Koniec kredytów preferencyjnych końcem KRUS?
Rolnicy mają spieszyć się z zaciąganiem kredytów preferencyjnych, bo może być to ostatni rok ich przyznawania – ostrzega Minister Rolnictwa Stanisław Kalemba. Już dziś wskazuje winnego ewentualnego zakręcenia kurka z finansowaniem. Na kozła ofiarnego nieudolności rządu typowana jest Rada Europejska.
Rada zdecydowała o funkcjonowaniu kredytów preferencyjnych jeszcze przez ten rok. W spór z Radą weszła Komisja Europejska. Ma go rozstrzygnąć Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Rozstrzygnięcia na poziomie europejskim zapadną jednak najwcześniej w czerwcu-lipcu a już dziś rolnicy i kredytujące ich banki spółdzielcze sygnalizują poważne problemy ze spływem transz dopłat do kredytów preferencyjnych. Kredyty te z dopłatami Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, są przeznaczone na inwestycje i rozwój gospodarstwa rolnego. Jest ich kilkanaście rodzajów, dopasowanych do rodzaju rolniczej działalności. Chodzi o zwiększenie produkcji rolnej i areału upraw oraz sfinansowanie sezonowych okresów przejściowych w rolnictwie. Szczególnie w okresie przedwiośnia i wiosny rolnicy przyzwyczaili się do swobodnego dostępu do atrakcyjnych kredytów preferencyjnych. Żeby nie musieli toczyć batalii o drogie i trudniejsze do zaciągnięcia kredyty komercyjne, banki powinny regularnie dostawać transze dopłat z budżetu. Tak jednak się nie dzieje. Przekazywanie pieniędzy budżetowych coraz częściej opóźnia się, a limity dopłat na preferencyjne finansowanie przedsiębiorstw sektora rolno-spożywczego sukcesywnie maleją. Większość banków nie udziela już np. preferencyjnych kredytów na zakup ziemi a minister S. Kalemba twierdzi, że zaprzestanie finansowania od 2014 roku ma dotyczyć tych właśnie kredytów. Czy jednak tak będzie, że tylko tych?
Bankowcy spółdzielczy narzekają, że spadające stopy procentowe zmniejszyły ich marże a kredytowanie znalazło się na granicy opłacalności, lub nawet tę granicę już przekroczyło. Niemniej „siłą rozpędu” finansują rolników, choćby po to, żeby nie odeszli do konkurencji, rezygnując przy tym i z innych usług oferowanych przez bank.
Co się stało? To, co wszędzie. Budżetowych pieniędzy zaczyna nie wystarczać już nawet dla tradycyjnie otoczonego opieką państwa rolnictwa. Niepopularnym, ale dobrym rozwiązaniem, byłoby zwiększenie składek rolników na KRUS, a z drugiej strony wyeliminowanie rzeszy oszustów udających, że prowadzą gospodarstwa rolne. Ich składki po odpowiednim powiększeniu powinny trafiać nie do KRUS ale do ZUS. Znalazłyby się wówczas pieniądze na preferencyjne kredytowanie pozwalające przetrwać i rozwijać się tysiącom gospodarstw oraz zachować konkurencyjność polskiego rolnictwa na europejskich rynkach. Obecnie ze świadczeń KRUS korzysta 1,45 mln osób. Liczba ubezpieczonych, czyli tych, którzy uciekają przed ZUS i w przyszłości nabędą prawo do emerytury rolniczej wzrosła tylko w ub.r. o ok. 150 tys. osób ( o ok.10 proc.). W najnowszym raporcie Najwyższej Izby Kontroli ujawniono, że KRUS praktycznie nie weryfikuje osób zarejestrowanych jako rolnicy. Około 30 proc. badanych przez NIK nie powinna mieć prawa do płacenia niskiej składki na KRUS. Ich miejsce jest w ZUS. W zestawieniu z tym, że dotacja z budżetu do Kasy w wys. 15,9 mld. zł stanowi grubo ponad 90 proc. łącznych dochodów KRUS (w przypadku ZUS stanowi ona tylko ok. 25 proc. a resztę pokrywają składki) jasnym chyba jest, że w ten sposób zorganizowana Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego to poważne i przy tym pozbawione głębszych podstaw ekonomicznych obciążenie dla budżetu. Na funkcjonowanie tej nieracjonalnie działającej instytucji składają się wszyscy podatnicy. Na razie jednak zapowiadane zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych rolników skończyły się, jak i wiele innych obietnic, na obietnicach polityków rządzącej koalicji PO –PSL.
Rafał Zaza