Gdzie zaginął etos pracownika?
W jakimkolwiek sporze między pracodawcami, a pracownikami, w oczach opinii publicznej przegranym i winnym jest zawsze ten pierwszy – bezwzględny kapitalista, który chce wydusić ze swoich podwładnych to co tylko się da. Jest to w końcu człowiek pozbawiony jakichkolwiek ideałów, a w jego oczach widać tylko piniądze, które może zarobić. Warto jednak zadać sobie również trochę inne pytanie – czy w Polsce istnieje jeszcze jakikolwiek etos pracowniczy? Od razu jednak zaznaczam, że nie chcę żeby ten tekst został potraktowany jako „u was biją murzynów”.
Nie dalej jak dwa dni temu jeden z moich znajomych udostępnił link opisujący sytuację w bodaj poznańskim Amazonie, widzianą oczyma jednej z pracownic fizycznych. I wcale nie było tam nic o obozach pracy, niskich pensjach i trujących obiadach za złotówkę. Wręcz przeciwnie – jedzenie podobno znośne, a warunki pracy też niby są jasno określone – według opowieści po prostu nie ma czasu na odpoczynek i zabawę. Znalazła się tam natomiast cała litania zaniedbań i grzechów zatrudnionych – począwszy od niszczenia autobusu dowożącego do pracy i codziennych (!) kradzieżach produktów, a skończywszy na kontaktach seksualnych (!!) na hali magazynowej.
Oczywiście w dzisiejszych czasach każdy, włącznie z szefem działu PR Amazona może wejść na dowolne forum czy stronę internetową i napisać co mu tylko przyjdzie do głowy. Więc bez anonimowości – sam pochodzę z zagłębia transportu kołowego, więc zdarzyło się tak, że i mój tato jest kierowcą ciężarówki. Obecnie pracuje w Niemczech, natomiast na miejscu nie jeździł u żadnego z dużych przewoźników, a w małej, rodzinnej firmie. Ostatnio spotkał się ze swoim byłym szefem (i przy okazji kolegą) i okazało się, że tylko jeden z ciągników siodłowych regularnie jeździ na trasy międzynarodowe, a drugi stoi nieużywany i siłą rzeczy na siebie nie zarabia. I nie jakby się (również mi) wydawało z powodu braku zleceń, a dlatego że... po prostu nie można znaleźć dla niego odpowiedniego kierowcy. Uprzedzając pytania – pensja jest całkiem przyzwoita, a właściciel nie szuka faceta, który na trasie wszystko sam naprawi i do tego będzie jeździć tak, że ciężarówka zacznie produkować paliwo. Odpowiedni w tym przypadku jest po prostu synonimem uczciwego – takiego który nie będzie kradł oleju napędowego i nie ukradnie mu samochodu na części. Tylko tyle i aż tyle.
W Polsce niestety wciąż istnieje swego rodzaju społeczne przyzwolenie na drobne kradzieże w miejscu zatrudnienia – przecież przez lata komuny wynosiło się gwoździe, śruby czy różne inne przedmioty, nawet niejednokrotnie nawet na budowę kościoła w rodzinnej wiosce. Ale niestety również i dziś celem przywłaszczenia stają się materiały biurowe czy jedzenie, które może być podjadane przez zatrudnionych w sklepie. Pracownicy nie czują się w tej sytuacji winni, gdyż wartość tych przedmiotów jest najczęściej marginalna albo po prostu nie mają poczucia, że one do kogoś należą. Gorzej kiedy nie można już mówić o nadużyciu - w grę wchodzą wtedy trochę droższe przedmioty, które nie są oddawane do dyspozycji pracowników (w przytoczonej wyżej historii z Amazona, jedna z kobiet podmieniła w paczce wysłanej do klienta nowe buty na swoje zużyte gumofilce), a co dopiero mówić o defraudacjach środków finansowych.
A przecież wszystkie takie sytuacje jak wyżej czy chociażby zwykłe lenistwo pracowników mocno fałszują prawdziwy i przede wszystkim właściwy obraz tych relacji, wpływając na budowanie w społeczeństwie wzajemnej nieufności na linii biznesmen – zatrudniony. Jeden myśli wzajemnie o drugim, że chce go oszukać i okraść z ciężko wypracowanych pieniędzy, a niestety wina w każdej z sytuacji rzadko leży po jednej ze stron. A przecież jeśli przedsiębiorca w sytuacji się zorientuje, najczęściej kończy się po prostu na zamontowaniu monitoringu, który rzadko jest entuzjastycznie odbierany przez załogę, która nie lubi być kontrolowana. Powoduje to jeszcze większe pogłębianie się konfliktu.
Problem moim zdaniem jest jednak trochę głębszy i bardziej złożony, a nie da się go rozwiązać kamerami nad głową – zatrudnieni po prostu nie czują więzi i odpowiedzialności za firmę w której pracują. Nie rozumieją, że gdy z hali zostaną wyrzucone maszyny produkcyjne, to oni pójdą na bruk wraz z nimi. Często zdarza się jednak, że nikt takiego poczucia po prostu im nie daje. Gdyby opisać to równaniem powinno ono wyglądać tak: przedsiębiorca + pracownicy = firma, a nie przedsiębiorca + firma = pracownicy. Widoczny jest zanik zarówno etosu pracowniczego, ale muszę przyznać, że zagubił się również swego rodzaju ideał przedsiębiorcy – ale niestety to o tym pierwszym znacznie rzadziej się mówi i bardzo słabo go akcentuje. Raczej udaje się, że nie istnieje lub jest nieznaczący, co jest moim zdaniem związane ze swego rodzaju przyzwoleniami, o których pisałem wcześniej i tym, że po prostu pracowników jest więcej.
Bardzo słusznie narzekamy na Hofmana, Rogackiego i Kamińskiego, którzy wzięli pieniądze na paliwo, a polecieli tanimi liniami lotniczymi. Ja broń Boże wcale ich nie bronię – warto jednak, żebyśmy wszyscy (TAKŻE JA) również czasem sami uderzyli się w pierś i zastanowili czy przypadkiem nie zdarzyło się nam wynieść tego lub owego ze swojego zakładu pracy albo używać facebooka na służbowym komputerze. Kaliber oszustwa może i jest zupełnie inny, ale problem pozostaje bez zmian. Jest nim po prostu brak poczucia wspólnoty przed którą się odpowiada – nieważne czy tworzy się ją z szefem, wyborcą czy pracownikiem. Pewne ideały po prostu zanikły. I żeby było jasne – nie odsądzam od czci i wiary wszystkich zatrudnionych w polskich firmach – po prostu o tym zjawisku ciągle mówi się zbyt mało.