„Forex urywa ręce”. Czas na poważną edukację i szkolenia
Jak co roku Komisja Nadzoru Finansowego opublikowała wyniki z badania przeprowadzonego wśród krajowych biur maklerskich oferujących dostęp do rynku forex. Nie byłoby w tym absolutnie nic nadzwyczajnego, gdyby nie fala tendencyjnych komentarzy przedstawiających Forex w roli diabła wcielonego, rzekomo „urywającego ręce”. Prawda jak zwykle leży po środku.
Niewątpliwe, wśród brokerów na całym świecie nie brakuje takich, którzy starają się przedstawiać inwestycje na rynku walutowym, jako maszynkę do zarabiania pieniędzy, maszynkę niewymagającą w dodatku żadnego wysiłku intelektualnego. Inni z kolei, próbują skusić bardziej emocjonalnych graczy (no właśnie – graczy) wizją szybkich zarobków za jednym „niezobowiązującym” kliknięciem. Oba modele bazują na ludzkiej naiwności i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Zarabianie na rynku forex to praca jak każda inna i nie ma nic wspólnego ani z kasynem, ani z żadną inną dochodową „rozrywką”.
Inwestor, który chce powiązać swój rozwój zawodowy z tym niezwykle trudnym rynkiem, powinien reprezentować określone cechy intelektualno – emocjonalne, które wbrew pozorom wcale nie są powszechne w społeczeństwie. Dwie podstawowe to: samodyscyplina i umiejętność panowania nad emocjami. Ważne też jest dążenie do pogłębiania własnej wiedzy i ciągłego doskonalenia swoich umiejętności. Wielu o tym zapomina, stając się - na własne życzenie - ofiarą brokerów wykorzystujących ludzką chciwość i naturalne pragnienie niezależności finansowej.
Statystyki KNF nie są żadnym zaskoczeniem. Co więcej, potwierdzają oczywisty fakt, że siła perswazji nieuczciwych reklam jest dużo skuteczniejsza niż merytoryczna rozmowa oraz zachęcanie do edukacji i szkoleń, których przecież nie brakuje. 81 proc. stratnych inwestorów to pochodna dwóch czynników – wyraźnego popytu na marzenia o bogactwie i ogromnej podaży opowieści o łatwych zyskach. Dziwi fakt, że w debacie publicznej ten wątek jest zupełnie pomijany, a rynek forex opisywany jest niemal jako bestia mamiąca niewinnych inwestorów, nieświadomych zbliżającej się do nich katastrofy. Nie wspomina się w ogóle o pozytywnych przypadkach brokerów, czy banków inwestycyjnych kładących szczególny nacisk na edukację, widząc w niej szansę na pogłębienie relacji z klientem, poprzez pomnożenie jego kapitału.