Co zobaczyliśmy na E3?
Targi gier i elektronicznej rozrywki E3 w Los Angeles właśnie dobiegają końca. Czy ujrzeliśmy rewolucję?
W Los Angeles trwają targi E3, największa na świecie impreza poświęcona elektronicznej rozrywce. Organizatorzy, budując napięcie, zapowiadali istne cuda, na które odbiorcy "nie będą gotowi" (cytuję). Jeżeli więc dojrzeliśmy wczoraj i dziś choć połowę z zapowiadanych atrakcji, to pogłoski były mocno przesadzone.
Zdecydowanie dotychczasowym zwycięzcą targów jest koncern EA. Branżowy gigant nie ma najlepszej reputacji wśród graczy. Jest też jedyną firmą w historii, która zdobyła w dwa lata z rzędu "nagrodę" dla najgorszej firmy w USA. Teraz jednak kolos wyraźnie stara się odbudować reputację i atakuje ciekawymi tytułami.
Przede wszystkim rusza z pogromcą "Call of Duty", czyli rozgrywającym się podczas I wojny światowej "Battlefieldem 1". Ale nie tylko - złaknieni akcji i wielkich robotów z przyjemnością sięgną po "Titanfalla 2" - kontynuację tytułu z 2014 roku, który oczarował pomysłowym trybem multiplayer i zawiódł brakiem kampanii dla pojedynczego gracza. Teraz ma się to zmienić. Kampania singlowa ma być, a co więcej, ma opierać się na systemie relacji gracza/pilota z jego robotem, wprowadzając elementy na wzór założeń "The Last Guardian" w produkcji Ico. Obawiam się jednak, że skupienie na multiplayerze zaszkodzi kampanii - liniowość, krótki czas rozgrywki - oto moje największe obawy.
Zawodem okazała się z kolei konferencja Bethesdy. O ile w ubiegłym roku Amerykanie było triumfatorami targów (przypomnijmy - "Doom", "Fallout Shelter" na urządzenia mobilne, bomba atomowa w postaci "Fallouta 4"), o tyle w tym roku Bethesda zapowiedziała tylko "Prey 2" (kontynuację dość chłodno przyjętej strzelaniny sprzed 10 lat), pokazała nieco więcej ujęć z "Dishonored 2", ujawniła nowego, multiplayerowego "Quake'a", by na końcu zapowiedzieć kilka DLC do wspomnianego "Fallouta 4" i zremasterowaną wersję "The Elder Scrolls V: Skyrim" na konsole najnowszej generacji. Tylko tyle.
No dobrze, może nie tylko. Pojawiła się skromna, dobrze ukryta wzmianka o kontynuacji ciepło przyjętego "Wolfensteina: The New Order". Teraz to już naprawdę wszystko.
Szkoda. Nie kryję, że z zapartym tchem oczekiwałem na zapowiedź kolejnej gry z cyklu "The Elder Scrolls", nawet jeśli miałby być to tylko teaser. Jednak świadomość, że cokolwiek wiemy o kontynuacji byłaby naprawdę budująca. A tak Bethesda zaprezentowała się cokolwiek skromnie. Wielki zawód.
Ale zostawmy autorów "Fallouta" i przejdźmy do innych mistrzów gier z otwartym światem. Ubisoft zaprezentował kilka ciekawych tytułów, z których największe zamieszanie wywołał "WATCH_DOGS 2", sequel tytułu z 2014.
Przyznam, że nie byłem tak krytyczny wobec tamtej gry Ubisoftu jak znaczna większość komentatorów. Wręcz przeciwnie, uważam, że poza czkawką graficzną i nieco toporną fabułą gra oferowała bardzo ciekawe możliwości, na dodatek naprawdę pozwalała na rozwiązywanie zadań wedle uznania gracza. Wchodzimy "na głośno" i strzelamy do wszystkiego co się rusza? Skradamy się? Korzystamy z narzędzi do cyber-włamań? Mieliśmy pełną swobodę i w większości misji nie było jedynej słusznej drogi ich realizacji.
Teraz Ubisoft chce pójść na zderzenie z Rockstar. Nowa odsłona gry toczyć ma się w San Francisco (Kalifornia, co budzi skojarzenia z "GTA V"). Jest więc w trailerach kolorowo, radośnie i technologicznie. Co ciekawe, jest to kolejny tytuł zapowiedziany w tym roku, którego głównym bohaterem jest Afroamerykanin. Z jednej strony mam świadomość tego, iż twórcy raczej uginają się pod batem politycznej poprawności, niż podejmują wolną, świadomą decyzję, ale obecność kolejnej, ciemnoskórej głównej postaci w dużym tytule mnie cieszy - szczególnie, jeśli będzie to postać ciekawa i dobrze napisana (tak jak w przypadku Franklina z "GTA V"). Oby było takich bohaterów jeszcze więcej.
Innym ciekawym tytułem Ubisoftu jest "Ghost Recon: Wildlands". Kolejna odsłona serii, która wyrosła pod patronatem Toma Clancy'ego i nigdy nie otrzymała zasłużonej uwagi. Teraz ma się to zmienić. Tytuł czerpie pełnymi garściami z pomysłów "MGS 5" i być może skupi na sobie uwagę tych, którzy zmęczeni są "Call of Duty", ale nie chcą cofać się do militarnej prehistorii w "Battlefield 1".
Poza tym Ubisoft pokazał kolejne filmy z "For Honor" - gry mającej prezentować zaawansowany model walki wręcz oraz dodatek do coraz bardziej chłostanego przez graczy "The Division". Nie było jednak ani słowa o nowej grze z cyklu "Assassins Creed". Może to i dobrze?
Bank rozbiła jednak konferencja Sony i dosłownie nie wiem od czego zacząć.
Przede wszystkim Sony pokazało swój system VR i trzeba przyznać, że firma chyba przeskoczyła ograniczenia, jakie do tej pory panowały w tej technologii. Przede wszystkim gracze mają zapomnieć o stuprocentowej imersji - system Sony ma wciągać graczy w świat danego tytułu, jednocześnie zachowując klasyczny, jakże wygodny, model rozgrywki pod znakiem "kontroler i kanapa".
Pokazano też gry adaptujące technologię i trzeba przyznać - na razie nie ma rewolucji, ale wszystko przed nami.
Ale ciekawe były też same gry. Reset serii "God of War", powrót "The Last Guardian", "Resident Evil 7", ale przede wszystkim - "Horizon Zero Dawn" oraz nowa, dziwna gra genialnego Hideo Kojimy "Death Stranding".
Każda prezentacja Sony imponowała technologicznym rozmachem udowadniając, że nada firma wygrywa obecny wyścig konsolowych zbrojeń.
Szczególnie, że Microsoft prezentując nową, potężniejszą czterokrotnie od X-Boxa ONE maszynę zwaną "Project Scorpio", chyba kopie swój własny grób. Gdy pojawiły się plotki o tajemniczym projekcie, zwanym roboczo "Playstation 4.5", gracze wpadli w furię i trudno im się dziwić. Dwa lata temu nabyli konsole najnowszej generacji, tylko po to, by teraz szybko wymieniać je na nowsze modele? Ostatecznie Sony zaprezentowało rozszerzenie VR, ale Microsoft uznał, że nowy system to świetny pomysł. A trzeba pamiętać, że obecnie maszyna Amerykanów sprzedaje się gorzej od sprzętu Sony.
Kto w Microsofcie uznał, że wymiana nowej konsoli na jeszcze nowszą jest dobrym posunięciem? Wprawdzie apowiedziano drastyczne cięcie cen X-Boxa ONE (do 300 dolarów), jednak jest to słabe pocieszenie dla posiadaczy X-Boxa i żaden argument dla tych, którzy i tak od teraz będą czekać na "Project Scorpio". Oby nowa maszyna Microsoftu potrafiła czynić cuda, o których Sony się nie śniło, inaczej bowiem Microsoft brnie prostą drogą do tego, by podzielić los firmy SEGA i jej nieudanej konsoli Saturn sprzed niemal 20 lat.
Jakie jeszcze ciekawostki ujrzeliśmy na tegorocznych targach?
Polacy z CD Projekt tym razem nie oczarowali. Spodziewaliśmy się wreszcie prezentacji chociaż fragmentu z gry "Cyberpunk 2077", tymczasem jedyne, co twórcy "Wiedźmina" mieli do pokazania, to samodzielna wersja gry karcianej "Gwint". Podsumujmy ten fakt milczeniem.
Nieco lepiej wypadło Activision. Nowe "Call of Duty" prezentuje się ciekawie, jednak seria wymaga poważnego odświeżenia, choćby w warstwie technologicznej. Podobnie "Destiny" - niegdyś tytuł, który rozbijał finansowy bank dla twórców, teraz nieco zakurzona gra dla zapaleńców. Dodatek "Rise of Iron" ma to zmienić, przynajmniej do momentu zapowiedzi drugiej części.
Dobrze z kolei wypadły zapowiedzi Square Enix, na czele z nowym "Deus Exem". Ten tytuł to zresztą ciekawy przypadek - wszystkie zapowiedzi i trailery tak najnowszej, jak i poprzedniej części, wyglądają fatalnie, jednak sama gra, przynajmniej ostatnio, była znakomita. Teraz, czuję, będzie podobnie, zwłaszcza, że jakość trailerów drastycznie się zmieniła. Na gorsze. Mam więc, paradoksalnie, dobre przeczucia.
2K Games dobrze przedstawiło "Mafię 3", grę, która wreszcie będzie tym czym powinna, porządnym open-worldem, aniżeli jakąś dziwaczną, niedopracowaną hybrydą gatunków.
Warner po sukcesie "Mortal Kombat X" wraca do bijatyk, tym razem z udziałem superbohaterów - "Injustice 2". Także prezentuje się to znakomicie.
Ciekawie było też podczas pokazu PC - w ostatnich latach marginalizowanego na rzecz rosnącego rynku konsol. "ARMA 3", "Mount & Blade 2", czy "Tyranny", nowe RPG twórców "Pillars of Eternity" - wszystkie te gry wyglądają niezwykle ciekawie, choć nie zapowiadają rewolucji.
Jeśli więc miałbym jednym słowem opisać tegoroczne targi E3, to użyłbym słowa "zawód". Niestety - poprzednie lata prezentowały jednak ciekawsze nowości i ciekawsze tytuły. W tym roku nie dość, że nic nowego nie pojawiło się na horyzoncie, to jeszcze to, co pokazano, było niezwykle przewidywalne.
Trudno - może producenci zmieniają front i czekają ze swoimi najlepszymi pomysłami na inne targi? A może bieżący rok będzie po prostu rokiem zastoju, tylko z kilkoma jaskółkami technologicznymi? Przekonamy się.