Różne prawdy w przekazie medialnym w Polsce i na świecie
Czy expose premiera może być o niczym? Czy II linia metra to zwykła fuszerka? Dlaczego zapisy konstytucyjne są „martwe”, a tylko od czasu do czasu niespodziewanie „odżywają”? Dlaczego media stwarzają sztuczne problemy które później same rozwiązują?
O ile dzisiejsze media omawiają expose premier Kopacz o tyle Zachodnia prasa koncentruje się na protestach w Hong Kongu liderowanych przez uczniów. Gdy expose jest wałkowane na wszystkie możliwe sposoby, mimo jego miałkości koncentrującej się na udowadnianiu że z tylnego siedzenia nie steruje nim Donald Tusk, o tyle medialny przekaz z Chin ukazuje upadek monopolu informacyjnego świata Zachodu. Unaocznia to wyraźnie dzisiejszy artykuł Wall Street Journal autorstwa Paul Sonne „Russian State Media Portray Hong Kong Protests as U.S. Plot” z którego wynika że zarówno chińskie jak i rosyjskie media kpią sobie ze spontaniczności demonstracji. Udowadniając na wiele sposobów że zostały one zorganizowane przez USA:
"According to the Chinese press, the leaders of the movement received special training from the American intelligence services", "Beijing has said the protest organizers are linked to the American State Department", „First Channel and Rossiya 24 showed a video appeal by a young female protester in Hong Kong and compared it with a similar clip filmed by a young female protester in Kiev. The reports characterized the two clips as identical and suggested they were the handiwork of the U.S. The reportage also raised doubts about the ability of rank-and-file Hong Kong students to organize such a mass demonstration”, “”It's unlikely that people of school age came up with the elegant idea of bringing umbrellas, again creating a juicy picture." He suggested the U.S. instructed them”, „A Beijing-leaning Hong Kong newspaper recently accused one of the movement's student leaders of being a U.S. government pawn”, “Konstantin Rykov, a pro-Kremlin blogger who tends to echo and promote government positions online, posted a photo on Twitter of a Hong Kong protester wearing a yellow ribbon. He compared the pin to the white ribbons Moscow protesters donned in 2011. "In Hong Kong, the State Department decided to exchange the white ribbons for yellow ones"”.
Przy czym jak podaje Wall Street Journal wg mediów rosyjskich protesty są reakcją za poparcie jakie podczas kryzysu finansowego Rosja uzyskała od Chin:
"Analysts say Washington is doing this to try to spite Beijing for its support of Moscow in relation to the events in Ukraine", "It's possible Washington is trying to destabilize the situation due to Western sanctions and Russia's turn to the East in search of an alternative financial center" "And at the same time, Beijing can be punished for a stance on the Ukraine crisis that was balanced and therefore unacceptable to the countries of the West."
Podczas gdy moim zdaniem to właśnie Chiny wykorzystały zaangażowanie USA na Ukrainie aby poddać ściślejszej kontroli procesy polityczne w Hong Kongu uprzedzając ewentualne działania opozycji chińskiej. Bardziej przemawiająca jest analiza Gideona Rachmana we wczorajszym Financial Times’ie „China’s biggest challenge since 1989” w którym wprawdzie, w przeciwieństwie do mnie, nie odpowiada wprost na temat przyczyny ukazuje zmianę polityki Chin w tym roku:
„Four years ago Martin Lee, the veteran pro-democracy campaigner, told me that he had been “pleasantly surprised” by the extent to which China had allowed Hong Kong to preserve its freedoms. But earlier this year, when I met Mr Lee again, his views had changed completely. Now he warned that Beijing seemed intent on denying Hong Kong democracy and eroding the independence of the courts. What has changed? Perhaps the Communist party in Beijing has become more assertive and less tolerant. Perhaps it was never willing to risk real democracy emerging in Hong Kong.”
Na krajowym podwórku spełnienie prośby pani premier o 100 bezkrytycznych dni dla rządu, tak naprawdę pozwoliłoby na nierozliczenie rządów koalicji w wyborach samorządowych. W sytuacji kiedy przedwczorajsza decyzja WSA uchyliła decyzje ministra finansów, które zobowiązywały województwo mazowieckie do zapłaty rat „janosikowego”. Powołała się przy tym na marcowe orzeczenie Trybunał Konstytucyjny który orzekł, że przepisy o tzw. „janosikowym” dotyczące województw są niezgodne z konstytucją, gdyż nie gwarantują województwu zachowania istotnej części dochodów na realizację zadań własnych samorządu. Powyższa decyzja ukazuje po raz kolejny że „państwo prawa” często oznacza władzę sądów, która może sparaliżować dążenia władz ustawodawczych i wykonawczych, w sytuacji kiedy wiele zapisów konstytucyjnych jest martwych, a co poniektóre odżywają w niespodziewany sposób.
Pamiętam radość moją i marszałka Kuchcińskiego, kiedy to w 2003 r. pracując w Komisji Finansów udało się tak ukierunkować dyskusję, że obawy dotyczące zmian zasad finansowania samorządów nie tylko nie obróciły przeciwko Warszawie, ówcześnie rządzonej przez Lecha Kaczyńskiego, lecz stała się ona jednym z głównych beneficjentów zmian. Zmian likwidujących skomplikowany system subwencji i dotacji przydzielanych przez Ministerstwo Finansów, na uproszczony, w którym samorządy w sumie uzyskują około połowy dochodów z PiT i CiT. Wiadomo że nie jest to system najlepszy, taki w którym pieniądze idą za funkcjami sprawowanymi przez samorządy typu brytyjskiego, ale był on postępem w stosunku do dotychczasowego. Zwłaszcza że pozostawiał olbrzymie możliwości do zmotywowania władz lokalnych nie tylko do zabezpieczenia funkcjonowania potrzeb lokalnych, ale i ich ukierunkowania na tworzeniu infrastruktury dla lokalnych inicjatyw mających przyciągnąć miejsca pracy i to te najlepiej płatne. Bez procesu wyrównania dochodów między samorządami na skalę 2,5 mld zł, budżetów większości powiatów nie udałoby się w ogóle skonstruować.
Decyzja sądu jest decyzją upolitycznioną, wyrażającą porozumienie dwóch sił w Polsce, które postanowiły polepszyć sytuację finansową Mazowsza (PSL), a przede wszystkim Warszawy, w której PO przygotowuje się na reelekcję. To olbrzymie, najprawdopodobniej przepłacone inwestycje w stolicy są przyczyną obecnych zawirowań. Dotychczasowa ekipa jest przekonana, że to ona wygra wybory w Warszawie i będzie musiała wielomiliardowe długi spłacać doprowadziła do ataku na „janosikowe”. W tym momencie nikt nie pamięta o szczytnych niezrealizowanych zamierzeniach programowych PiSu, które zakładały w 2005 r. ukierunkowanie przedsiębiorczości lokalnych na tworzenie miejsc pracy. Poprzez taką nowelizację przepisów aby samorządy uzyskiwały środki podatkowe od tych którzy pracują w danej miejscowości, a nie tych którzy są tam zameldowani. Na równi z planami tworzenia systemu transportowego w sposób efektywniejszy i wielokrotnie tańszy. Z przygotowanych analiz wynikało że koszt tzw. II linia metra się nie zwróci i że efektywniejszym i wielokrotnie tańszym jest puszczenie jej na powierzchni kilkaset metrów dalej, na pasie należącym do kolei, a zbudowanie innej nitki podziemnej dodatkowo, ale gdzie indziej. W sytuacji gdy inne kraje osiągają kolejne cele polityczne, w Polsce czas po staremu tyka, tylko my starzejemy się, wymieramy i emigrujemy, a chocholi taniec trwa w najlepsze.