Norki zabija się na futra, a kotlet schabowy rośnie na drzewie, czyli rzecz o obłudzie
Niektóre media i ekolodzy mają obłudne podejście do pewnych sfer biznesu, które rzecz jasna określane są jako złe, a inne są dobre, bo przyjęcie prawdy, że jest inaczej byłoby nie do zniesienia. A tak przynajmniej można żyć w zakłamaniu, że w końcu nie jesteśmy źli, tylko właśnie tamci są okropni.
Chodzi rzecz jasna o hodowle zwierząt. Społecznie akceptuje się, że zabijanie świń, krów, cieląt, drobiu na mięso jest w porządku, bo jeść je trzeba, a najlepiej smakuje prosto z grilla. Ekolodzy wiedzą, że dyskredytowanie grillowania w Polsce nie uda się, bo pieczenie mięska na drutach jest niemalże religią Polaków i nie przyniesie żadnego efektu, a wręcz odwrotnie, może zrodzić wkurzenie społeczeństwa, które atak odczyta, że ktoś próbuje im odebrać jedną z przyjemności i wolności rodzinnych oraz towarzyskich.
Futra to coś innego, nie każdego na nie stać, poza tym są symbolem bogactwa, a więc często fanaberii majętnych osób. Dlatego zdaniem niektórych ekologów i popierających ich niektórych mediów są złe, bo na takie jedno palto potrzeba zabić 10, 20 czy nawet 50 albo więcej zwierząt. No niestety trzeba, tak jak trzeba zabić świnię by mieć karczek, który tak cudownie pachnie na grillu, czy też trzeba uśmiercić cielę abyśmy mogli delektować się delikatnym mięsem, a nie twardą wołowiną. Można nie kupić futra i można nie jeść mięsa.
Tym samym ekologom, którzy tak zaciekle walczą o życie niewinnych norek, lisów, jenotów nie przeszkadza jednocześnie posiadanie przez nich portfeli, toreb, butów zrobionych ze skór zwierzęcych. Być może niektórzy w domach mają jeszcze meble oprawione w skórę, na których odpoczywają po ciężkim boju o życie norek. Zapewne cielęta marzą o tym być stać się obiciem sofy.
Polacy ulegają tzw. poprawności politycznej, która w Europie jest normą. Dość często jej interpretowanie jest błędne i celowo wykrzywiane, co prowadzi do podważania fundamentów, które w społeczeństwach są od wieków, jak choćby tego, że zwierzęta służą człowiekowi w różny sposób, od dostarczania mleka po mięso i skóry. Oczywiście dziś są materiały skóropodobne, ale jak dotąd nie zawojowały rynku.
Największy problem z zabijaniem zwierząt mają ludzie w miastach, tzw. miastowi. Na wsi nigdy nie spotkałem się z potępieniem. Dlaczego? Bo tam normalne jest, że hoduje się świnie by je sprzedać na szynkę czy kiełbasę podsuszaną, hodowane są kury by były jaja i rosół, a krowa nie jest trzymana tylko dla mleka, bo Polacy w mieście uwielbiają gulasze i portfele ze skóry.
Dlaczego więc atakuje się hodowle zwierząt futerkowych? Że niby tylko dlatego, że tam są zabijane zwierzęta? No są. Podkreślam kotlet schabowy, nuggetsy, rostbef nie rosną na drzewie, ani nie są uprawiane na polu czy w szklarni.
Dlaczego więc hodowle, które Polsce w ubiegłym roku przyniosły 500 mln euro zysku, czyli ponad 2 mld 100 mln zł są złe? A w tym roku wygląda na to, że będzie jeszcze więcej. Warto podkreślić, że Polska jest numerem dwa w Europie. Pierwsza jest Dania. Większość europejskich rządów zazdrości zysków jakie z tego tytułu osiąga królewski kraj i jak mogą tylko ominąć ograniczenia przepisów europejskich w zakresie pomocy publicznej, to dotują tego rodzaju krajowy biznes (jak np. Hiszpania), by jak najszybciej zdobyć część tego lukratywnego rynku.
Tymczasem według polskich ekologów i niektórych mediów hodowla zwierząt na futra jest zła i winna być zakazana. Poza argumentem, że dla ich pozyskania należy zabić zwierzę oraz, że są trzymane w tragicznych warunkach, trudno dowiedzieć się, co jest jeszcze takiego złego. Łatwo manipulować wyobraźnią i empatią Polaków w tym kontekście, bo ileż Polek może sobie pozwolić na futro z norek, z lisów, czy z szynszyli? Futra więc w przekazie ekologów są symbolem zgnilizny moralnej, bo dla radości ludzi należy zabić zwierzę.
Zapewne niektórzy ekolodzy mają rację, gdy twierdzą że warunki życia lisów, norek na niektórych fermach są tragiczne, urągające wszelkim normom hodowli zwierząt. Takie miejsca jak i hodowców trzeba ujawniać i tępić oraz dążyć do zmiany. Ale nie plujmy we własne gniazdo tylko dla tego, żeby zlikwidować biznes, który dla miastowych jest moralnie niegodny, a który przynosi miliardy złotych dochodów i daje kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy, a do tego nazwa Polska czy też dokładniej Poland jest na świecie symbolem jakości w segmencie dóbr luksusowych. A tego zazdroszczą nam Niemcy i to bardzo.
Jacek Strzelecki
PS. Autor felietonu posiada psa, który został wyrzucony przez poprzedniego właściciela na ulicę i dwa chomiki kupione w sklepie.