Opinie

fot. freeimages.com
fot. freeimages.com

Skok na kasę, czyli Reprywatyzacja+

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 10 października 2016, 10:47

    Aktualizacja: 10 października 2016, 10:48

  • Powiększ tekst

Czy skok na kasę można pomylić ze „skokiem cywilizacyjnym”? Czy Fundusz Dziedzictwa (?sic!) II Rzeczpospolitej jest polisolokatą, którą ma wykupić NBP?

W Warszawie skandale reprywatyzacyjne co chwila od lat, ostatnio wyjątkowo bulwersujące przejęcie nieruchomości Noakowskiego 16 (http://fenixgroup.pl/noakowskiego-16). W tym całym zamieszaniu wszyscy utyskują nad tym że po 25 latach nie uchwalono ustawy reprywatyzacyjnej rozprawiając o tym kto zawinił, kto poprzednie wersje zablokował, bez wchodzenia w meritum na czym polegały w ten sposób odświeżane postulaty. W efekcie przejęcia nieruchomości są od lat, a i wypłaty rekompensat osiągnęły poziom 1,6 mld zł.

Ja również nad tym boleję, niemniej a mając doświadczenie kierowania Kancelarią Sejmu rozwiązałbym ten problem ekspresowo w ciągu jednego posiedzenia Parlamentu. Ustawa byłaby krótka; składałaby się z zaledwie paru paragrafów. Ustanawiałaby Fundusz Roszczeń Reprywatyzacyjnych względem Niemiec i ZSRR, na który wpłacane byłyby środki odzyskane od tych państw, które dokonały faktycznie przejęcia rzeczonych majątków. Z polskiej strony wpłaty byłyby ograniczone do egzekucji wyroków sądów, zasądzających odszkodowania od decydentów komunistycznych odpowiedzialnych za wywłaszczanie Polaków. Fundusz w miarę posiadanych środków wspierałby tych byłych właścicieli, którzy w efekcie wywłaszczenia, znaleźli się w najtragiczniejszej sytuacji bytowej. Jednocześnie wszystkich którzy w konsekwencji komunistycznego zamieszania są obecnymi właścicielami, utwierdzono by w ich prawie własności, uznając że dawny PRL stał się właścicielem w efekcie wieloletniego zasiedzenia i jedynie odpowiedzialni komuniści powinni obawiać się, że na starość dopadnie ich również materialna sprawiedliwość.

Inaczej roszczeniom reprywatyzacyjnym nie będzie końca i nikt, a zwłaszcza niewinny podatnik nie będzie mógł spać spokojnie. Jest rzeczą niepojętą, dlaczego środowiska żądające odszkodowań, nie kierują ich bezpośrednio do Niemiec i ZSRR, jako tych odpowiedzialnych za ich nieszczęście, lecz do Bogu ducha winnych współrodaków. Którzy sami byli ofiarami wydarzeń wojennych i odbudowywali pracując za darmo Warszawę, jak i zakłady pracy, z ruin wojny i eksploatacji komunistycznej. Nikt w Warszawie nie odpowiada sobie na pytanie, ile był warty teren pustyni którą na dodatek należało uprzątnąć z gruzu i że wartość działek jest efektem tego, że miasto zostało w ogóle odbudowane. Przecież nikt w USA nawet nie pomyśli aby oddawać działki w centrum Manhattanu Indianom Hackensack którzy tam żyli i wypłacać odszkodowań równych aktualnej wartości metra kwadratowego która wynosi ok. 20 mln USD (https://www.6sqft.com/average-sales-price-in-manhattan-exceeds-2m-for-the-first-time/).

Przecież w okresie międzywojennym kiedy to konfiskaty majątków powstańców styczniowych były bardziej świeże, nikt nie wpadł na pomysł, aby biednych podatników obciążyć podatkami na rzecz bohaterów. Bohaterów, którzy walcząc o wolną Polskę ryzykowali nie tylko życiem i zesłaniem na Syberię, ale i byli pozbawiani całego majątku życia, często na rzecz tych którzy z Rosjanami kolaborowali. Wypowiadam się w tym duchu z punktu widzenia rodziny która również straciła sklep z magazynem w Wyszkowie, który Niemcy na początku wojny po prostu podpalili.

Ostatnie wydarzenia utwierdzają mnie w tym przekonaniu, gdyż nawet aktualny skandal reprywatyzacyjny w Warszawie stał się okazją dla „cwaniaczków”, jak to by Prezes Kaczyński określił, do skoku do przodu z roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Otóż w całym tym zamieszaniu niesamowicie nagłośniona została propozycja środowisk reprywatyzacyjnych, którą firmuje Instytut Sobieskiego cynicznie zatytułowana „Źródło finansowania reprywatyzacji. Jak sfinansować skok cywilizacyjny Polski rozwiązując równocześnie problem roszczeń obywateli z tytułu znacjonalizowanego mienia”. (http://www.sobieski.org.pl/wp-content/uploads/R082-2016-V-Micha%C5%82owski-Poni%C5%84ski-Pytel-Schrimer-Finansowanie-reprywatyzacji.pdf). Zakłada ona utworzenie tzw. Bazy Danych Dziedzictwa II RP na podstawie której wyemitowane zostałyby Certyfikaty uprawniające do nabycia jednostek uczestnictwa w tzw. Funduszu Dziedzictwa II RP. Fundusz emitowałby obligacje, a NBP by je kupowało. Przekazane przez NBP środki w 20% przeznaczone byłyby, już na starcie, na pokrycie roszczeń dawnych właścicieli i spadkobierców a reszta przeznaczona byłaby „wspaniałomyślnie” na sfinansowanie „planu Morawieckiego”. W związku z tym że według wnioskodawców roszczenia wynoszą od 100 mld do 150 mld zł, a według wyliczeń Ministerstwa Skarbu Państwa mogą sięgnąć 500 mld zł, to zdaniem autorów, pan Premier nareszcie znajdzie środki na sfinansowanie swojego planu, który inaczej pozostanie tylko na papierze. A ponieważ inwestycje „planu Morawieckiego” będą wysokodochodowe, to skorzystamy wszyscy na ich wprowadzeniu, jak i NBP z którym byli właściciele podzielą się zyskami. Wszyscy zyskają, a NBP wprowadzi nowoczesne narzędzie poluzowania ilościowego (z ang. quantitative easing), które stosują wszystkie czołowe banki świata skupując obligacje.

W taki oto cudowny sposób dawni właściciele odzyskają zagrabione majątki, rząd rozbroi tykającą bombę roszczeń, a jak przewrotnie zauważyła „GW” w artykule Marka Wielgo „Reprywatyzacja według Mateusza. 150 mld do wydrukowania przez NBP?” nawet antysemici mogą poczuć się dowartościowani. Gdyż państwo przejęłoby „roszczenia do tych nieruchomości, których właściciele zginęli w czasie wojny lub zmarli bez spadkobierców. To głównie majątki pożydowskie.” A ta „pieczeń budzi największe obawy. Wyobrażam sobie oburzenie organizacji żydowskich w USA. Spór, który toczyły z Polską w poprzedniej dekadzie, wydaje się załagodzony. Ale PiS już nieraz pokazał, że podobne spory traktuje jak paliwo polityczne. Na liście wrogów "narodu polskiego" oprócz Litwinów, Rosjan czy Niemców znaleźliby się Żydzi.

Występując w Polskim Radiu (Puls gospodarki cz. 2 http://www.polskieradio.pl/42/273/Artykul/1673250,Kto-bedzie-pilnowal-rzadowej-kasy) chyba jako jeden z nielicznych określiłem powyższy pomysł już w pierwszym zdaniu jako gigantyczny skok na kasę, bo na skalę 100-500 mld zł. Gdyż jest pomysł analogiczny do tych, o których w młodości słyszałem jak to warszawskie „cwaniaczki” sprzedawały za parę groszy chytrym prowincjuszom mosty na Wiśle. Przecież tego typu inwestycja jest porównywalna do takiej w której pieniądze na inwestycje powierza się inwestorowi, który od razu jako zysk dla siebie przejmuje 20%, z reszty środków będzie pokrywał swoje koszty i inwestował, wynikami z inwestycji dzieląc się z nierozgarniętym deponentem.

Przepraszam że tego typu porównanie jest może nie do końca zasadne, gdyż mamy taki podobny produkt, który nazywa się polisolokatą, więc na analogicznej zasadzie publice można Fundusz Dziedzictwa „sprzedać”. Niemniej mimo planu sprzedaży obligacji i innym instytucjom finansowym („Wyemitowane obligacje kupuje Narodowy Bank Polski (lub banki komercyjne)” s.12) żadna z nich ich nie kupi, możemy być pewni. Dlaczego? Ponieważ gdyby chciała zainwestować w „plan Morawieckiego” bezpośrednio, to nie tylko nie musiałaby płacić na początku 20%-owego haraczu, a i potem zyskami nie musiałaby się z nikim dzielić! Oczywiście żaden normalny bank centralny w ramach poluzowania ilościowego nie przejąłby obligacji śmieciowych, gdyż jedynie przejmował aktywa gwarantowane przez banki które przedstawiały realne kredyty i inwestycje. W związku z tym, że Fundusz Dziedzictwa już na samym początku jako zabezpieczenie obligacji miałby jedynie przyszłe, pomniejszone o 20% wpłaty NBP, to nawet nie miałby czego NBP dyskontować, gdyż pomniejszone o dyskonto kwoty pomniejszałyby wpłaty powodując że w efekcie dyskonto wynosiłoby 100%, a wpłaty zero. Dlatego mówienie, że dyskonto „bierze się pod uwagę aktualny poziom inflacji oraz ryzyko samych obligacji. Tak obliczone dyskonto stanowi zysk NBP z tytułu udziału w Programie” jest dawaniem „Niderlandów” NBP. Nawet jeśli NBP miałoby zastosować luzowanie ilościowe, to po prostu powinien inwestować w polski dług, zmniejszając zadłużenie państwa względem podmiotów prywatnych i odciążając budżet w kosztach jego obsługi. A nawet gdyby chciało finansować plan Morawieckiego, to sensowniej byłoby gdyby robiło to bezpośrednio, a nie przez tak kosztownych pośredników.

W programie radiowym uznałem że propozycja jest tak absurdalna, że możliwe że ma drugie dno. Chodzi po prostu o sfinansowanie przez „Ministerstwo Cyfryzacji (MC), współpracując z MSP i MSWiA” wyliczeń dotyczących całości roszczeń względem Polski, które będą wisiały nad naszym krajem przez następne kilkadziesiąt lat. Gdyż NBP raczej samobójstwa nie popełni. Podczas gdy wiadomo, że nawet powyższe rozwiązanie roszczeń by nie zlikwidowało, lecz je nasiliło. Gdyż niezadowoleni z wyceny odwoływaliby się do sądu, pozostali 20% zwrotu (nawet bez dyskonta) uznawaliby za zbyt skromne, tym bardziej że rozsierdzałoby, że mimo propagandowych sukcesów oni zysków z inwestycji w plan Morawieckiego nie zobaczą. A środowiska żydowskie byłyby pierwszymi, które mając już operat majątkowy, byłyby w stanie stosując nacisk międzynarodowy pieniądze uzyskać, obsmarowując nas przez lata w opinii publicznej jako antysemitów starających się na ofiarach Holokaustu żerować. To, że winni temu byli Niemcy światowej opinii publicznej kompletnie by umknęło, gdyż nikt nie zrozumiałby, dlaczego my sami tego typu Certyfikatami się obciążamy. A gdyby w UE Niemcy wsparli te żądania to i otworzylibyśmy „puszkę Pandory” z żądaniami zwrotu nieruchomości na Ziemiach Zachodnich.

Najsmutniejszym jest że Instytut Sobieskiego który ma tak silną reprezentację w rządzie wspiera te działania pod kuriozalną nazwą „Jak sfinansować skok cywilizacyjny Polski…” mieszając skok cywilizacyjny z skokiem na kasę, fundusz wywłaszczenia Narodu nazywając „Funduszem Dziedzictwa ii Rzeczpospolitej”, a bazę roszczeń „Bazą Danych Dziedzictwa II Rzeczpospolitej”. Czyli cynizm pomieszany z dialektyką. W opracowaniu jest również mimochodem passus o tym że „Zaufanie obywateli do państwa jest bardzo niskie, jest to efekt zarówno zdarzeń historycznych, jak i decyzji podejmowanych już w wolnej Polsce. Przykładem może być decyzja o nieuznawaniu przedwojennych obligacji skarbu państwa” (sic!) – tak jak gdyby zbankrutowanie własnego kraju w celu wypłaty odszkodowań, nie odzyskanych od okupantów mogło wzmocnić wypłacalność i wiarygodność kredytową dłużnika!

Wszystko to jest na rzecz „planu Morawieckiego”, przy czym autor planu nie odcina się od tak sprecyzowanej „pomocy”, a były prezes Instytutu Sobieskiego, aktualnie w kierownictwie NBP, również. Pytanie – dlaczego?

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych