, a później „Gazeta Wyborcza” napisały, że dotarły do nich nieoficjalne i niepotwierdzone informacje, które rzekomo wskazują na to, iż przesłuchany przez prokuraturę Łukasz N. miał zeznać, że to on jest autorem nielegalnych nagrań w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, a sprzęt do nagrań dostarczył mu dziennikarz śledczy i współautor artykułu we „Wprost” zawierającego treści nagrań Piotr Nisztor. Dziennikarz zaprzecza temu i odbiera takie informacje jako celowy atak na niego.
Nie zależy nam na jakiejś burzy czy czymś takim. Nam zależy, żeby pokazać, jak ten kraj funkcjonuje od środka
mówił w „Wiadomościach” TVP. Prokuratura nie zdradza informacji z przesłuchania Łukasza N. Wyszedł on z aresztu po wpłaceniu 40 tys. kaucji.