Europejskie gadanie
Dzisiaj nieopodal miejsca, w którym przebywam średnio osiem godzin dziennie rozpoczął się IV Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Z przyczyn zarówno osobistych, jak i zawodowych interesuję się tym wydarzeniem nie, jako fenomenem biznesowym, ale społecznym.
Oglądam oto program kongresu – 38 stron zapełnionych informacjami o sprofilowanych panelach dyskusyjnych, wydarzeniach towarzyszących, dziesiątkami osobistości polityki, gospodarki, specjalistami branżowymi, ideowcami, które wszystkie razem wzięte i każde z osobna myślą o niczym więcej, jak tylko o rozkręceniu gospodarki, ulżeniu biznesowi, poprawieniu rentowności, unowocześnieniu i w ogóle o tym, jak zrobić tak, żeby całemu MSP, jego właścicielom i ludowi w nim zatrudnionemu było dobrze i coraz lepiej.
I pozostaje pytanie, dlaczego przy całym tym rozmachu, splendorze, celebracji i zadęciu towarzyszy nam przeczucie graniczące z pewnością, że całe to gadanie podobnie, jak kongres krynicki zda się psu na budę a nie MSP na pożytek? Że po zażartej (i obżartej w godzinach wieczornych) dyskusji pozostanie dym ogólnych wniosków i dobre samopoczucie tych uczestników, którzy będą brylować w socjecie również po zakończeniu części oficjalnej.
O, teraz rzucą się na nas orędownicy słuszności dyskutowanych idei i przyjętej międzynarodowej, ekumenicznej biznesowo i uniwersalistycznej (globalnej rzec można) formuły, bo przecież świat domaga się interwencji w ciężkich czasach, a goście dostojni i z tytułami domagają się szacunku dla swojego wysiłku przy pisaniu referatów (pytanie, kto je rzeczywiście pisał?) pełnych profesjonalnych sformułowań i dobrych biznesowych rad otulonych wyrafinowanym public relations nobilitującym wspomniany wysiłek osobisty lub osobistego autora widmo.
Bo w naszej opinii o nic innego nie chodzi, jak tylko o środowiskowy PR i self promotion. Przypatrując się promotorom i niektórym z dostojnych gości (z rynku krajowego, bo z innych większości nie znamy) widzimy, że to persony ze zgranej talii kart, obecnie blotki, które pomimo to, a może właśnie dlatego zdają się mnożyć pustą aktywność w formule właśnie takich wydarzeń. Przy okazji nadając większy niż celebracyjny sens istnieniu ośrodków, którymi zawiadują, a które coraz częściej posiłkują się konotacjami europejskimi, jako swego rodzaju lewarem polityczno-ekonomicznym.
Tylko, i to kolejne pytanie, o jaką ekonomie tu u licha chodzi? Bo w ramach zwykłej podejmuje się działania a ewentualne błędy koryguje na bieżąco wachlarzem ustaw i rozporządzeń, a nie mnoży potoki dyskusji i cały ten mało zrozumiały dla większość przedstawicieli MSP ”fachowy” entourage wypełniony treścią zgoła zbędną w naszych realiach. Tu chodzi o ekonomię… polityczną, która tym się różni od normalnej, że jest polem gigantycznego dyskursu zakończonego… niczym dla większości obywateli, czyli właśnie MSP.
Dokładnie tak, jak z tym greckim chłopcem, który w sposób banalnie prosty wymyślił, jak uwolnić Grecję od Euro i może od gigantycznych długów. Tyle, że zaraz po tym jak tzw. media okrzyknęły go małym geniuszem pomysł przepadł, bo przecież nie mógł doczekać się realizacji.
Zwykła życiowa ekonomia nie potrzebuje tysięcy autorytetów, specjalistów, polityków i urzędników do jej zawiadywania. Potrzebuje kilku prostych rzeczy: klarowności i trwałości systemu podatkowego, zdecentralizowania inicjatyw gospodarczych, odsunięcia od gospodarki państwa ze wszystkimi jego graczami wykorzystującymi swoją pozycję do fałszowania procesów rynkowych, dobrego sądownictwa, minimum ograniczeń biurokratycznych i niskich danin, które nie odbierają obywatelom owoców ich pracy. Na koniec traktowania ich, jak podmioty a nie marionetki we własnym teatrzyku.
Tego i tylko tego trzeba na początek MSP i nam wszystkim, a potem, jak to wcielimy w życie pakietem ustaw możemy sobie pogawędzić na kongresach przy szampanie i kanapkach z kawiorem.
Czy powyższe stanie się przedmiotem szerokiej dyskusji na tym Kongresie zakończonej efektywnym a nie efektownym działaniem? Jak myślicie?