Według "FT" to „Poland’s kingmaker” jest autorem programu 500+
Weekendowy „Financial Times” pozytywnie rozpisuje się o Jarosławie Kaczyńskim na dwóch stronach twierdząc, że ekonomicznym autorytetem jest dla niego Thomas Piketty i jego „Capital”. Pytaniem pozostaje, kto w PL przeczytał 577+78 str. i czy po słusznej diagnozie ograniczy się do postulowanego opodatkowania kapitału (wyjątkowo proste, lecz ubogie instrumentarium), czy też nie uzna, że pierwowzór spostrzeżenia że r͕›g w „Das Kapital” (1867) daje jedynie skuteczne rozwiązanie?
Prezydent podpisał ustawę o programie „Rodzina 500+”. Jej przyjęcie jest ze wszech miar słuszne, bo mimo tego, że efekty okażą się umiarkowane ze względu liczbę kryzysowych roczników dziewcząt będących w wieku rozrodczym, to jednak istotnym jest, aby zacząć walczyć z zapaścią demograficzną, niż kontynuować dotychczasową politykę wygaszania Narodu.
Szkoda że dziesięć lat temu nie przyjęto analogicznej ustawy która dawała 400 zł miesięcznego upustu podatkowego, nawet jeśli nie miało się wystarczającego zobowiązania w PIT, dla rodzin wielodzietnych. Rozwiązanie, które osobiście zawarłem w programie gospodarczym PiS 2005 r było prostsze w realizacji, jak i oddziaływało na roczniki wyżu demograficznego. Niestety, odejście od programu, którego istotą było kreowanie miejsc pracy w Polsce i polityka prorodzinna jak to słusznie zauważyła w tekście „Dzieci i pracy” Agata Nowakowska z „Gazety Wyborczej” zostało zarzucone na rzecz rozwiązań liberalnych. W ich wyniku nie „przytrzymane” w kraju roczniki wyżu solidarnościowego, pozbawione wsparcia w znalezieniu zatrudnienia i demotywowane do zakładania rodziny zostały wypchnięte za granicę.
Odpowiadając na pytanie, dlaczego w III RP zawsze były wciąż jakieś niemożności i kłopoty z tzw. prorodzinną polityką należy raczej odpowiedzieć, że to nie były jakieś zwykłe kłopoty, lecz że nasze państwo wprost uprawiało zideologizowaną politykę antyrodzinną, promowało utracjuszowski styl życia, w którym posiadanie dzieci traktowano jako obciążenie, ograniczenie wolności itp. Ogólnie biorąc, z punktu widzenia interesów państwa i Narodu lata III RP to historia niebywałego wprost utracjuszostwa!
Dzisiaj niełatwo jednak ratować to, co zostało głupio bądź nieuczciwie stracone i na tym właśnie polega polski problem, a nie na doraźnie złych lub dobrych ocenach. Czas najwyższy by przyjrzeć się tym procesom i tendencjom.
Najgroźniejsze dla przyszłości Polski jest to, że dopuszczono – z głupoty, beztroski lub może z premedytacją – do zapaści demograficznej, do starzenia się społeczeństwa, co się przełoży na coraz większe obciążenie przyszłych budżetów państwa, gdyż kolejne rządy zamiatały trudne sprawy pod dywan. Zupełnie nie przejmowano się tym, że duża część dochodów polskich obywateli nie była wypracowywana w Polsce, nie zasilała podatkami polskiego budżetu. A raczej wszyscy cieszyli się z możliwości pracy za granicą, co wielu rodzinom istotnie poprawiało komfort życia, a państwu zaoszczędziło konfliktów społecznych co jest smutną i skrywaną prawda.
To nasze poczucie komfortu brało się także z faktu nieposiadania dzieci; beztrosko tkwiliśmy w „dobrej” sytuacji, kiedy dochody dzieliliśmy na mniejszą liczbę osób. A teraz zamiast dzieci, będziemy mieć na utrzymaniu więcej i więcej starzejących się rodziców oraz dziadków. W najbliższych kilkudziesięciu latach proporcja osób będących w wieku emerytalnym do tych, które będą na to zarabiały pogorszy się 3,4-krotnie. I to skala nowych wyzwań.
Od 2030 r. w Polsce nie będzie wzrostu gospodarczego z powodu spadku liczby pracowników. Oznaczać to będzie proces obniżania emerytur, podwyższania podatków, jak i podnoszenia wieku emerytalnego. Osoby w wieku emerytalnym potrzebują czterokrotnie większej liczby zabiegów medycznych. Dlatego grozi nam albo umieranie w kolejkach do lekarza, albo prywatyzacja służby zdrowia i umieranie w domach zamiast leczenia w szpitalach.
Wydaje się, że kolejne rządy wciąż złudnie pokładają nadzieję w rozwijającej się, nawet mimo światowego kryzysu, polskiej gospodarce. Tymczasem trudno liczyć na dalszy, choćby podobnie powolny jak dotąd, rozwój, gdy na rynku pracy będziemy mieli rosnącą przewagę ludzi starszych, mniej sprawnych i mniej mobilnych.
Już dziś do prostej zastępowalności pokoleń brakuje nam ok. 4 mln. dzieci i młodzieży. Ponadto ok. 3 mln. młodych Polaków wyjechało za pracą za granicę. Mamy w Polsce naprawdę olbrzymie spustoszenie demograficzne które wciąż jest bagatelizowane. I tylko dlatego, że naokoło nie ma zgliszcz i popiołów nie dostrzegamy tego złego, co już się stało.
Już w 1932 r sławni szwedzcy nobliści Gunnar i Alva Myrdal w książce „Crisis in the Population Question” napisali że dzieci są inwestycją dla społeczeństwa, a kosztem dla rodzin. I tę sprzeczność interesów państwo, wykorzystując system podatkowy powinno wyeliminować, eśli nie chce doprowadzić do zapaści gospodarki i finansów publicznych. W finansach funkcjonuje złota zasada mówiąca o tym że jeśli nie chce się hamować wzrostu gospodarczego to nie należy opodatkowywać inwestycji. I to dotyczy zarówno podatku bankowego w części dotyczącej inwestycji w miejsca pracy jak i opodatkowywania wydatków na dzieci.
Polska przez 25 lat się do tych zasad nie stosowała, prowadziła politykę antyrodzinną. Dlatego wg CIA Factbook’a jesteśmy na świecie na 9 od końca miejscu pod względem dzietności rodzin. Z tego to powodu poniesiemy srogie konsekwencje gospodarcze.
Przeciętnie bezpośrednio, pośrednio opodatkowuje się wydatki na dzieci w wysokości 1000 zł miesięcznie. Dlatego świadczenie w wysokości 500 zł na dziecko należy pod względem finansowym traktować jako wskazane obniżenie podatków obciążających dzieci. Zaproponowane rozwiązanie niezależnie od ułomnej formy świadczenia należy traktować jako działanie wspierające wzrost gospodarczy oraz stabilizujące stan finansów publicznych w długim okresie czasu. Z tego powodu należałoby się zgodzić że dotychczasowa polityka opodatkowująca dzieci przyniosła skutek oczekiwany zgodnie z nauką ekonomii i dzieci stały się produktem luksusowym.
Dobrze, że podjęto próbę ratowania sytuacji poprzez przyjęcie przez obecny rząd 500 zł na dziecko co może realnie przyczynić do wyjścia z zarysowanego impasu. Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, jakie jeszcze działania należałoby pilnie podjąć, aby zdecydowanie i szybko odwrócić proces pogłębiania się niżu demograficznego, aby dzisiejsze, dwa razy mniej liczne od poprzednich pokolenie młodych nadrobiło straty demograficzne. Żeby tak się stało przeciętna dzietność musiałaby wzrosnąć trzykrotnie, co ukazuje skalę wyzwania. Jeśli chce się odbudować gospodarkę to należy poprzeć działania likwidujące opodatkowanie posiadania dzieci. A jeśli dba się o przyszłość Narodu to należy przestać obcinać gałąź, na której się siedzi.