Gdzie jest praca dla absolwentów?
Obecnie na rynku pracy bezrobotnymi jest już prawie 1/3 absolwentów szkół i uczelni – osób do trzydziestego roku życia. To absolutnie priorytetowy problem dla dziś, ale i jutra Rzeczpospolitej. I porażka świata dorosłych, rządzących na różnych poziomach.
Młody człowiek nie może dorosłego życia zaczynać od tzw. kuroniówki (zresztą otrzymywanej tylko czasowo). Nie może żyć, wcześniej uczyć się, z przeświadczeniem, że jedynym wyjściem dla niego jest wyjazd na tzw. saksy, jak to od 2004 roku (daty formalnego wejścia Polski do UE) uczyniło ponad 2 mln Polaków (mają tam już ok. 400 tys. dzieci, które uczą się poza polskim systemem edukacyjnym). Albo co najwyżej wdzięczyć się do jakiegoś notabla, nosić mu teczkę, bo może pomoże „po protekcji” w zatrudnieniu. I to jest perspektywa dla osób często z dwoma fakultetami, jakimiś studiami podyplomowymi, dodatkowymi kwalifikacjami.
Czy ktoś się tym przejmuje, gdy dla poborców diet sejmowych najważniejszą sprawą są karczemne spory o definicje kobiety i mężczyzny, itd. To zaczynają być zupełnie różne światy. Tu bark pracy, bieda, albo mrozy, zamarznięci ludzie (jeszcze w 2000 roku byliśmy atakowani bezwzględnie przez SLD za brak troski o ludzi), a kto się o to dopomina dzisiaj?
Wszechobecny tzw. pijar zastępuje merytoryczną debatę o miejscach pracy, jak było to w przypadku tzw.. kupców z Kataru na stocznie w Gdyni i w Szczecinie. Minęły wybory do europarlamentu, kupców ani widu, ani słuchu. Ów minister skarbu ma teraz inną państwową posadę za prawie 100 tys. miesięcznie. I się kręci. Stoczni nie ma, pracy nie ma. Te za niedaleką granicą mają się nieźle (vide ta w Rostocku, która korzystała z pomocy rządu niemieckiego, mimo pouczeń Brukseli). Gdzie tu dbałość o interes narodowy (przecież stocznie to cały system kooperantów – jak Cegielski w Poznaniu, Huta Częstochowa, to rozwój myśli technicznej – chociażby na Politechnikach: Gdańskiej, Szczecińskiej).
Problem miejsc pracy należy do kluczowych. Była o tym mowa podczas konferencji na temat kształcenia zawodowego, którą w Gdańsku, jeszcze w 2012 roku zorganizował Związek „Pracodawcy Pomorza”.
To też paradoks, bo w tych dniach słyszałem opinię, iż brakuje na rynku pracy spawaczy kadłubowych (to uwaga ze strony Stoczni Gdańskiej i Gdańskiej Stoczni Remontowej). Dzieje się tak, bo akurat w tej profesji dużo ludzi wyjeżdża do stoczni np. w Norwegii.
Mówiono podczas obrad sporo o znaczeniu dobrego nauczania przedmiotu ”Przedsiębiorczość”, o potrzebie zatrudniania doradców zawodowych w gimnazjach, ale też w szkołach ponadgimnazjlanych. Akcentowano znaczenie dobrego kształcenia praktycznego. To jest ten częsty problem: jak wyważyć wiedzę ogólną a zawodową – szczegółową, w tym teorię danego zawodu-kwalifikacji)
Widać tu pewne działania, bo Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło od tego roku podział zawodów na kwalifikacje, które nie do końca pokrywają się z rytmem kończenia danego typu szkoły (zawodowej, technikum). Np. dla zawodu elektryk potrzeba zdobycia dwóch kwalifikacji, dla technika elektryka – już trzech, itd.
Co ciekawe wypowiadający się przedsiębiorcy wskazywali, iż Polska jest dobrze położona z punktu widzenia działań makrobiznesowych – leży gdzieś w połowie między krajami Azji a USA. To już uwidacznia się na informatycznym rynku pracy, gdzie największy rozwój w ostatnich dwóch latach notuje Kraków, potem Wrocław, Warszawa, Gdańsk (a więc i jest otwarcie na tego typu kierunki studiów). A jest to sprawa ważna, gdyż za 5 lat będzie już o około 20% mniej młodych ludzi na studiach.
Takie położenie wyznacza też dodatkowe potrzeby, np. językowe. Warto znać oprócz angielskiego także niemiecki. Ten rynek, mając świadomość swej siły, oczekuje, że językiem komunikacji biznesowej będzie także niemiecki.
W opinii pracodawców ważne jest też kształtowanie przez szkoły, uczelnie odpowiednich tzw. kompetencji społecznych. A mówiąc prościej: zdolności do aktywności, pewnej przebojowości, umiejętności autoprezentacji, napisania porządną polszczyzną listu motywacyjnego. Zdolności do dobrej organizacji pracy, ale też posiadanie takie cech jak punktualność, dokładność, gotowość do dalszej nauki.
Pracodawcy zwracali też uwagę na potrzebę uporządkowania spraw dokumentacyjnych, czyli świadectw kwalifikacyjnych (nie tylko, że chodził i ukończył taką to a taką szkołę), czy brak dyplomu, świadectwa maturalnego.
Mówiąc największym skrótem: nadszedł taki czas nie tylko na polskim, ale i europejskim-światowym rynku pracy, że skończyła się oferta także dla reklamowanego do niedawna polskiego hydraulika. Takie kwalifikacje są ważne (bo, mówiąc językiem kabaretu, ktoś musi tę rurę odetkać), ale ważniejsze jest otwarcie na przekwalifikowania, zmianę nawet zawodu, już nie mówiąc o miejscu zamieszkania.
Myślę, że to, co tak akcentowaliśmy na przełomie wieków w niedokończonej reformie szkół pozagimnazjalnych: dobre przygotowanie teoretyczne, znajomość języków, reguł przedsiębiorczości, jest dzisiaj dalej kluczowe.
Warto też pamiętać o słowach rektora Politechniki Gdańskiej, który apelował, aby na pierwszym miejscu stawiać rozwój OSOBOWOŚCI młodego człowieka. Przez szkołę, przez uczelnie, ale też przez dom, otoczenie lokalne, media. Aby propagować wzór dobrego, rzetelnego życia, opartego na sumienności, rzetelności, pracowitości (te akurat cechy niemieckiej organizacji pracy – warto upowszechniać i w Polsce). Czego nam często najzwyczajniej brakuje. A droga na tzw. skróty, prowadzi zazwyczaj w… maliny.