G20 w cieniu Chin i Rosji
Szczyt G20, który rozpoczyna się w piątek w Buenos Aires, będzie miał oczywisty kontekst polityczny, związany z ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie. Nie mniej ważne będą kwestie gospodarcze, kluczowe dla całego świata.
Pierwszy ważny temat to planowane spotkanie Donalda Trumpa z przywódcą Chin, Xi Jinpingiem. Będzie to pierwsza rozmowa obu szefów państw po wprowadzeniu (obustronnym) ceł. Biały Dom wysyła sygnały, ustami swoich prominentnych przedstawicieli, że rzeczywiście podczas G20 coś ważnego może się wydarzyć na osi Waszyngton – Pekin. Co by to miało być, dokładnie nie wiadomo, ale rynkowi to nie przeszkadza, by spekulować o możliwym ociepleniu relacji amerykańsko-chińskich. Na pewno jakiekolwiek obniżenie napięcia inwestorom by się spodobało, nawet gdyby miały to być tylko gesty. Perspektywa gorącej wojny handlowej nikomu nie służy, więc ciepłe słowa jednego i drugiego przywódcy pozwoliłby rynkom przynajmniej częściowo ograniczyć ryzyka, których ostatnio i tak jest pod dostatkiem.
Drugi ważny temat z punktu widzenia globalnych interesów, to spotkanie Władimira Putina z saudyjskim księciem Mohammedem bin Salmanem. To przedsmak mającej się odbyć 6 grudnia konferencji OPEC+, czyli państw kartelu plus krajów–producentów ropy, którym nieformalnie przewodzi Rosja. Rynek ropy jest ostatnio dosyć niestabilny, ceny mocno spadły, rządzi nim niepewność związana przede wszystkim z tym, jaką decyzję podejmie kartel i Rosja. Z jednej strony Arabia Saudyjska przebąkuje o konieczności zmniejszenia wydobycia (minister energetyki Khalid Al-Falih mówił o redukcji o 1 mln baryłek dziennie; produkcja Saudyjczyków sięga średnio 10,8-10,9 mln), z drugiej – Trump sugeruje Arabom, by tego nie robili. Nie wiadomo, jakie będzie stanowisko Rosjan. I właśnie dlatego tak bardzo rynek liczy na jakiekolwiek przecieki po spotkaniu Putina z saudyjskim księciem. Swoją drogą, czego by OPEC+ nie zrobił, i tak wygrają na tym Amerykanie, którzy w szybkim tempie zwiększają wydobycie ze swoich złóż łupkowych, a w przyszłym roku uruchomią jeszcze trzy ropociągi, dzięki którym będą mogli przesyłać dodatkowo 2 mln baryłek dziennie. Nawet, jeżeli cena ropy spadnie, Stany Zjednoczone i tak na tym zyskają, gdyż metody obniżania kosztów wydobycia opanowali do perfekcji.