Generalissimus maximus urzędas
Tym co nieodmiennie poprawia mi humor podczas śledzenia informacji dotyczących samorządu jest panująca w tym obszarze tytuło- i nagrodo- mania. Wśród wójtów, burmistrzów itp. popularne są odznaczenia państwowe, rzecz oczywista. Myliby się jednak ten, który by sądził że na państwowych orderach koniec.
Po kawalerach orderów i krzyży idą bowiem zasłużeni dla tego czy innego obszaru geograficznego lub dziedziny życia (kolejnictwa, pożarnictwa, rękodzielnictwa, bajkopisarstwa i tak dalej). Następną grupę stanowią laureaci rankingów: na samorządy najbardziej innowacyjne, najlepiej się reklamujące, najszybciej się rozwijające, najlepiej środki unijne wykorzystujące. To oczywiście kategorie rodzajowe, ale mogą być i gatunkowe: na gminy wiejskie i miejskie, na gminy w określonych widełkach liczby mieszkańców, na najlepsze gminy z danego obszaru lub danego typu terenowego(nadmorskie, górskie, turystyczne, przemysłowe, rolnicze, nizinno-bagienne i tak dalej).
Te rankingi zresztą dają piękne możliwości wzajemnego krzyżowania i multiplikowania (najlepsza gmina nadrzeczna województwa pomorskiego do 5 tys. mieszkańców, najlepiej wykorzystujące środki funduszu spójności miasto powiatowe niziny mazowieckiej i tak dalej) tak, że w sumie zaszczytne miejsce „na pudle”, albo przynajmniej w pierwszej dziesiątce w jakiejś kategorii może zająć kilkuset lokalnych włodarzy. Ale to nie wszystko, efekt mnożnikowy działa dalej – bo i rankingi może tworzyć co najmniej kilkanaście redakcji ogólnopolskich i pewnie z kilkadziesiąt lokalnych pism. Jak więc nasz wójt się nawet nie załapie na tytuł najlepszego wójta zajmującego się szydełkowaniem w kategorii gmin nadmorskich przy ujściu rzek pisma „Kurier Pomorski” to zawsze może zdobyć tytuł najlepszego wójta gminy od 3450 do 3550 mieszkańców w dziedzinie rozwoju zbioru runa leśnego pisma „Łowczy Kujawski i okoliczny”.
Ale to nadal nie koniec nawet samych rankingów, bo oprócz mediów mogą je tworzyć również różne stowarzyszenia, związki itp. – ze szczególnym uwzględnieniem stowarzyszeń i związków łączących samych zainteresowanych samorządowców. Czasem się można zastanawiać czy taki związek w ogóle coś robi poza nadawaniem możliwie wymyślnych tytułów i nagród oraz tworzeniem rankingów, w których wygrywać będą włodarze powołujący go do istnienia.
Jak już przy tytułach i nagrodach jesteśmy, to tu też ich mnóstwo, różnych orłów, oskarów, srebrnych gwoździ i złotych kalesonów.
Gdyby był w Polsce zwyczaj by każda tego rodzaju nagroda/tytuł/zwycięstwo rankingu było połączone z odznaką przypinaną do odzieży to nasi wójtowie, burmistrzowie i prezydenci byliby nimi obwieszeni jak choinki, czy wręcz jak marszałkowie Związku Radzieckiego. Niezłym też doświadczeniem byłoby zapowiadanie ich przez heroldów pełną tytulaturą np.: „Za chwilę przemówi Jan Kowalski, z Bożej łaski wójt gminy Koziedupy, Koziedupszczanin roku 2003, 2005, 2007, 2010, Mistrz Promocji Gmin o Gupich Nazwach, Wicemistrz Wykorzystania Środków Unijnych Dużo Za To Bez Sensu, Kawaler Honorowej Odznaki Doliny Wieprza, laureat Oskara Samorządowego w kategorii Fontann i Sadzawek etc. etc. etc.”
A jaki z tego wniosek praktyczny dla mieszkańca? Jeżeli słyszycie, że wasz samorząd, czy wójt, burmistrz, prezydent właśnie dostał jakąś nagrodę, odznaczenie czy wygrał ranking to macie dwie opcje:
Jak jesteście skrupulantami cierpiącymi na nerwicę natręctw możecie dotrzeć do regulaminu rankingu zobaczyć co i jak było punktowane (np. hektary przeznaczone pod uprawę wierzby energetycznej) i przez kogo (np. przez grono samych nagrodzonych) i ocenić czy w związku z tym dany ranking/nagroda/tytuł ma jakikolwiek sens.
Jak jesteście normalni – wzruszyć na to ramionami. I ten wasz włodarz jeszcze w życiu kilkanaście jak nie kilkadziesiąt nagród dostanie i wszyscy okoliczni też.