Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Rolnictwo, głupcze!

Krzysztof Wołodźko

Krzysztof Wołodźko

Redaktor „Nowego Obywatela”, publicysta „Gazety Polskiej Codziennie”, członek zespołu „Pressji”.

  • Opublikowano: 31 maja 2013, 13:50

  • 1
  • Powiększ tekst

Polskie rolnictwo jest wielkim nieobecnym debaty publicznej. Tymczasem to wciąż ogromny potencjał: gospodarczy, społeczny, kulturowy – wart docenienia i przemyślanej strategii. Ale jej na ogół brak.

Miałem okazję zapoznać się ostatnio z wieloma interesującymi faktami dotyczącymi polskiego rolnictwa. A to za sprawą opublikowanego w ostatnim numerze „Nowego Obywatela” wywiadu z Janem Krzysztofem Ardanowskim, posłem PiS, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, rolnikiem. Ponadto uczestniczyłem w przygotowywaniu dla tej redakcji nieopublikowanej jeszcze rozmowy z Jerzym Chróścikowskim, senatorem PiS, wieloletnim przewodniczącym KRiRW. Obaj panowie o nadziejach i zagrożeniach dla polskiej wsi mówią kompetentnie i z zaangażowaniem. Szkoda, że nie tacy ludzie i kwestie, którymi się zajmują, goszczą na co dzień w mediach.

„Polska ma ok. 15 mln ha użytków rolnych, co sytuuje ją na poziomie zbliżonym do Francji  i Niemiec, dlatego może być liczącym się w skali Europy producentem żywności, uzyskując z tego duże dochody. W obliczu upadku wielu dziedzin wytwórczości sektor produkcji rolnej zaczyna stabilizować nasz eksport, korzystając z przekonania europejskich społeczeństw, że polska żywność jest zdrowa, bezpieczna i smaczna” – stwierdza Ardanowski.

Czy wykorzystujemy w pełni potencjał rodzimej wsi? Dla koalicji rządzącej nie jest to istotna sprawa. Zdaniem Ardanowskiego Polskie Stronnictwo Ludowe, które w ramach koalicji „dostało rolnictwo” bardziej martwi się, ile jeszcze etatów w instytucjach okołorolniczych jest w stanie zapełnić swoimi działaczami niż optymalnym kierunkiem rozwoju tej dziedziny. Również Platformę mało obchodzą rzeczywiste problemy tego sektora.

Jednak strategiczne błędy rozciągają się na lata. Wśród tych najpoważniejszych należy wymienić zamykanie cukrowni (z eksportera stajemy się importerem), znaczne ograniczenie eksportu wieprzowiny. Dziś na potrzeby własnego rynku musimy sprowadzać ok. 50 proc. całego zapotrzebowania, często jest to mięso złej jakości. III RP to także zniszczenie rodzimej, bardzo dobrej produkcji lniarskiej.

W grę wchodzi mało także znana opinii publicznej kwestia suwerenności białkowej. Niegdyś „niemal w każdym gospodarstwie uprawiano łubin, bobik, groch czy wykę, które były później podstawą komponentów białkowych w paszach” –  stwierdza Ardanowski. Ale obecnie wydajemy rocznie ok. 4 mld zł na import soi z Ameryki Północnej i Południowej, choć te pieniądze mogłyby zostać w portfelach polskich rolników: jako dochód lub oszczędność.

Jedną z ważniejszych kwestii jest kwestia dopłat unijnych. Rolnictwo „starej” Unii jest tutaj zdecydowanie uprzywilejowane. Rolnik francuski, niemiecki otrzymuje 340 lub 380 euro dopłaty do hektara, polski – 190 euro. W  ciągu upływających siedmiu lat na wsparcie dla rolnictwa otrzymaliśmy 135 mld zł. Tu także polityka rządowa woła o pomstę do nieba. „Donald Tusk powiedział swego czasu publicznie, że na lata 2014–2020 nawet 100 mld wystarczy mu do dobrego samopoczucia oraz uznania, że odniósł sukces. Jeśli rząd oczekuje mniej, niż zamierza nam dać Komisja Europejska, to jest to działanie na szkodę własnego społeczeństwa i gospodarki” – podkreśla Ardanowski.

Tymczasem już za kilka lat może się okazać, że nasza ziemia uprawna będzie na znaczną skalę wykupywana przez zagraniczne podmioty – niewykluczone, że przez  międzynarodowe koncerny zajmujące się przemysłową produkcją żywności. To może na zawsze pozbawić polskiego rolnictwa jego walorów ekologicznych, tak dobrze widzianych dziś na Zachodzie, a także wpłynąć na jakość gleby, wody, itp. Zmieni także z pewnością strukturę społeczną polskiej wsi: zdecydowanie ją wyludniając. A przecież, co dostrzegają znawcy wsi i jej rolnictwa,  bardzo dynamicznie rozwija się obecnie agroturystyka, wciąż dominujemy na wielu zachodnich rynkach zbytu: zajmujemy pierwsze miejsce w eksporcie pieczarek, owoców.

Co robić? Walczyć o dopłaty, to raz. Dwa, opracować sensowną strategię utrzymania ziemi w polskich rękach. Ale także nie przeszkadzać rolnikom. Jest paradoksem, że choć Unia Europejska zostawia przestrzeń na działalność dla małych gospodarstw rolnych, na swobodne przetwórstwo i handel – prawdziwym utrapieniem polskiego rolnika jest nasza rodzima biurokracja. Urzędnicy najchętniej kontrolują właśnie „małorolnych”. A jak jest na Zachodzie? „W wielu krajach rolnicy nadal kilka razy w tygodniu przyjeżdżają do miast, by na historycznych rynkach sprzedawać świeżą żywność” – mówi Ardanowski. Bardzo dobrze rozwija się tam przetwórstwo bezpośrednio w gospodarstwach, na małą skalę, z wyłączeniem biurokratycznych wymogów weterynaryjnych czy sanitarnych. Świadomy konsument może dzięki temu kupić z pominięciem pośredników żywność bardzo wysokiej jakości. I właśnie na takie rolnictwo warto stawiać także w Polsce – ale to wymaga faktycznego zainteresowania się potrzebami i perspektywami rozwoju wsi.

Powiązane tematy

Komentarze