Podatki w stanie wskazującym
Rząd ma od pierwszego dnia urzędowania pełne ręce roboty z porządkowaniem sytuacji zastanej po poprzednikach. Istną stajnię Augiasza mieliśmy jeszcze niedawno w spółkach Skarbu Państwa, budżecie, wymiarze sprawiedliwości, aparacie celno-skarbowym. Właściwie wszędzie tam, gdzie państwo styka się z gospodarką.
Konieczność realizacji zadań naprawczych nie omija Ministerstwa Finansów. Niemal na półmetku kadencji parlamentu, w naturalnym momencie kolejnych podsumowań i ocen, trzeba - nieco z satysfakcją, a nieco z niedosytem - stwierdzić, co następuje: o ile na poziomie wykonawczym resort radzi sobie wręcz znakomicie, o tyle postępy w polityce podatkowej idą zdecydowanie zbyt wolno. Innymi słowy, udało się stworzyć Krajową Administrację Skarbową, kierowaną z sukcesami przez ministra Banasia, a także wprowadzić szereg narzędzi służących skuteczniejszemu poborowi podatków, ale z ustaw i rozporządzeń wciąż nie pozbyliśmy się licznych niedorzeczności.
Nasz system podatkowy to ok. 6 tys. stron maszynopisu. Zdecydowanie za dużo, by było prosto, przejrzyście, uczciwie i skutecznie, po prostu normalnie. Brakiem zdrowego rozsądku państwo, a z nim - chcąc, nie chcąc - fiskus, wykazuje się zwłaszcza w podejściu do branży spożywczej.
Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że chipsy ziemniaczane, woda mineralna, kawa zbożowa i sos musztardowy objęte są 8-procentowym VAT-em, podczas gdy chipsy kukurydziane, woda źródlana, kakao i musztarda aż 23-procentowym? A odmienne stawki dla jabłka i pomarańczy, brzoskwini i banana, majeranku i pieprzu? Różne podatki płacimy też kupując wafle, w zależności od tego, czy zawartość wody w ich masie przekracza 10 proc. Na zwykłą bułkę można nałożyć aż trzy stawki - 5, 8 lub 23 proc. Sęk w tym, jaki ma ona termin przydatności do spożycia i ile zawiera cukru. Przykładów jest niestety wiele.
Nie lepiej wygląda sytuacja z drugim co do wielkości źródłem dochodów budżetu, czyli akcyzą, na którą zwraca się uwagę znacznie rzadziej. A szkoda, bo tu braku logiki i sprawiedliwości wcale nie ma mniej.
Tylko w przypadku napojów spirytusowych stawka akcyzy zależy od zawartości w nich czystego alkoholu. Dla wina punktem odniesienia jest litr gotowego wyrobu. Podatek od piwa oblicza się na bazie stopnia zawartości ekstraktu. Rezultaty? Etanol w piwie spożywamy za prawie trzykrotnie niższą cenę niż w wódce czy whisky. Ba, zdarza się, że mocniejsze piwo jest opodatkowane niżej niż słabsze.
Absurdy w regulacjach dotyczących branży alkoholowej to zresztą temat rzeka. Nikt chyba nie jest w stanie racjonalnie wyjaśnić na przykład, dlaczego butelka 4-procentowego cydru musi być opatrzona banderolą, a butelka choćby i 10-procentowego piwa już nie.
Te i setki do nich podobnych, skandalicznych zapisów wciąż obowiązujących aktów prawnych, nie są jednak efektem samej niewiedzy rządzących. Częściej stoją za nimi lobbyści, doskonale orientujący się w legislacyjnych meandrach, nierzadko reprezentujący zagraniczne grupy interesów.
Tymczasem recepta na uzdrowienie sytuacji i postawienie naszego systemu podatkowego z głowy na nogi wydaje się prosta. Trzeba - tylko i aż - ujednolicić stawki, a zasady uprościć, postępując przy tym w ramach ogłoszonej zawczasu mapy drogowej, na końcu której jest już tylko błoga stabilizacja.