Opinie

Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski i ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel po rozmowach w MSZ, fot. PAP/Radek Pietruszka
Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski i ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel po rozmowach w MSZ, fot. PAP/Radek Pietruszka

Niemcy-Polska? Gospodarka głupcze!

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 12 stycznia 2016, 19:40

  • Powiększ tekst

Liczne wypowiedzi niemieckich polityków nieprzychylne zmianie rządów w Polsce mają swoje głębokie przyczyny. I nie chodzi o zagrożenie demokracji. Wręcz przeciwnie - o utrzymanie status quo, które z demokracją nie ma nic wspólnego.

W ciągu ośmiu lat rządów koalicji PO-PSL Berlin utrwalił swoje wpływy nad Wisłą. Przytoczyć należy dwa sztandarowe przykłady, kiedy politycy PO-PSL podejmowali decyzje sprzeczne z polską racją stanu, a zgodne z życzeniem zachodniego sąsiada.

1. Zamknięcie polskich stoczni, gdy niemieckie skorzystały z pomocy publicznej. Dziś to te niemieckie świetnie prosperują, gdyż pozbyły się niechcianej konkurencji.

2. Budowa Nord Streamu po dnie Bałtyku i w taki sposób, że odcina możliwość efektywnych dostaw gazu skroplonego do Świnoujścia największym jednostkom o dużym zanurzeniu.

To wszystko „zadziało się” niczym w thrillerze politycznym pod totalną osłoną mediów. Drodzy niemieccy koledzy, pamiętacie swoje oburzenie, gdy w 2005 roku brytyjski Mecom Group próbował wejść w sposób znaczący na Wasz rynek prasowy? Jakie przesłanki czy logika kazały Wam zatem zmonopolizować polski rynek prasy lokalnej? Oburzenie zmieniło się w entuzjazm, bo bez reakcji rządu w Warszawie, osiągnęliście u nas to czego nie dopuszczacie nawet do myśli we własnego kraju.

Właśnie w Polsce niemieccy przedsiębiorcy i agendy rządowe mogły bez skrupułów i żadnych zahamowań dopuszczać się praktyk, których zabraniano w Niemczech.

Przypomnijmy te najbardziej drastyczne o charakterze wręcz kolonialnym. Powinny wywołać choć rumieniec na licu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza czy przewodniczącego frakcji CDU-CSU w Bundestagu Volkera Kaudera.

W imię czego Deutsche Bank i Commerzbank sprzedawały na polskim rynku w latach 2004-2008 trzydziestoletnie „kredyty” hipoteczne indeksowane do franka szwajcarskiego? Dziś po znacznej dewaluacji złotówki polscy klienci tych niemieckich banków działających na naszym rynku mają do spłacenia kapitał wyrażony w złotych często dwa razy większy niż w momencie zakupu wymarzonego mieszkania. Czyż nie są to przypadkiem toksyczne instrumenty pochodne wystawiające nieświadomego finansów Kowalskiego na nieograniczone ryzyko walutowe? Czy Deutsche Bank i Commerzbank miały czelność oferować podobne produkty Schmidtowi na swoim rodzimym niemieckim rynku? Oczywiście – NEIN!

Także rumieniec powinien zawitać na wasze lico, drodzy niemieccy koledzy, gdy mowa o sięganiu do biednych kieszeni polskiego podatnika, by finansować ekspansje niemieckich sieci handlowych.

Na jakiej zasadzie jedna z najbogatszych niemieckich rodzin otrzymała preferencyjne kredyty na łączną kwotę 900 milionów dolarów z Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na pomnożenie w Polsce liczby swoich sklepów wielkopowierzchniowych pod marką Lidl i Kaufland? Czy mogła dostać takie wsparcie od instytucji, na które łoży polski podatnik, bez politycznego zaangażowania Berlina? Ta sama bogata niemiecka rodzina otrzymuje w naszej ocenie od lat pomoc publiczną pod płaszczykiem niezwykle korzystnych rozwiązań podatkowych. Rozumiemy, że odpłaca wypychaniem niezbywalnych w Niemczech towarów do krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Za niezdrowe stosunki gospodarcze Polski z Niemcami przez ostatnie osiem lat nam również wstyd, bo to przecież rząd w Warszawie (poprzedni) dopuścił do sytuacji w jakiej dziś znalazły się obie strony potencjalnych sporów na wielu płaszczyznach. Nie można jednak pod żadnym pozorem abstrahować od rzeczywistości, w której uchodźca z Syrii do Niemiec dostaje większy zasiłek socjalny niż wynoszą zarobki polskiej pracownicy sieci Lidl.

A przecież czeka nas wiele innych trudnych spraw, jak rozstrzygnięcia kształtu UE, eurostrefy, Unii Bankowej czy redystrybucji korzyści finansowych. I jak będziemy je rozstrzygać teraz?

Źródło: wPolityce.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych