Podwójnie przegrana bitwa o Polskę
Dlaczego analogiczne sytuacje inaczej nazywają greckie media a inaczej polskie? I dlaczego Unia Europejska i agendy międzynarodowe gorzej traktują w tych kwestiach Polaków niż nawet Greków na Cyprze?
Właśnie wróciłem z ostatków lata na Cyprze. O ile w kraju uległem szybkiemu zmrożeniu, o tyle w kraju Afrodyty zderzyłem się z odmiennym podejściem do historii i pojęcia interesu narodowego. W sytuacji kiedy media w Polsce na siłę tworzą z Karoliny Woźniackiej Dunkę, na Cyprze cały czas oficjalnie mówi się o Turkach jako Turkocypryjczykach - nie do pomyślenia aby w Polsce analogicznie nazywać Jerozolimopolakami, Rusinopolakami, czy Germanopolakami przedstawicieli innych narodowości. Również musiało szokować uporczywe uznawanie terytoriów północnego Cypru jako okupowanych od 40 lat, kiedy jednocześnie UEFA ściga polskich kibiców Legii, a może i Pogonii za samo wywieszanie herbów Lwowa i Wilna, mimo historycznego związania tych klubów z tymi miastami. Polaków przemielonych przez polską propagandę musiało również zdziwić że w roku kryzysu w Rosji hotele cypryjskie pełne są kolejnych turnusów dzieci niepełnosprawnych z Rosji, których za państwowe pieniądze rehabilitują masażyści z Ukrainy.
Na Cyprze zgodnie z powielaną propagandą wszystkim nieszczęściom winna jest ludna Turcja, a nie cywilizacja śmierci sprawiająca że Greków rodzi się coraz mniej zabijanych coraz liczniej w drodze aborcji. Podczas gdy Polaków cały zaskakuje statystyka wymierania Narodu, ostatnio informacja Eurostatu o tym że w Polsce żyje 36,5 mln mieszkańców, a więc o 2 mln mniej niż się oficjalnie podaje i do ilu według GUS mieliśmy spaść, ale w 2035 roku. Dane rzetelniejsze gdyż metodologia GUS uwzględnia emigrantów jako obywateli i nie notuje stałego procesu ich wydrenowywania. Wczorajszy Financial Times w analizie dotyczącej starzenia się społeczeństw na naszym globie zwraca uwagę na fakt że spadek dzietności na świecie sprawia że kraje już obecnie „cierpią na brak pracowników i konsumentów”, a starzenie się społeczeństwa oznacza „zbyt duży ciężar” finansowy nawet dla bogatej Ameryki. Z tym że przytoczone statystyki ukazują że w tych wszystkich krajach dzietność jest na wyższym poziomie niż w Polsce. Aby pokolenia się zastępowały potrzeba dzietności na poziomie 2 dzieci na kobietę, Chiny prowadząc politykę jednego dziecka mają dzietność 1,69, w kraju najsilniej dotkniętym małodzietnością Japonki rodzą 1,48 dzieci, podczas gdy w Polsce ten poziom spadł do poziomu 1,26. W konsekwencji jak podają projekcje OECD zakładany jest w naszym kraju 3,4 krotny wzrost proporcji osób w wieku emerytalnym do wieku produkcyjnego w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Oznacza to że stopniowo nasze emerytury ulegną kilkakrotnej redukcji i będą przyznawane w coraz późniejszym wieku, tak aby wielu z nas z nich nie mogło skorzystać, a służba zdrowia zostanie sprywatyzowana.
Niestety w Polsce na tragiczną zapaść w dzietności i realny brak 4 mln dzieci do prostej zastępowalności dokłada się emigracja. Wysokorozwinięte kraje Europy z powodu własnej małodzietności potrzebują polskich pracowników do zastąpienia swoich przechodzących na emeryturę, jak i do opieki nad rosnącą liczbą ludzi starych. Nie są one zainteresowane przenoszeniem miejsc pracy do innych krajów, co wiązałoby się ze spadkiem poziomu ich dochodów budżetowych, lecz preferują ściągnięcie imigrantów i ich asymilację. Dlatego wprowadzają regulacje europejskie które tym procesom sprzyjają. Z jednej strony sprowadzają miliony imigrantów nie zapewniając im możliwości korzystania praw narodowych, a z drugiej wprowadzają uregulowania które uniemożliwiają przenoszenie miejsc pracy o dużej wartości dodanej. Z tym należy wiązać zmuszanie krajów doganiających do ponoszenia kosztownych regulacji jak i zbilansowanych budżetów. W sytuacji Polski która potrzebuje nakładów rzędu 5 bln zł na środki trwałe, aby osiągnąć poziom gospodarczy porównywalny z krajami Zachodu, zmusza się ją do sfinansowania tych potrzeby ze środków podatkowych i oszczędności, a nie z długu. Jeśli jednak podniesie ona podatki i obniży wynagrodzenia to ludzie i przedsiębiorcy wyemigrują. Jeśli nic nie zrobi to miejsca pracy nie przybędą do Polski. Rozwiązanie w którym potrzebne inwestycje byłyby sfinansowane z długu, a później spłacone z wyższych podatków są zabronione. W efekcie Polska z jednej strony się starzeje gdyż nie ma dzieci, a z drugiej emigruje zanikając na naszych oczach, podczas gdy elity nawet boją się powiedzieć co należałoby w tej sytuacji zrobić.