Czy odbieranie przez Niemcy Polsce jej dzieci i młodzieży jest groźną kradzieżą?
Kardynał Joachim Meisner arcybiskup Kolonii ostro ocenił politykę demograficzną Niemiec stwierdzając: „Nie możemy odbierać Hiszpanom czy Portugalczykom młodzieży, a zatem ich przyszłości, bo to jest egoizm”.
Wczorajszy Financial Times w artykule Jana Celinski’ego i Neil’a Buckley’a „Germany’s economy driven on by ties with former Soviet satellites” informuje o tym że podczas wideokonferencji z członkami CDU kanclerz Merkel przyznała że kluczem do wyborczego zwycięstwa będzie „platforma” wyborcza oparta o politykę prorodzinną. Takie postawienie sprawy tak bardzo rozzłościło szefa socjaldemokracji Sigmar’a Gabriel’a że oskarżył panią kanclerz o „oszustwo wyborcze” („electoral fraud”). Platforma wyborcza Platformą ale aż się ciśnie na usta pytanie dlaczego, mimo tego, że jak piszą autorzy artykułu, polskiego premiera z Kanclerz Merkel łączą „specjalne relacje”, a Polskę z Niemcami „ścisłe polityczne związki” które pozwalają na rozkwit handlu między krajami i inwestycję w poddostawców niemieckich którzy wg FT mimo tej samej kultury produkcyjnej zarabiają od ¼ do jednej trzeciej tego co Niemcy, polska Platforma akurat tej części polityki niemieckiej nie podziela. A z wymienionych trzech głównych działań jedynie inwestycje w infrastrukturę, w tym miękką polegającą na upowszechnieniu internetu, wymienione na trzecim miejscu, polityką prorodzinną bezpośrednio nie są. Podczas gdy pierwszy punkt polegający na zwiększeniu już i tak wielokrotnie wyższych niż w Polsce zasiłków na dzieci i związanych z dziećmi odpisów podatkowych, oraz drugi zakładający zwiększenie wymiaru emerytur dla matek zajmujących się dziećmi w domu to podstawa manifestu CDU („raising child allowances and tax thresholds, increasing pensions for stay-at-home mothers and investing in infrastructure would be part of the party’s election platform”).
Podobnie European Inteligence Unit tuż przed Dniem Dziecka w artykule „Germany’s demographic challenge” zauważa że mimo iż kraje posowieckie (w tym Polska) są również dotknięte kryzysem demograficznym, to jednak będą podstawowym źródłem imigracji do Niemiec przez kolejne lata. A wg EIU starzejące się społeczeństwo Niemiec mimo prowadzenia polityki prorodzinnej na poziomie wyższym niż w Wlk. Brytanii mają trudność osiągnięcia zastępowalności pokoleń jak to się udało w Anglii i Francji. Dlatego dzięki kryzysowi gospodarczemu w Europie i dodajmy sposobowi jego rozwiązania opartemu na swobodzie przepływu pracowników z krajów dotkniętych kryzysem, już nawet 1 mln Greków wyemigrowało do Niemiec. Kraje w kryzysie na równi z byłymi „satelitami sowieckimi” na równi z byciem odbiorcą produktów i inwestycji niemieckich stały się dostarczycielami młodzieży. Jak podaje EIU tylko dzięki imigracji netto która w 2011 r. wyniosła 279 tyś. a w 2012 r. 340 tyś. ilość obywateli w Niemczech wzrosła adekwatnie o 90 tyś i 150 tyś. co daje szansę na utrzymanie aktywności gospodarczej w przyszłości. Dlatego gdy w Frankfurter Allgemeine Zeitung niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans Peter Frierdrich stawia przede wszystkim na przyjazd wykwalifikowanych pracowników, sytuacja w której Niemcy są czwartym na świecie ośrodkiem uniwersyteckim dla obcokrajowców, licząc że znaczna część z sześćdziesięciu tysięcy ich absolwentów zdecyduje się na pozostanie w Niemczech na stałe jak to przedstawiają Celinski i Buckley w FT nie powinna dziwić. Przy czym co charakterystyczne o ile przed kryzysem członek zarządu Bundesbanku Thilo Sarrazin, polityk SPD, po napisaniu bestsellera „Deutschland schafft sich ab” podał się do dymisji obawiał się że niemiecka polityka demograficzna doprowadzi do islamizacji jego kraju, to zauważmy że mimo oburzenia na wnioski wypływające z jego książki powyższe zagrożenie obecnie cudownie się rozwiązało. Gdyż o dziwo okazuje się że przy tak olbrzymiej imigracji całkowitej do Niemiec ilość Turków przybywających do tego kraju jest niższa od skali ich wyjazdów. Przy czym o ile Polacy stanowią największą część przyjezdnych gastarbeiterów to jednocześnie zwłaszcza w Warszawie wizualna obecność mniejszości tureckiej w gastronomii dziwnym trafem eksplodowała.
O ile w samych Niemczech prowadzi się aktywną debatę na temat konieczności prowadzenia efektywnej polityki prorodzinnej i demograficznej, to w Polsce, która jest ofiarą tych działań jak niemożności nawet intelektualnego zdiagnozowania zagrożeń, jest to przedmiot drwin i pseudoprogramów. W Niemczech prowadzi się regularnie tzw. „Szczyty Demograficzne” z udziałem rządu, polityków opozycji, biznesmenów i intelektualistów, a w Polsce czeka z efektywnymi działaniami do czasu aż panie z wyżu solidarnościowego się zestarzeją, po to aby później wydawać nieefektywnie miliardy zł na dofinansowania amoralnych procedur in vitro wytaczając krokodyle łzy argumentacji że inaczej to Polska wymrze, bo następne roczniki są dwukrotnie mniej liczne. Debata u naszego sąsiada jest tak głośna, a metody działania tak agresywne względem sąsiadów, że musiał zabrać głos nawet hierarcha kościoła katolickiego kardynał Joachim Meisner arcybiskup Kolonii ostro karcąc politykę demograficzną Niemiec:
„Nie możemy odbierać Hiszpanom czy Portugalczykom młodzieży, a zatem ich przyszłości, bo to jest egoizm”.
Przy czym co charakterystyczne media w Polsce kontrolowane bezpośrednio i pośrednio przez kapitał niemiecki nie widzą problemu wyludniania się Polski, a ściąganie i wynaradawianie Polaków na obczyźnie uznają niemalże za dobrodziejstwo ze strony krajów goszczących, jak i praktycznego procesu europeizowania rodaków. O ile premier Turcji Recep Tayyip Erdogan wizytując Niemcy głośno skarży się na wynaradawianie rodaków, a minister spraw wewnętrznych Niemiec wprost uznał, że ma to na celu integrację /zniemczenie/ imigrantów („takie rozwiązanie nie ułatwi integracji”), to Polska nie tylko jest głucha na skargi naszych rodaków i jednocześnie w niesamowity sposób faworyzując mniejszość niemiecką, w tym zapewniając im nawet posiadanie reprezentacji parlamentarnej. Swoją drogą to obecnie najprawdopodobniej przywódca Turków żałuje swojej odwagi (choć przyczyna może również leżeć w niechęci do interwencji w Syrii na nie swoich warunkach), zdając sobie sprawę że obecne rozruchy w kraju mogą łatwo przekształcić się w bardziej poważne, w sytuacji gdy w Niemczech mieszka dwa razy więcej członków Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) niż w północnym Iraku, co stwierdził w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung” marszałek tureckiego parlamentu Cemil Cicek. A premier Erdogan ponadto oskarżył niemieckie fundacje działające w Turcji, że finansują terrorystów z PKK.
O ile w Niemczech wszyscy rozumieją że nakłady na politykę prorodzinną muszą być duże i nieefektywne, w sytuacji kiedy pokolenie w wieku rozrodczym jest bardzo ograniczone, to w Polsce przeczekuje się ten okres, kiedy jakakolwiek spójna polityka prorodzinna mogłaby dać oczekiwane rezultaty. Czy nie jest dziwne że szukające sensacji polskie media nie zastanowiły się nad dziwnym zbiegiem okoliczności, że mimo wielowątkowej krytyki polityki antykryzysowej UE, która w praktyce ten kryzys w krajach peryferyjnych jeszcze napędza, to beneficjentami proponowanych recept są Niemcy. Z jednej strony ucieczka kapitałów do Niemiec powoduje, że są one tanie i dają przewagę gospodarczą koncernom niemieckim jak i niskie koszty obsługi długów budżetowi. Słabe euro pozwala na eksplozję eksportu niemieckiego do Chin. A kłopoty gospodarcze pozostałych krajów europejskich powodują że to nasz sąsiad decyduje o wszystkim w UE, w tym na takie kształtowanie regulacji aby przynosiły jego przedsiębiorstwom możliwość rozwoju, a przytłaczały innych. I na koniec głosząc walkę z kryzysem Europejczycy powinni być mobilni transgranicznie (wg Angeli Merkel „We are a European internal market, and we will certainly need to develop much more mobility in the labor market”) zasysają szukających pracy Polaków, Włochów, Hiszpanów, Greków i Portugalczyków do pracy w przedsiębiorstwach niemieckich i obsługi swojego starzejącego się społeczeństwa, zamiast w ramach przepływu kapitału zgodzić się na ich przemieszczenie do krajów wysokiego bezrobocia i nadmiaru siły roboczej. Dlaczego nie dziwi nas gdy nieskutecznie apelujemy do polskich polityków o nie zawłaszczanie pieniędzy OFE, gdyż to oznacza konieczność wyższego opodatkowania nielicznego młodszego pokolenia w przyszłości, co grozi ich jeszcze szybszą ucieczką z kraju gdy tego typu argumentacja jest przytaczana przez rząd niemiecki (wg AFP kanclerz Merkel „also warned that younger German generations should not be too burdened, otherwise they could simply choose to move to other European countries.”) Jak i groźne dla Polski kanclerskie konkluzje, że „[s]koro w 2025 r. będziemy mieć o 6 mln pracowników mniej, musimy być otwarci na młodych[sic!-cm], którzy chcą do nas przyjechać”.
Parafrazując tytuł Financial Times’a o ile uznaje się że „gospodarka niemiecka jest napędzana przez związki z byłymi sowieckimi satelitami” to nie zauważa się że niespodziewanie Polska pokonana i okupowana przez Niemcy i Rosję w 1939 r. zmieniła okupację sowiecką na bycie satelitą politycznym Niemiec. I aż trudno sobie wyobrazić w jaki sposób może się rozwijać nadal pozostając w Unii Europejskiej, której regulacje gospodarczo-społeczne dostosowane są do potrzeb Niemieckich i które w dłuższym okresie czasu muszą prowadzić do formalnej utraty resztek atrybutów naszej suwerenności. Gdy polscy politycy nie widzą nadchodzących zagrożeń, a kasandryczne przewidywania przemilczają.