
Nasz system edukacji tłamsi demografię
Autorem najlepszego komentarza pod artykułem „o polityce prorodzinnej” z cyklu „Na jeden temat przy czwartku” została komentatorka o pseudonimie „jolka”. Zaciekawiło nas jej stwierdzenie: „matki boją się wychowania dzieci, bo szkoła jest głupia, nauczyciele niedouczeni i wredni, a dziecko w szkole jest zakładnikiem.”
Dzisiaj otrzymaliśmy artykuł w którym rozwija tą myśl.
Szkoła - etap ważny w życiu każdego człowieka. Dla mnie ten etap już się skończył, zdałam szczęśliwie trzy matury nie licząc swojej. Te trzy matury zdałam, co prawda, tylko emocjonalnie, ponieważ były to matury zdawane przez moje dzieci, ale wcale nie było łatwiej niż przy maturze mojej własnej. Pisząc o maturze nie mam na myśli samego egzaminu, ale cały etap nauczania, który do niego doprowadził, czyli 21 lat nauki moich dzieci. Najstarsze zaczęło edukację w roku 1989, najmłodsze zakończyło w 2010 roku.
Przez te lata dość intensywnie angażowałam się w ich naukę. Wynikało to pewnie z doświadczenia, które sama zdobyłam jako uczennica, najpierw ośmioklasowej szkoły podstawowej, ze świetlicą do godziny 15.00 i nauką religii w salce przy parafii, następnie czteroletniego liceum ogólnokształcącego. Moi rodzice do mojej szkoły i nauki podchodzili w sposób bardzo prosty, po pierwsze nauczyciel ma zawsze rację, po drugie masz warunki i intelektualne i domowe, żeby osiągać jak najlepsze wyniki i takich wymagali. Przeżyłam bez większych problemów obie szkoły, zdałam maturę dostałam się na studia i je skończyłam. Ale kiedy moja najstarsza córka zaczynała edukację, postanowiłam się w nią zaangażować, właśnie ze względu na swoje doświadczenia ze szkołą.
Między starszymi dziećmi różnica wieku wynosi dwa lata, więc do szkoły chodziły prawie równocześnie. Szkoła była zwykła publiczna i zapewniała realizację programu narzuconego przez ministerstwo. Dbając więc, o większy rozwój moich dzieci odrabiałam z nimi lekcje, a następnie, jak taksówka, dowoziłam je na kolejne zajęcia dodatkowe, judo, tańce, język angielski itd. Mogłam sobie na to pozwolić, ponieważ nie pracowałam na etacie.
W trakcie szkoły podstawowej przeprowadziliśmy się do innego miasta i wówczas stwierdziłam, że mam dosyć etatu taksówkarza i postanowiłam moje dzieci zapisać do szkoły, która oferowałaby im realizację programu szkolnego i dodatkowych zajęć, głównie języków obcych, równocześnie. W miasteczku była tylko jedna taka szkoła – szkoła społeczna, która na pierwszy rzut oka robiła bardzo dobre wrażenie. Niestety tylko na pierwszy, ponieważ kiedy rodzice zaniepokojeni dobrymi wynikami swoich pociech, a jednocześnie ich słabą wiedzą, powołali nowy zarząd, wynik przeprowadzonego audytu był przygnębiający. Okazało się, że 1/ 3 nauczycieli nie posiada wymaganego wykształcenia, program niektórych przedmiotów nie jest realizowany, a wszystkie dzieci z klas siódmych i ósmych uczęszczają na korepetycje z 3 podstawowych przedmiotów, żeby mieć szanse zdania egzaminów do szkół średnich. Zarząd postanowił szkołę zreformować, ale trafił na ogromny opór nauczycieli, którzy w celach obronnych założyli Związek Zawodowy Solidarność (ci bez odpowiedniego wykształcenia) i niektórych rodziców dla których najważniejszą cechą szkoły miała być jej „bezstresowość”.
Rodzice reformatorzy, żeby zapewnić właściwą edukację swoim dzieciom założyli swoją szkołę, już nie społeczną, w której ich zdaniem „ten rządził kto wstał wcześniej”, ale szkołę prywatną. Szkoła prywatna miała statut, regulamin, wizję, cele, strategię wszystko przemyślane, przez już doświadczonych w tej dziedzinie, rodziców. Oczywiście nie było łatwo, ale moje najmłodsze dziecko bez problemów (oczywiście moich) skończyło tę szkołę podstawową i dostało się do klasy, z programem autorskim szkoły, dobrego warszawskiego gimnazjum publicznego. Doprowadzenie do matury nie nastręczało już żadnych trudności.
Sądziłam, że w najbliższym czasie temat szkoły będzie mnie omijał, ale niestety ostatnio, moja znajoma poprosiła mnie o radę w kwestii wyboru szkoły dla swojego 6- letniego dziecka. W pobliżu miejsca zamieszkania ma trzy szkoły do wyboru publiczną, społeczną i prywatną, dodam, że jest na tyle majętna, iż stać ją by płacić czesne. Mimo moich doświadczeń nie wiem, którą szkołę doradzić, szczególnie, że na pierwszy rzut oka, każda z nich ma jakieś zalety i wady. Poza tym zastanawiam się ogólnie nad polskim systemem nauczanie. Nad obowiązkiem rozpoczęcia nauki w szkole przez dzieci sześcioletnie, który został zablokowany przez Fundację „Ratujmy Maluchy”, a także nad istnieniem gimnazjów, które zostały znienawidzone i skrytykowane już przez wszystkich: nauczycieli, rodziców i uczniów.
Ostatnie działania Ministerstwa Edukacji w tym zakresie to, moim zdaniem, próba zapewnienia etatów nauczycielom, którzy ze względu na kryzys demograficzny nie mają kogo uczyć. Stąd szkoła sięga po coraz to młodsze roczniki.
Zapraszam do dyskusji na temat naszego systemu szkolnictwa, systemów w innych krajach europejskich i doświadczeń ze szkołą aktualnych i przeszłych.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.