Spowolnienie gospodarcze w Polsce może nie być chwilowe
Tak jak w przypadku wielu państw w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, Polska musi zmierzyć się ze spowalniającym wzrostem gospodarczym, wynikającym z mniejszego wykorzystania unijnych środków.
Tłumaczy to spadek aktywności w sektorze budowlanym oraz wyjątkowy niski poziom inwestycji. Te same problemy można zaobserwować między innymi na Węgrzech. Wielu, w tym rząd, jest jednak zdania, że spowolnienie nie potrwa długo, a wzrost PKB wróci do poprzednich poziomów już w przyszłym roku.
Nie jestem w tej kwestii takim optymistą. Zawsze wierzyłem w sukces gospodarczy Polski, jednak ostatnie reformy, zwłaszcza obniżenie wieku emerytalnego z 67 do 65 lat w przypadku mężczyzn i 60 w przypadku kobiet, są dowodem, że państwo podąża w złym kierunku. Oczywiście, takie działania są dosyć popularne, ale w obecnych okolicznościach nie ma na nie miejsca w budżecie i z pewnością będą skutkować podwyższeniem podatków. To z kolei uderzy w wydatki konsumpcyjne, które są głównym motorem wzrostu PKB.
Bardzo prawdopodobna podwyżka podatków i powolna integracja środków unijnych mogą mieć zdecydowanie negatywny wpływ na gospodarkę. Istnieje kilka sygnałów, które sugerują, że spowolnienie gospodarcze może nie być chwilowe. Większość wskaźników dotyczących nastrojów gospodarczych (oprócz nastrojów konsumentów) znajduje się w stagnacji lub nawet lekko spada, na przykład nastroje w przemyśle. Rozczarowały także ostatnie wskaźniki dotyczące produkcji przemysłowej. Sygnały te mogą oznaczać, że spowolnienie może potrwać dłużej niż obecnie oczekuje rząd. Biorąc pod uwagę ostatnie dane makro, możemy z pewnością stwierdzić, że cel rządu dotyczący wzrostu PKB – wynoszący 3,4 proc. w tym roku – to tylko pobożne życzenia. PKB na poziomie 3 proc. w tym roku to bardziej realny scenariusz.
Biorąc to pod uwagę, w najbliższym czasie nie powinno dojść do podwyżki stóp przez NBP. Nie byłbym zdziwiony, gdyby prezes Glapiński byłby nawet zmuszony do rozważenia obniżki stóp w 2017.