Opinie

Źródło: wikipedia
Źródło: wikipedia

Pakt z piekła rodem

Kazimierz Dadak

Kazimierz Dadak

Professor of Finance and Economics Hollins University

  • Opublikowano: 31 maja 2013, 13:43

  • Powiększ tekst

Sejm przyjął Traktat o Stabilności, Koordynacji i Zarządzaniu, powszechnie znany jako Pakt Fiskalny i niebawem Trybunał Konstytucyjny ma orzec o prawomocności tego kroku. Dla ekonomisty jest jasne, że ten traktat jest w swej istocie podobny do zamierzeń jakie stawiała przed sobą nieboszczka Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). Pełna nazwa Paktu mówi o tym jasno, chodzi o koordynację i (odgórne) zarządzanie. O ile w minionej epoce wszystko co przychodziło z Moskwy było przez Polaków traktowane, mówiąc oględnie, z wielką ostrożnością, o tyle dziś, to co przychodzi z Brukseli spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem przez większą część naszej elity bez względu na to, czy służy polskiemu interesowi narodowemu, czy nie. Jeśli chodzi o Pakt Fiskalny to, z gospodarczego punktu widzenia, przynosi on nam same szkody.

W powszechnym mniemaniu w Pakcie chodzi o unikanie nadmiernego deficytu budżetowego i zadłużenia sektora publicznego. Ale te dwie sprawy są tylko przykrywką dla próby radykalnego przekształcenia Unii w gospodarkę sterowaną odgórnie. We wstępie, na drugiej stronie znajdujemy:

„… państwa członkowskie Unii Europejskiej, powinny powstrzymywać się od podejmowania wszelkich środków [pokreślenie K.D.], które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii realizowanych w ramach unii gospodarczej”.

Artykuł 11 tego Traktatu nie pozostawia żadnych wątpliwości co do istoty i zasięgu tych środków głosząc:

„by podejmować wysiłki na rzecz ściślej skoordynowanej polityki gospodarczej, Umawiające się Strony zapewniają, aby wszelkie zasadnicze reformy polityki gospodarczej, które planują realizować, były w ich gronie omówione ex ante i w stosownych przypadkach przez nie koordynowane. W koordynację tę zaangażowane są – zgodnie z prawem Unii Europejskiej – instytucje Unii Europejskiej”.

Na pierwszy rzut oka wymóg powstrzymywania się od „podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów Unii realizowanych w ramach unii gospodarczej” brzmi sensownie. Skoro ktoś wstępuje do Unii to powinien działać na rzecz powodzenia tego przedsięwzięcia, a nie na jego szkodę. Szkopuł w tym, że po pierwsze, dróg do realizacji tych celów może być wiele i nie sposób z góry określić, która jest dobra, a która zła. Po drugie, cele gospodarcze Unii są zdefiniowane tak ogólnikowo, że w praktyce wszystko może być podciągnięte pod to sformułowanie. Mówiąc wprost, ten zwrot może być użyty jako środek do osiągania interesów partykularnych, a nie całej Unii.

Taką możliwość doskonale obrazuje przypadek Irlandii, na którą wywierano niesłychaną presję, żeby w zamian za obniżkę kosztów obsługi „pakietu pomocowego” podniosła podatki od dochodu przedsiębiorstw (CIT). Dzięki dużo niższym podatkom niż w reszcie eurolandu kraj ten przyciąga ogromne inwestycje zagraniczne, głównie z USA. To zjawisko jest solą w oku unijnych potentatów, którzy traktują tę politykę nie jako formę zdrowej konkurencji, ale jako brak solidarności.

W rzeczy samej, rozmiary tej odgórnej ingerencji sięgają absurdu. Artykuł 6 Paktu nakłada na jego uczestników obowiązek zgłaszania Radzie Unii Europejskiej i Komisji Europejskiej „ex ante” informacji na temat emisji długu publicznego. Jeśli nawet taki drobiazg ma być koordynowany, to w takim razie wszystko może podpaść pod ten paragraf.

O tym, że biurokraci brukselscy mają chrapkę na zagarnięcie władzy ekonomicznej dowodzą dalsze wypowiedzi płynące z tego źródła. Na stronie internetowej Komisji Europejskiej (KE) czytamy:

„nowy mechanizm nadzoru … pozwoli monitorować gospodarki państw członkowskich pod kątem sygnałów braku równowagi makroekonomicznej (takich jak bańki nieruchomościowe, rosnący deficyt lub nadwyżka obrotów bieżących albo spadek konkurencyjności). Jeżeli państwa członkowskie przekroczą próg bezpieczeństwa, Komisja przeanalizuje, czy tego rodzaju nierównowaga jest niebezpieczna, i w razie potrzeby wyda stosowne zalecenia”.

Zwrot „Komisja przeanalizuje … i wyda stosowne zalecenia” oddaje całą istotę panującego w Unii podejścia do kwestii gospodarczych. Nie rynek, czy też suwerenna decyzja kraju-członka, ale biurokratyczny nakaz płynący z niewybieranej przez obywateli KE ma strzec Europę przed wszelkimi niespodziankami gospodarczymi. RWPG odżyła! Taka jest niestety logika integracji prowadzonej wbrew teorii ekonomii, albowiem przyczyną sprawczą kryzysu w strefie euro jest właśnie wspólny pieniądz.

Polska nie wstępowała do Unii opartej na biurokratycznych dekretach i taka wizja przyszłości jest całkowicie obca naszej tradycji. Co więcej, nic na ten temat nie mówiąc, premier Tusk wraz z Platformą Obywatelską zmuszają Polaków do obrania drogi, która nie gwarantuje zabezpieczenia naszych najbardziej żywotnych interesów narodowych. Ostatnie lata jasno dowodzą, że w zakresie ustalania polityki ekonomicznej tak naprawdę w Unii liczą się tylko Niemcy. Zaś kraj ten dąży do hegemonii na naszym kontynencie, o czym jasno wyraził się minister spraw zagranicznych Luksemburga. Być może nie ma innej drogi. Być może stoimy przed podobnym wyborem jak w 1939 r. i tym razem większość Polaków nie ma ochoty wybierać honoru, tylko jakąś nową wersję hipotetycznego paktu Ribbentrop-Beck. Niemniej, sprawy tej nie wolno załatwiać od kuchni – tu konieczna jest narodowa debata!

Półprawdą jest, w najlepszym wypadku, stwierdzenie powtarzane przez licznych wielbicieli Unii, że rygory Traktatu o Stabilności, Koordynacji i Zarządzaniu zaczną nas obowiązywać dopiero po wejściu do strefy euro. Artykuł 14, ustęp 5 głosi, że jeśli „Umawiająca się Strona oświadczy, że pragnie być wcześniej związana wszystkimi lub niektórymi postanowieniami tytułów III i IV niniejszego Traktatu”, czyli szczegółowymi zapisami tyczącymi się spraw gospodarczych, to derogacja (wyłączenie z obowiązku przyjęcia tych norm) traci moc. A zatem, Polska może przyjąć nakazy Paktu przed przyjęciem wspólnej waluty!

Podpisując Pakt uzyskujemy prawo uczestnictwa w szczytach państw strefy euro. Niemniej, tylko ministrowie finansów państw strefy euro (Eurogrupa) są odpowiedzialni za przygotowanie posiedzeń tego ciała i za podejmowanie „działań następczych”. Szczyt państw strefy euro wypracowuje swe stanowisko podczas formalnych i nieformalnych posiedzeń, zaś sygnatariusze nie będący w strefie euro „uczestniczą w debatach”, ale tylko w tych formalnych i to niekoniecznie we wszystkich. Tak więc, od czasu do czasu być może będziemy mogli wtrącić nasze trzy grosze, ale w żadnym przypadku Polska nie będzie mieć żadnej możliwości wpływu na podejmowane decyzje, ponieważ te są w całości determinowane przez Eurogrupę, w szczególności przez Niemcy.  Zatem, także w najlepszym przypadku półprawdą jest stwierdzenie, że dzięki podpisaniu Paktu wchodzimy do „twardego jądra” Unii i zyskujemy możliwość wpływu na bieg wydarzeń.

Doświadczenia ostatnich lat dobitnie wskazują na to, że strefa euro płaci niesłychanie wysoką cenę za przyjęcie wspólnego pieniądza wbrew postulatom teorii optymalnego obszaru walutowego. Teoria ta jednoznacznie wskazuje na nieefektywność tego przedsięwzięcia. Do tego teraz dochodzi jeszcze Pakt Fiskalny, bardziej ostra forma Paktu Stabilności i Wzrostu, o którym ekonomiści wydali jednoznacznie negatywny osąd. Zatem wszystko wskazuje na to, że strefa euro uczyniła kolejny krok na drodze do gospodarczego samobójstwa. Zdrowy rozsądek nakazywałby państwom nie należącym jeszcze do strefy euro podjęcie wszelkich środków zaradczych, na przykład, reorientację obrotów międzynarodowych, ponieważ długotrwała stagnacja w eurolandzie ujemnie odbije się także na ich rodzimej gospodarce. Zamiast tego, duet Tusk-Rostowski pcha nas w objęcia Paktu Fiskalnego.

W kompetencji niżej podpisanego nie leży określenie, czy konieczność koordynacji „wszelkich zasadniczych reform polityki gospodarczej” włącznie z harmonogramem emisji długu publicznego wyczerpuje znamiona artykułu 90 Konstytucji RP i wymaga większości 2/3 głosów w przypadku przyjmowania traktatów międzynarodowych ograniczających suwerenność narodową, ale żaden bezstronny ekonomista nie może mieć tu najmniejszych wątpliwości – chodzi o niebywałe ograniczenie swobody prowadzenia polityki gospodarczej.

Z ekonomicznego punktu widzenia przyjęcie Paktu Fiskalnego jest decyzją ze wszech miar szkodliwą, ponieważ ustawia nas na ścieżce prowadzącej do poddania naszej gospodarki pod całkowitą kontrolę władz Unii. Wszystko wskazuje na to, że będzie to kontrola podobna do tej z jaką mieliśmy do czynienia w minionej epoce. Dziś, tak jak wówczas, ogranicza się działania mechanizmów rynkowych i konkurencji. W ramach RWPG członkowie specjalizowali się w poszczególnych dziedzinach gospodarki zgodnie z odgórnymi wytycznymi i tak też dzieje się obecnie. Polsce jest niepotrzebny żaden wysoko rozwinięty przemysł, więc hurtowo likwiduje się przemysł stoczniowy, a co za tym idzie i szeroki wachlarz jego poddostawców. Podobnie „nie” dla gazu łupkowego, bo jego złoża nie są tam, gdzie powinny być. Gdyby były położone trochę bardziej na zachód, to wtedy od rana do wieczora słyszelibyśmy, jakie to czyste paliwo. Może w przyszłości, gdy nasza ziemia w dużym stopniu przejdzie w obce ręce zasłużymy na to, żeby dopłaty do rolnictwa zrównać z zachodnimi. To są dopiero początki, prawdziwe sterowanie rozpocznie się wtedy, gdy w pełni zacznie obowiązywać Traktat o Stabilności, Koordynacji i Zarządzaniu.

Podobno „Polska to nienormalność”. Nasz akces do Paktu Fiskalnego to milowy krok na drodze do tego, żeby ta hipoteza stała się rzeczywistością. W tym wszystkim pocieszającą rzeczą jest to, że kiedyś cały ten misternie budowany „proces integracji europejskiej” runie tak jak zawalił się proces integracji w ramach „obozu socjalistycznego”. Warto przypomnieć, że i RWPG miała swą walutę – rubla transferowego. Rozpad strefy euro nastąpi wtedy, gdy wspólna waluta przestanie opłacać się głównemu beneficjentowi tego przedsięwzięcia, tak jak RWPG rozpadła się w momencie, gdy impreza ta przestała opłacać się Związkowi Sowieckiemu.

Pomiędzy przynależnością do RWPG, a podpisaniem Traktatu o Stabilności, Koordynacji i Zarządzaniu istnieje jedna zasadnicza różnica, w tym pierwszym przypadku nie mieliśmy wielkiego wyboru, zaś w przypadku integracji europejskiej wyborów dokonać możemy. Ponad czterdzieści lat naszej przynależności do RWPG to okres wielkiego wysiłku całego narodu i mizernego zeń pożytku. Dla jakich powodów pochodzący z wolnego wyboru rząd skazuje Polskę na kolejne stracone dekady?

(Ta wypowiedź jest skrótem artykułu, który ukaże się w 111 numerze „Arcanów”.)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych