Szkocja drugą Kanadą?
Idea szkockiej niepodległości jest z góry skazana na niepowodzenie. Zarówno pod względem politycznym, jak i ekonomicznym Edynburg wydaje się zbyt słaby, aby mógł stanowić stolicę niezależnego państwa, liczącego się na arenie międzynarodowej. Wiedzą o tym inwestorzy, którzy już teraz niepokoją się o monetarną, finansową i budżetową przyszłość Szkocji.
„Będziemy drugą Kanadą” – przekonują zwolennicy wyzwolenia spod „jarzma” Wielkiej Brytanii. Niestety, biorąc pod uwagę ekonomiczny potencjał Szkocji, te zapewnienia mają więcej wspólnego z patriotycznym zrywem Williama Wallace’a, niż ze zdroworozsądkową oceną konsekwencji samostanowienia. A te mogą okazać się wyjątkowo niebezpieczne dla stabilności finansowej Edynburga.
Najpoważniejsza z nich to ewentualne wyzbycie się funta, co byłoby naturalną ceną za zerwanie unii monetarnej z Wielką Brytanią. Jak słusznie zauważa Paul Krugman, Szkocja jest zbyt małą gospodarką, żeby pozwolić sobie na wprowadzenie własnej waluty. Mogłaby stać się łatwym łupem dla spekulantów, a biorąc pod uwagę silne uzależnienie od eksportu ropy i Whisky, zachwianie jej podstawami nie stanowiłoby problemu dla większych graczy. Wielu orędowników niezależności, za realne rozwiązanie uznaje przyłączenie się do strefy euro. Pomijając już kondycję wspólnotowej waluty, oddanie się pod „opiekę” Mario Draghiego jest procesem długotrwałym, wymagającym wdrożenia wielu reform i spełnienia rygorystycznych norm, których Szkocja, na początku swojej niepodległości, nie będzie w stanie zrealizować. Zupełnie odrębną kwestią jest przynależność do struktur Unii Europejskiej, a więc do gigantycznego rynku zbytu jakie gwarantuje członkostwo we Wspólnocie. Bruksela – wbrew zapowiedziom Alexa Salmonda - wyklucza możliwość automatycznego przyjęcia Szkocji w swoje szeregi.
"Jeżeli jakieś terytorium na obszarze państwa członkowskiego staje się niepodległe - traktaty wiążące owo państwo przestają takiego terytorium dotyczyć" – konkluduje Komisja Europejska.
Oznacza to, że dostęp do jednego z najważniejszych rynków zbytu głównych produktów eksportowych, zostanie mocno uszczuplony, a to pociągnie za sobą straty rzędu miliardów funtów. Podobny scenariusz należy założyć w odniesieniu do relacji z Sojuszem Północnoatlantyckim – Anders Fogh Rasmussen już teraz ostrzega Salmonda przed drastycznym spadkiem potencjału obronnego Szkocji, po zerwaniu unii z Wielką Brytanią. Materializacja prognoz szefa NATO, oprócz znaczenia militarnego, może nieść za sobą uciążliwe konsekwencje ekonomiczne. Niewątpliwie, niezależny rząd Szkocji rozważałby wyemitowanie obligacji skarbowych przeznaczonych na finansowanie deficytu budżetu państwa. Mając jednak na uwadze niefortunne okoliczności, z jakim Edynburgowi przyszłoby się zmierzyć (vide przynależność do UE i NATO), raczej nie należałoby spodziewać się szczególnego zainteresowania rzeczonymi aktywami. Agencje ratingowe z pewnością doskonale wypełniłyby swój obowiązek…
Wszystko wskazuje na to, że dążenie do niepodległości to kaprys partii rządzącej (SPN), która sprawnie przeprowadziła akcję propagandową. Wydaje się, że teraz – na własne życzenie – głównym źródłem wpływów do szkockiego budżetu będą pieniądze turystów odwiedzający Loch Ness.