Opinie

Photo by Bonnie Burton. [http://starwarsblog.wordpress.com/2007/08/28/chewie-hands-off-lightsaber-to-nasa/ Read more here] about Chewbacca and friends officially hand Luke's lightsaber over to NASA’s Space Center Houston duri
Photo by Bonnie Burton. [http://starwarsblog.wordpress.com/2007/08/28/chewie-hands-off-lightsaber-to-nasa/ Read more here] about Chewbacca and friends officially hand Luke's lightsaber over to NASA’s Space Center Houston duri

Imperium kontratakuje i znowu odbiera wolność

xxx xxx

  • Opublikowano: 31 maja 2013, 12:08

    Aktualizacja: 31 maja 2013, 15:43

  • Powiększ tekst

Dziś upływa termin składania deklaracji dotyczących wywozu śmieci. Przy okazji tego doniosłego procesu miałem okazję poczuć się jak bohater światowej literatury - Artur Dent, głowy bohater „Autostopem przez galaktykę”.

Osią fabuły „Autostopem przez galaktykę” jest budowa hiperprzestrzennej obwodnicy galaktycznej. Żeby ją wybudować trzeba wyburzyć Ziemię. Zapadła już decyzja o wyburzeniu, ale oczywiście jak przy każdej decyzji administracyjnej istnieje możliwość skutecznego odwołania od niej. Problem w tym, że żeby się od niej odwołać, trzeba o niej wiedzieć, a ona została wywieszona do publicznej wiadomości w pewnej kancelarii na planecie urzędników i nikt na Ziemi o tym nie wie. Ale nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności za jego nieprzestrzeganie.

Podobnie postąpiły władze Gdańska z mieszkańcami, którymi administrują (tak swoje zadanie postrzegają te światłe postacie). Urząd miasta nie rozesłał żadnej informacji o konieczności rozwiązania dotychczasowych umów i wypełnienia deklaracji w urzędzie. Prawdopodobnie ukazały się jakieś informacje w lokalnych mediach, ale jako człowiek mocno zapracowany, dzielący swój czas między pisanie o ekonomii i zajmowanie się córką nie mam czasu na śledzenie lokalnych mediów. Nie mam na to czasu i nie ma takiego obowiązku. Dlatego o obowiązkach jakie nałożyło na mnie miasto i grążącej mi karze 2 tys. zł za ich niewypełnienie dowiedziałem się od sąsiadów na niecałe dwa tygodnie przed terminem.

Zacząłem się zastanawiać z czego wynika takie działanie urzędu. Może nasi lokalni władcy liczą, że do części mieszkańców informacja nie dotrze i będzie można zedrzeć z nich ekstra owe 2 tys. Będzie na premie. Poza tym sąsiedzi przekazali mi tylko sygnalną informację, że trzeba coś zrobić. Szczegółów dowiedziałem się z Internetu. Tylko, że podobnie jak nie ma obowiązku śledzić informacji podawanych w środkach masowego przekazu, nie ma też obowiązku posiadać dostępu do Internetu. Skąd informacje mają czerpać ci, którzy z wyboru, niechęci do nowych technologii, braku środków nie mają dostępu do netu?

Teoretycznie mogą iść do urzędu. Tylko, że prawie 500 tys. mieszkańcom Gdańska wyznaczono jedno miejsce, w którym mogą zasięgnąć informacji i złożyć deklarację – mały pokoik w oficynie niewielkiej kamienicy przy ulicy we Wrzeszczu, gdzie nawet przy normalnym ruchu trudno znaleźć miejsce parkingowe. Pogarda dla petenta i niekompetencja urzędnicza w pełnej krasie.

Gdańskiem rządzi od wielu lat Paweł Adamowicz. Teoretycznie wywodzi się on z opozycji antykomunistycznej – w 1988 roku współorganizował nawet strajk na Uniwersytecie Gdańskim. Niestety styl jego rządów wskazuje że jest nieodrodnym synem partyjnych sekretarzy. Podobnie jak inny bohater powszechnej wyobraźni Anakin Skywalker poddał się ciemnej stronie mocy i stał się naszym lokalnym, pomorskim Darthem Vaderem, który jak może na swoim małym poletku ogranicza wolność. Gdańszczanie z zazdrością zerkają za miedzę do Gdyni, gdzie samorządowcy potrafią konsultować się z mieszkańcami, inwestować w rozwój gospodarczy miasta, a nie w pomniki pychy władców i potrafili nawet rozesłać pisma informujące mieszkańców jakich działań się od nich oczekuje, w związku ze zmianami przepisów śmieciowych. Ale gdańszczanie sami są sobie winni, od lat głosują na człowieka, którego niezbyt pochlebnie nazywają budyniem. Jego najnowszym genialnym pomysłem jest konstrukcja, która przypomina Gwiazdę Śmierci i faktycznie będzie taką dla publicznych finansów. Europejskie Centrum Solidarności powstaje w centrum Gdańska, koło placu Solidarności ze słynnymi trzema krzyżami. Budowa tego blaszaka (budynek jest wyłożony rdzewiejącą blachą mającą chyba nawiązywać do upadku stoczni i niszczejących w niej surowców) kosztuje 227 mln zł. Później co roku koszt jego funkcjonowania będzie wynosił 17 mln zł, a szacowane wpływy z działalności to maksymalnie 4 mln zł. Różnicę pokryją podatnicy (o przepraszam poddani) dla niepoznaki przez różnych pośredników gminę, marszałka, ministra. Po co ta „inwestycja”? Zamiast odpowiedzi wystarczy informacja, że po otwarciu ECS w 2013 r. ma w nim pracować na etatach około 90 osób. Obecnie ECS utrzymuje 51 etatów, ze średnią płacą 4990 zł brutto. Urzędnicza gospodarka poraża w Gdańsku rozmachem – poraża nasze kieszenie.

Cała zmiana systemu wywozu śmieci jest dla mnie przykładem powrotu do przeszłości – komunistycznej. Nie zważając na istniejące umowy z często prywatnymi i niezależnymi od władz spółkami, każe się mieszkańcom zerwać te umowy (według mnie to naruszenie Konstytucji), zgłosić się do urzędu i zadeklarować ile śmieci się odprowadza. Zamyka się więc funkcjonowanie wolnego rynku i wprowadza urzędnicze i administracyjne stosunki. Z klienta robi się petenta, który nie ma żadnych praw. Komuna wraca, a pani odbierającą ode mnie deklarację pyta się o właściciela nieruchomości. Gdy okazuje się, że podpisał się tylko jeden z współwłaścicieli informuje, że muszą się podpisać obaj.

- Ale drugi właściciel jest wiele kilometrów od Gdańska – tłumaczę jak uczniak.

- Rozumiem, ale mieliście dużo czasu na załatwienie tego – władczo odpowiada królewna zza biurka.

- Ale przecież nie dostałem, żadnego pisma informacyjnego z urzędu. O tym że musimy złożyć jakąś deklaracje dowiedzieliśmy się od sąsiadów. To jakaś paranoja – odpowiadam już lekko podenerwowany.

Wyniosłe milczenie, pieczątka przybita. Sprawa załatwiona jestem już tylko petentem (raczej pętakiem). Moja wolność jako szanownego klienta została mi odebrana.

A tak na marginesie. Do cholery jaki związek ma własność działki z umową wywozu śmieci. Przecież jeżeli miałby taki kaprys mógłby tą sprawą zajmować się znajomy z Koluszek. Nie ważne kto deklaruje, ważne żeby płacił. Ale to chyba przerasta urzędnicze postrzeganie świata.

Niestety podobnych przykładów mamy ostatnio więcej – chociażby zakusy sprytnych lisków na nasze oszczędności w OFE, czy sugestie ministra Rostowskiego, że podatki będzie za nas liczył urząd. (Słyszycie ten diaboliczny śmiech naszego ekonoma „Ha, ha, ha. I spróbujcie teraz optymalizować podatki. Nic już mi się nie wymknie. Zapłacicie nawet więcej niż się spodziewacie. Będę miał na 9, 10, a może nawet 20 wiceministra finansów”.

Walczącym z komuną zawsze chodziło głównie o wolność. Teraz oddaliśmy władzę ludziom, którzy niszczą wolność jak tylko można i tak długo jak długo im na to pozwolimy. Rządzą nami politycy wychowani za komuny, nawet jeśli z nią walczyli przesiąkli nią do szpiku kości. Nie wyobrażają sobie świata bez nadzoru, inwigilacji, ciągnięcia obywateli we właściwą stronę jak krów na postronku z kółkiem w nosie.

„...najpierw trzeba stracić wszystko czego się kiedykolwiek pragnęło, aby dowiedzieć się czym jest prawdziwa wolność.”

– recytuje Lana Del Rey. Spadkobiercy pierwszych sekretarzy nic nie stracili, nie rozumieją wolności.

„Ja wierzę w kraj, którym Ameryka była kiedyś. Wierzę w osobę, którą chcę się stać. Wierzę w wolność na otwartej drodze. (…) Jestem pierd*lenie szalona. Ale jestem wolna.”

– recytuje Lana.

Dlaczego Polacy tak kochają Amerykę? Bo ona pozwalała człowiekowi być wolnym. Można robić rzeczy głupie, niedobre dla siebie, ale jedyną władzą, która ma prawo ograniczyć twoją wolność jest sąd. Nie urzędnik, który zrobi wszystko, żebyś nie wlazł w szkodę zabierając ci wolność. Wystarczyła surowa egzekucja dotychczas istniejącego prawa, żeby z naszych lasów zniknęły śmieci. Nie trzeba wracać do komuny, ale tego nie rozumieją ludzie o mentalności komunistycznego kacyka.

 

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych