Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

E3: Targ staroci i rewolucja, której nie widać

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 14 czerwca 2017, 13:03

  • Powiększ tekst

Tegoroczne targi E3 być może nie są tam wielkim zawodem jak poprzednie. O ile w ubiegłym roku koncerny postawiły na duże tytuły, których w większości do teraz nie mieliśmy okazji wypróbować o tyle w tym roku najwięksi tytani branży gamingowej postawili na niewiele dużych hitów, raczej odkurzając klasyki. Na marginesie jednak tego widać pewien trend, który nieuchronnie zbliża się w branży. I oznacza koniec segmentu konsol jako takich.

Na początek może jednak krótkie podsumowanie. Choć targi trwają to trzeba przyznać, iż na ten moment mamy do czynienia z kilkoma propozycjami ciekawymi i szeregiem nieporozumień. Owszem - to i tak lepiej niż w roku ubiegłym gdy targi w Los Angeles były synonimem oceanu przeciętności (realnie żadna prezentacja nie porywała, choć część tytułów potem okazało się hitami - zwiódł marketing) ale ogólnie rzecz biorąc e# już od lat nie oferuje tych dreszczy, jakie oferował dawniej. To raczej wielki festyn marketingu niż forum technologicznych przełomów w gamingu.

Ale przejdźmy do tego co pokazano. W największym skrócie - wraca stare. Bethesda "pochwaliła się" grami przeznaczonymi na już konające systemy VR ("Doom", "Fallout 4", "Skyrim" - wszystko to są tytuły sprzed lat) i tylko dwiema premierami - "Dishonored: Death of the Outsider" będącą dodatkiem standalone do serii popularnych gier, udającą tylko pełnoprawny tytuł, oraz "Wolfenstein: The New Colossus". Jednocześnie wrócił temat płatnych modyfikacji, czym po raz drugi już koncern rozjuszył fanów. Mowy o nowej części The Elder Scrolls nie ma.

Microsoft, jak się zdaje, posłuchał fanów i dał im wsteczną kompatybilność gier z pierwszego Xboxa, jednocześnie oficjalnie pokazał Projekt Scorpio, zwany teraz Xbox One X (czy tylko ja zauważam ten marketingowy koszmarek?).

Jednak nie zaprezentował jakichś rewolucji w sferze gier, co więcej - poza zapowiedzią dodatku do strategicznej odsłony serii "HALO" to żadna z dwóch pociągowych marek Microsoftu nie była godnie reprezentowana.

Sojusznicy Sony mogą więc uznać się za zwycięzców tego zmagania tytanów, bowiem to właśnie ich ukochana firma zapowiedziała nowe gry, pokazała też nowe odsłony tytułów na które wciąż czekamy. Jednak i to jest raczej zwycięstwo przez walkower Microsoftu, niż dobrze przemyślana strategia i zmiażdżenie konkurencji jakością przekazu.

Ale, zdaje się, nikt nie zauważa tego, iż choć Microsoft wydaje się być od początku bieżącej generacji na przegranej pozycji to w długim okresie to właśnie technologie opracowywane przez tę firmę mogą być istną rewolucją. Choć nie znaczy to, że będą one wykorzystane i przyniosą sukces akurat Microsoftowi.

Chodzi mi o zapowiadany przez ekspertów realny zmierzch konsol jako takich. Niestety (choć sam preferuję granie na konsoli) wciąż to PC jest tą platformą, która w sferze graficzno-obliczeniowej posiada najlepsze osiągi ("Wiedźmin 2" na PS w 2017 roku wciąż wygląda niewiele gorzej od "trójki", tymczasem wersja na Xbox 360 wygląda wprost tragicznie - a to tylko jeden z przykładów). Producenci konsol są tego świadomi, z tego też powodu mieliśmy okazję zobaczyć premierę PS4 Pro, będącej mocno rozbudowaną wersję klasycznej Playstation 4, i z tego samego powodu Microsoft chce drastycznie podnieść możliwości swojej konsoli w postaci Xbox One X. Microsoft integruje też przecież platformę Xbox One z systemem PC w postaci usługi Play Everywhere. Ruch przyjęty przez graczy z rozbawieniem ("po co nabywać konsolę skoro można grać w to samo na PC?") tymczasem jest to ruch mający nieco skuteczniej skoordynować działania w przyszłości.

O jakie działania chodzi? Otóż już przy okazji zapowiedzi obecnej generacji konsol Microsoft wspominał o opcji always on dla Xboxa, czym naturalnie rozjuszył graczy. Teraz jednak tamte zapowiedzi wydają się bardziej uzasadnione.

Otóż przyszłość gamingu nie mieści się już w tym czarnym czy białym pudełku w naszym salonie tylko w chmurze. Microsoft już przy okazji gry "Crackdown 3" zapowiada wykorzystanie obliczeń w chmurze, poza konsolą, w celu osiągnięcia jak najlepszych efektów, w tym konkretnym wypadku - zniszczeń budowli.

Proszę sobie to tylko wyobrazić. Gry przyszłości nie będą ograniczone do możliwości hardware'u zamkniętego w pudełku. Konsola przyszłości działać będzie bardziej jak router, łączący nas z szerszą siecią i systemami producenta danej gry, gdzie toczyć się będą procesy obliczeniowe realnie zwiększające możliwości gier do poziomów na obecną chwilę niewyobrażalnych! Proszę tylko pomyśleć - gry wyścigowe w których pogoda nie wpływa na jazdę w sposób wcześniej ustalony przez twórców, tylko tak jak w prawdziwym życiu, dynamicznie, w zależności od nawet minimalnych zmian w natężeniu opadów. Realistyczny model balistyczny w grach FPP gdzie najmniejszy podmuch wiatru może popsuć strzał, a postacie nieprzyjaciół reagują w sposób dynamiczny na rany czyniąc rozgrywkę prawdziwie nieprzewidywalną. Gry z otwartym światem który zmienia się prawdziwie dynamicznie i jest w stanie reagować na poczynania gracza w sposób nieprzewidywalny nawet dla twórców gry.

To tylko kilka możliwości jakie oferuje przyszłość, jeżeli twórcy i koncerny rzeczywiście zdecydują się iść tą drogą. A to wydaje się naturalne - postępy graficzne mają swój limit w postaci fotorealizmu graficznego. Gdyby ten upowszechnił się trudno będzie już iść tylko w tym kierunku, nie ma bowiem (chyba) możliwości by gry wyglądały bardziej rzeczywiście niż rzeczywistość. Już "Resident Evil 7" był blisko tej granicy.

Z tego powodu potrzebne będą prawdziwe a nie tylko powierzchowne, graficzne innowacje. Tym bardziej, że technologia VR zgodnie z moim przewidywaniem okazała się tylko kosztownym bajerem, a o powrocie do idei motion control nikt poważny już nie myśli. Tymczasem u boku segmentu AAA rośnie segment Indie oferujący prawdziwe innowacje i podnoszący poprzeczkę wysoko w sferze gameplayu. Zresztą - graficznie też jest coraz lepiej, gdy popatrzymy na typowo niezależną produkcję jaką jest czeski "Kingdom Come: Deliverence".

Dlatego nastąpić musi rozwój w sferze gameplayu i komplikacji gier jako takich. Owszem, droga o której mówię obarczona jest szeregiem kontrowersji i problemów. W Polsce byłaby to kwestia np. dostępności do internetu (niby każdy ma do niego dostęp ale już oferty poszczególnych dostawców są nieporównywalnie mniej konkurencyjne względem tych z zachodu, w efekcie czego Polacy, mimo pozornej dostępności, wciąż są mocno zapóźnieni pod względem sieciowym). Ale nawet za granicą konsola, która stale musi być podpięta pod sieć może budzić kontrowersje, zwłaszcza wśród graczy preferujących grę solo. Takich osób przecież wciąż jest dużo, choć giganci branży od lat starają się udawać, iż ta grupa odbiorców stanowi jakąś wymierający relikt przeszłości.

Czeka nas więc rewolucja, choć nie musi ona płynąć akurat ze strony Microsoftu. Mam wręcz wrażenie, że sam gigant nie do końca zdaje sobie sprawę z potencjału technologii którą posiada, skupiając się na rywalizacji z Sony zamiast na dziele posuwania naprzód rozwoju branży i gamingu jako takiego. Może się okazać, że technologię Microsoftu z sukcesem wykorzysta ktoś inny. W dłuższej perspektywie nie ma to znaczenia - i tak skorzystają na tym gracze.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych