Świat jest elitarny
W sensie intelektualnym, elitaryzm oznacza, że istnieje bardzo małe pole do dyskusji o naszej umowie społecznej, o tym, czy ona działa lub czy jest właściwa. Dziś opinia w formie wywiadu.
Michael McKenna, TradingFloor.com: Powiedziałeś kilkukrotnie, że “świat stał się elitarny w każdym calu”. Co rozumiesz przez tę “elitarność”?
Steen Jacobsen: Przede wszystkim mam na myśli umowę społeczną, która umożliwia bardzo małej części społeczeństwa posiadanie większości aktywów na świecie. Jest to oczywiście uproszczenie, ale w szerszym społeczno-gospodarczym kontekście elitarność jest spójna z ideą, że może istnieć tylko jeden model społeczny, korzystny tylko dla uprzywilejowanej grupy. W USA, ale także i na szerszej międzynarodowej scenie, ten polityczny porządek objawia się tym, że w korzystnej sytuacji znajdują się tylko wąskie grupy interesów. Z uwagi na fakt, że grupy te posiadają skuteczne instrumenty lobbingu, mają decydujący głos w wyborze polityków... System jest więc skonstruowany w ten sposób, że wybrany reprezentant polityczny dba przede wszystkim o korzyści tej jednej grupy, a nie całego społeczeństwa.
W sensie intelektualnym, elitaryzm oznacza, że istnieje bardzo małe pole do dyskusji o naszej umowie społecznej, o tym, czy ona działa lub czy jest właściwa. Weźmy, na przykład, luzowanie ilościowe i politykę pieniężną w ogóle... Ktoś powiedział nam, że nie ma dla niej żadnej alternatywy, ale skąd takie stwierdzenie? Kiedy przeprowadzono dyskusję na ten temat?
Widać wyraźnie, że luzowanie ilościowe błędnie alokowało kapitał, tworząc wielkie bańki na rynku obligacji i nieruchomości na całym świecie. Dlatego też uważam, że nie przeprowadzono uczciwej debaty na te tematy...
Elitarność oznacza także, że głos “małych” nie jest brany pod uwagę. Niezadowolenie “szarych obywateli” nie jest w tym wypadku w ogóle brane pod uwagę w procesach politycznych lub ekonomicznych. Być może ich wkład nie jest zbyt bogaty, ale nie oznacza to, że powinni oni być pozbawieni prawa głosu.
W dotychczasowym systemie politycznym cały czas przewijały się takie nazwiska, jak Blair lub Clinton. Teoretycznie, politycy ci proponowali “trzecią drogę.” Jednak, oczywiście, nie była ona żadną nową drogą, a .raczej kolejnym okresem zmian na niby i zamiataniem problemów pod dywan.
Obecnie te wszystkie nazwiska idą w zapomnienie, ponieważ okazało się, że reprezentowany przez nie program okazał się mało skutecznym modelem opierającym się na globalizacji.
Dodatkowo, model ten bazował na strachu.
Strachu przed czym?
Przede wszystkim przed niewiadomą. Jeśli bowiem spojrzeć na naszą rzeczywistość, to czego powinniśmy się tak naprawdę obawiać? Być może nasze zadłużenie jest nieco zbyt wysokie, ale nie stoimy przecież przed jakimiś wielkimi problemami egzystencjalnymi, tak jak miało to miejsce w kilku okresach w historii. W porównaniu do naszych dziadków, nie możemy na nic narzekać. Ten strach to więc przede wszystkim strach przed niewiadomą, zmianami.
Należy dodać do tego niezadowolenie z faktu, że wzrost gospodarczy pozostaje niski a wydatki na edukację są coraz niższe. Jednak, powtarzam – najbardziej boimy się zmian... Gdy pytamy się kogoś “jak leci,” to często odpowiedzią jest: “mogłoby być gorzej”. To stanowi sedno problemu – to właśnie potencjalna zmiana jest źródłem strachu.
Jednak rzeczywistość musi się zmieniać! Zmiany widzimy codziennie, czy to nam się podoba, czy nie... A wiele z tych zmian jest pozytywnych.
Myślę, że możemy się zgodzić ze stwierdzeniem, że odpowiedź na ostatni kryzys finansowy – czyli niskie, zerowe, a nawet ujemne stopy procentowe – stworzyła grupę osób, którą można nazwać właśnie elitą. W jaki sposób te działania stworzyły tę elitarną grupę?
Przede wszystkim, grupa ma umiejętność tworzenia ogólnego konsensusu... Przedstawiciele tej grupy rozmawiają często ze sobą, spotykają się i utwierdzają tylko siebie w przekonaniu, że prowadzą odpowiednią politykę. W oficjalnych wypowiedziach podkreślają zaś, że nie mają możliwości politycznych, aby zwiększyć zaangażowanie fiskalne bez odpowiedniego wsparcia polityki pieniężnej – to jest ich akademickie tłumaczenie.
Jednak prawdziwym wytłumaczeniem jest ich brak wizji i właściwego zrozumienia realnej gospodarki, która opiera się na konkretnych zachętach, silnej podstawie makro. Innymi słowy, aby aktywować ciebie i twój kapitał, należy stworzyć strukturę, która zachęca cię do zainwestowania kapitału zamiast jego ukrycia lub ciągłych oszczędności… A w dotychczasowym otoczeniu nie było to możliwe.
Od kryzysu finansowego, przez 365 dni w roku, 24/7, znajdowaliśmy się w “stanie alarmowym.” A jeśli cały czas słyszy się o takim stanie, to trudno jest podejmować jakiekolwiek decyzje dotyczące inwestycji.
Dochodzi tu także jeden negatywny czynnik – a mianowicie rosnące poziomy zadłużenia. Jeśli chodzi o szerszą i bardziej filozoficzną perspektywę, to, moim zdaniem, w ciągu ostatnich kilku dekad byliśmy świadkami dwóch kluczowych wydarzeń, które zmieniły nasze postrzeganie świata – a kolejne takie wydarzenie się zbliża. Pierwszym z tych wydarzeń był upadek muru berlińskiego w 1989, który znacznie przyspieszył ruch w stronę globalizacji, wolnego handlu i otwartości. Drugim wydarzeniem był atak w Nowym Jorku 11 września 2001, który spowodował zwrot w stronę bezpieczeństwa, zamknięcia granic oraz generalnego “stanu alarmowego”.
Moim zdaniem, właśnie to drugie wydarzenie zapoczątkowało zmiany, które doprowadziły w ostatnim czasie do wygranej zwolenników Brexitu w UK oraz zwycięstwa Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Wkrótce czeka nas kolejne kluczowe wydarzenie, które będzie miało znacznie większy wpływ, jeśli chodzi o gospodarkę – a mianowicie koniec cyklu zadłużenia.
Byliśmy świadkami jednego cyklu zadłużenia, który trwał aż do upadku muru berlińskiego w 1989 oraz kolejnego cyklu, który trwał do ataku z 9/11. Cykle te były z kolei wynikiem polityki z lat 80., prowadzonej przez ówczesnego prezesa Rezerwy Federalnej (Fed) Alana Greenspana.
Naprawdę jestem zdania, że przed nami zmiana, która zmieni krajobraz polityczny... Być może brzmi to dość ezoterycznie, ale według mnie rzeczywistość została zaprojektowana w ten sposób, że od czasu do czasu musimy upaść, aby pójść naprzód.
Właśnie obserwujemy taki upadek. Porządek elit jest na wykończeniu i zaczynamy słyszeć nowe polityczne głosy.
Jednocześnie z optymizmem patrzę na 2017. Przed nami zmiany. Na przykład, bardzo interesująco wygląda sytuacja we Francji, która może stać się antidotum na Brexit/Trumpa, albo we Włoszech, gdzie populistyczne siły mogą pokazać na co je stać podczas zbliżającego się referendum.
Z mojej perspektywy wygląda na to, że Francja pragnie czegoś odwrotnego od populizmu, a mianowicie zwrotu ku Thatcheryzmowi – lepszemu zarządzaniu, skupieniu się na wydajności i zwiększeniu godzin pracy.
Po ostatnim kryzysie finansowym, planowaną rolą niskich, zerowych a nawet ujemnych stóp procentowych było zastopowanie korekty. To, czego byliśmy ostatnio świadkami, to niejednoznacznej reakcji na dwa kluczowe, populistyczne w naturze, wydarzenia w tym roku - Brexit i zwycięstwo Trumpa. Czy twoim zdaniem do korekty dochodzi zazwyczaj na początku w sferze kultury i polityki, a dopiero potem na rynkach?
Nie. Te dwa polityczne wydarzenia raczej potwierdzają istniejące wcześniej trendy. Co do Brexitu, to UK już od dłuższego czasu było osłabioną gospodarką, coraz silniej zależną tylko od sektora bankowego i mieszkaniowego – dwóch segmentów z zerową wydajnością. Ostatni raz UK zanotowało nadwyżkę na rachunku w 1982.
Osłabienie funta było więc nieuniknione. Brexit okazał się jedynie katalizatorem tego ruchu. Co do USA, to główną reakcją są na razie oczekiwania wyższych stóp – ale ponownie, nawet przed wynikiem wyborów ten proces już się rozpoczął!
Tak jak napisałem 17 października, koszt kapitału jest najważniejszy. A jeśli przyjrzeć się dokładnie, to można zauważyć, że koszt kapitału na krótkim końcu zaczął rosnąć przed wygraną Trumpa. Na realnym rynku gotówkowym wliczono w ceny dwie podwyżki stóp, mimo że generalnie oczekiwano wtedy, iż Fed planował tylko jedną podwyżkę.
Jeśli dodamy do tego rosnącą presję inflacyjną, wynikającą z sytuacji związanej z wynagrodzeniami oraz inflacji eksportowanej przez Chiny, to należy stwierdzić, że określony trend już istniał, a wydarzenie polityczne – zwycięstwo Trumpa – tylko go podkreśliło.
Fundamenty gospodarcze poprzedzają wydarzenia polityczne. Polityka, z wyjątkiem (czasami) rynków akcji, zawsze reaguje na samym końcu.
Elity, o których mówimy, otrzymały w tym roku kilka ciosów, ale z pewnością są jeszcze dalekie od ostatecznej przegranej. Od Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Organizacji Narodów Zjednoczonych po kanclerz Niemiec Angelę Merkel, która zapowiedziała, że będzie ponownie kandydować w wyborach i Tony’ego Blaira ogłaszającego swój powrót do wielkiej polityki. Wygląda na to, że ta establishmentowa grupa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Jakiej rzeczywistości chce ta grupa?
Nacechowanej dalszą globalizacją, centralizacją władzy oraz przeświadczeniem, że można rządzić światem z perspektywy makro, co jest absolutnie błędne.
Wierzę w zupełnie inne wartości. Wierzę w indywidualne podmioty, indywidualnych inwestorów, indywidualnych studentów. Jeśli zaoferować im współpracę i stworzyć odpowiednią strukturę do rozwoju, to nie trzeba się absolutnie martwić o jakąkolwiek wydajność.
Tuż przed zwycięstwem Donalda Trumpa, The Financial Times wsparł Hillary Clinton, twierdząc, że gwarantuje ona kontynuację “międzynarodowego porządku” trwającego od II Wojny Światowej i stojącego za okresem pokoju i dobrobytu. Jeśli więc ten międzynarodowy porządek wyprodukował elity, jest ich synonimem, to jak wiele może teraz się faktycznie zmienić?
Przede wszystkim, chciałbym powiedzieć, że według mnie, gazety nie powinny wspierać żadnych kandydatów. Ich rolą jest ocenianie poszczególnych programów wyborczych i wskazywanie na ich słabe i mocne strony. Jestem w pełni krytyczny wobec takiego wspierania jednej z kandydatur. Gdy gazeta decyduje się na taki ruch, to może być pewna, że traci we mnie czytelnika. Okazało się jednak, że to nie te szanowane publikacje miały racje. Głos ludu w końcu przemówił. Gdy wynik wyborów był już znany, okazało się, że te same media nie uszanowały go. Mocno wierzę, że największym dniem każdej gospodarki lub społeczeństwa jest ten, w którym wszyscy respektują konstytucję. Właśnie takie zachowanie czyni nas bogatszymi.
Nie jesteśmy bogatsi ze względu na Donalda Trumpa, Alana Greenspana lub Hillary Clinton, ale dlatego, że najlepiej prosperujące państwa na świecie stworzyły prawa konstytucyjne oraz równy dostęp dla wszystkich. Gdy to staje się zagrożone, to całe społeczeństwo znajduje się w zagrożeniu. I właśnie teraz jesteśmy tego świadkami.
Obecnie, można usłyszeć wiele głosów cytujących Churchilla, że największym problemem demokracji jest dialog ze zwykłymi wyborcami. Jednak jestem absolutnie przeciwny takim stwierdzeniom – uważam, że należy szanować głos każdego.
Jeśli ktoś myśli, że głos niektórych nie powinien się liczyć tylko dlatego, że są oni gorzej wyedukowani lub posiadają mniejszą wiedzę, to jest on w wielkim błędzie. Rolą polityka jest przede wszystkim wytłumaczenie ludziom, co on robi i dlaczego to robi – właśnie takie podejście tworzy odnoszące sukcesy społeczeństwo.
Twoje pytanie w pewnym sensie odwraca sytuację do góry nogami. Nie chodzi tu o trendy polityczne lub punkty zwrotne – to konstytucje są wartością, która wzbogaciła ludzi. Nie globalizacja lub ułatwienie niektórych procesów, ale właśnie gwarancja równego dostępu. Ludzie z dostępem do nauki są lepiej wyedukowani i, co za tym idzie, bardziej wydajni. To jest właśnie motor wzrostu.
Stwierdziłeś, że jesteś optymistą w dłuższej perspektywie. Wskazałeś także na niektóre rzeczy, które gospodarki muszą zrobić, aby przeprowadzić proces naprawy – zwiększyć wydatki publiczne na edukację, badania i rozwój oraz każdą inną sferę wzbogacającą jednostki. Co jest takiego w obecnej rzeczywistości, że może doprowadzić ona do zwrotu w kierunku takich zmian i osiągnięcia takich celów?
Głównym źródłem mojego optymizmu jest fakt, że rozciągnęliśmy globalizację poza jej limity. Przy okazji, jeśli chodzi o globalizację, to chodzi w niej przede wszystkim o to, aby rozszerzyć bazę ludzi, którym można sprzedaż produkty lub usługi. To, o czym często się zapomina, to kwestia tego, jak to się sprzedaje, po jakich kosztach i po jakiej wydajności.
Ilość wzięła górę nad jakością, a krótkowzroczność nad planowaniem w długiej perspektywie. W przyszłości musimy skupić się jednak na jakości. Obecnie, zamiast kierować inwestycje w kierunku edukacji i projektów publicznych, wolimy wspierać banki, nierentowne podmioty oraz sektory “zbyt duże, aby upaść” – takie działania można zaobserwować na całym globie.
Te same środki zainwestowane w edukację i podstawową działalność związaną z badaniami i rozwojem dałyby, w wersji mniej optymistycznej, 10-krotnie większy zwrot w ciągu kolejnych 20 lub 30 lat – a możliwy jest nawet 100-krotnie większy zwrot.
Jestem optymistą, ponieważ znajdujemy się bardzo blisko zerowej wydajności, która nadal spada i trudno będzie kontynuować ten trend – ujemna wydajność zakłada bowiem więcej pracowników, którzy robią mniej, a nie mieliśmy chyba w historii do czynienia z podobnym zjawiskiem.
Obecnie znajdujemy się w świecie, w którym istnieją wielkie bariery dotyczące dzielenia się wiedzą – posiadamy jednak technologię, która mogłaby je obniżyć. Jeśli chodzi o politykę, to możemy wyróżnić centro-lewicę i centro-prawicę. Nie jest to więc szerokie spektrum rozwiązań, nadal boimy się pomysłów ze strony radykalnej lewicy lub prawicy.
Nie spotkałem jeszcze polityka z radykalnej prawicy, który nie miałby choć jednego lub dwóch dobrych pomysłów. To samo dotyczy polityków z radykalnej lewicy. Aby znaleźć prawdziwy środek na scenie politycznej, musimy poznać wszystkie pomysły, z całego szerokiego spektrum. Jeśli skupimy się na umiejętnościach językowych, potencjalnych korzyściach wynikających ze smartphone’ów, badaniach, to wynikająca z tego wymiana myśli i pomysłów będzie oznaczać nadwyżkę demokracji, a nie jej deficyt.
Jesteś więc zdania, że natura obecnego cyklu ekonomicznego jest taka, że niedługo dojdziemy do punktu, w którym pomysły, o których mówisz, staną się częścią szerokiego dialogu?
Jedynym rozwiązaniem, aby poradzić sobie z obecnym wysokim zadłużeniem, jest wzrost wydajności. Wzrost jest jedynym wyjściem z zadłużenia, nie można tego zrobić za pomocą sztucznego pompowania cen, nawet jeśli takie przekonanie panuje wśród rzeszy polityków. Należy pamiętać, że zmiana nie przychodzi, ponieważ jej chcemy, albo się na nią decydujemy. Zazwyczaj przychodzi, gdy jej bardzo potrzebujemy.