Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Chory ogon Europy

Małgorzata Dygas

Małgorzata Dygas

Dziennikarka i publicystka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 3 września 2013, 16:02

    Aktualizacja: 3 września 2013, 16:03

  • Powiększ tekst

Jak długo trzeba czekać do lekarza specjalisty wiedzą chorzy Polacy. W wielu poradniach do okulisty, endokrynologa są już wyczerpane limity na 2014 rok i trwają zapisy na 2015 rok. NFZ maskując swoją indolencję i brak pomysłu na krótsze kolejki oraz dostęp do specjalistów wpadł na pomysł – dermatolog i okulista przyjmie chorego jedynie ze skierowaniem od lekarza pierwszego kontaktu.

Przeprowadziłam rozmowy w kilku przychodniach świadczących usługi w ramach NFZ – wniosek jest jeden. Skierowanie do dermatologa i okulisty nie tylko wydłuży czas oczekiwania na wizyty u tych specjalistów, ale dociąży także lekarzy rodzinnych i zmniejszy dostęp do nich w razie choroby. Wiele osób będzie „zabierać” miejsce chorym na grypę, zapalenie płuc, … tylko z powodu, aby otrzymać skierowanie do lekarza dermatologa.

Z tym pomysłem władz NFZ nie zgadza się Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, który uważa, że fundusz nie ma uprawnień do prowadzenia polityki zdrowotnej, a propozycja NFZ miałaby służyć wyłącznie oszczędnościom funduszu. „Wprowadzenie skierowań do okulisty i dermatologa wydłużyłoby drogę chorego do tych specjalistów” - stwierdził prezes Hamankiewicz.

U źródeł prawdy

Postanowiłam pójść na „zwiady”. Kierowniczki dwóch poradni POZ (podstawowej opieki zdrowotnej) potwierdziły opinie prezesa NIL. Każdy pacjent sam wie, że gorzej widzi, i w tym przypadku nie jest potrzebna wizyta u niespecjalisty, także chory odczuwa dolegliwość trądziku różowatego, także inne, krępujące dolegliwości skórne, z którymi niekoniecznie chce się dzielić ze swoim lekarzem domowym. Zapytane zaprzyjaźnione lekarki domowe powiedziały – zgroza, i tak przyjmujemy po 30-40 pacjentów dziennie, a w sezonie grypowym więcej.

Oczekiwanie na skierowanie do lekarza specjalisty, a później wizytę to często droga przez mękę. Uzyskałam taki papier i poszłam do poradni, aby zapisać się do endokrynologa – w marcu 2012 roku uzyskałam termin wizyty na koniec lutego 2013 roku. Szczęśliwa opowiedziałam Pani doktor swoje dolegliwości (udokumentowane badaniami prywatnymi!!!), a pani doktor bezbronna!? rozłożyła ręce. Poleciła zapisać się w lipcu 2013 roku na dwie wizyty w 2014 roku. Podczas pierwszej – zleci mi dodatkowe badania, a podczas drugiej jakieś leczenie – byłby to koniec 2014 roku. Zatem prawie 3 lata od podjęcia starań o dostęp do tego lekarza w poradni na Gocławiu w Warszawie. A ten przypadek nie jest wyjątkiem. Podobnie wygląda z lekarzami okulistami – wysokiej klasy specjalistami.

Do Przychodni Mavit (świadczącej wysoko specjalistyczne usługi, porady okulistyczne) na Ursynowie są już wyczerpane limity przyjęć na cały 2014 rok, dla pacjentów tej placówki. Nowi nie mają szans. Przyczyna – za małe limity kontraktów z NFZ. A tylko chorych na jaskrę jest około miliona osób. Ale my Warszawiacy i tak jesteśmy w luksusowej sytuacji, na tzw. prowincji jest znacznie gorzej.

Zrzucanie odpowiedzialności

NFZ wszelkie zarzuty odpiera suchymi liczbami. Jak wynika z analizy NFZ w przypadku okulistyki znacząca liczba porad w 2012 roku była z powodu wad wzroku lub dobrania okularów (łącznie ponad 1,5 mln pacjentów), a w dermatologii dominowały porady związane z leczeniem trądziku pospolitego (350 tys. pacjentów) czy też zmian nie stanowiących żadnego zagrożenia dla życia. Czy tylko wtedy mamy prawo do pomocy medycznej za płacone przez lata składki? Fundusz odpiera wszelkie zarzuty, udostępniając informację, że choroby weneryczne, dla leczenia których m.in. stworzono możliwość skorzystania z porady dermatologa/wenerologa bez skierowania, stanowią zdecydowaną mniejszość - jedynie około 0,14 proc. rozpoznań. I dobrze, chorzy, nosiciele wirusa HIV, mają „dyskretne” poradnie, a to, że nie mamy epidemii kiły, … to chyba powód do radości, a nie utyskiwań NFZ-u.

Jakby tego było mało to zaczęto szukać także oszczędności kosztem dzieci i osób wykluczonych.  Minister Rostowski wykazał brak ludzkich zachowań i negocjuje plan budżetu NFZ na przyszły rok. Czyżby zapomniał, że ma do czynienia z publiczną, powszechna służba zdrowia, która gwarantuje każdemu Polakowi, zgodnie z Konstytucją RP, dostęp – równoprawny – do opieki medycznej?

A operatywne oddziały NFZ walczą o kasę. W planie finansowym najwięcej pieniędzy otrzymał region: mazowiecki - ponad 8,7 mld zł, śląski - ponad 7,5 mld zł, wielkopolski - ponad 5,5 mld zł i małopolski ponad 5,3 mld zł. Najwięcej środków ma zostać przeznaczonych na leczenie szpitalne - ponad 27 mld zł – i to optymistyczna wiadomość, refundację leków - ponad 8 mld zł, podstawową opiekę zdrowotną - ponad 7 mld zł oraz ambulatoryjną opiekę specjalistyczną - ponad 5 mld zł. W projekcie planu koszty ogółem NFZ to ponad 67 mld zł. Są one wyższe o ponad 240,9 mln zł od planowanych przychodów.

Wśród priorytetów NFZ na 2014 rok znalazło się m.in. zwiększenie roli ambulatoryjnej opieki specjalistycznej w zakresie procedur zabiegowych; zwiększenie liczby dzieci i młodzieży objętej badaniami bilansowymi w ramach podstawowej opieki zdrowotnej; zwiększenie poziomu realizacji chemioterapii udzielanej w trybie ambulatoryjnej opieki specjalistycznej; zwiększenie dostępności do rehabilitacji kardiologicznej oraz poprawa opieki psychiatrycznej i leczenia uzależnień. To ambitne i obiecujące plany, ale co z refundacją leków?

W wielu krajach obowiązuje ryczałt, kilka euro, za lekarstwa zapisane w razie choroby (nie suplementy, witaminy). Natomiast w Polsce mamy do czynienia z niepokojącym zjawiskiem. Doktor Konstanty Radziwiłł, wiceprezes NIL podkreślił, że pacjenci coraz więcej dopłacają do leków, a Polska jest w ognie Europy pod względem wydatków na refundację leków. Poziom współpłacenia chorych za leki jest niebezpieczny. Wielu pacjentów po prostu nie stać na wykupienie niezbędnych medykamentów. Powszechnie wiadomo, że niektórzy lekarze obawiają się kontroli NFZ i dlatego nie zawsze wypisują recepty ze zniżką dla pacjenta lub ordynują tylko leki spoza listy refundacyjnej.

I czy „zielona wyspa” ma być ogonem Europy, gdy chodzi o świadczenia medyczne, pomoc medyczną czy refundację leków? A że może być u nas dobrze, kompetentnie świadczy o tym medyczna turystyka – głównie pacjenci z Niemiec, Anglii.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych