Na jeden temat przy czwartku: Dlaczego ludzie nie są w stanie spłacić swoich zobowiązań?
Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego, konkursowego cyklu. Przypominamy zasady..
Co czwartek pojawia artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać bezstronny oraz obiektywny zespół redakcyjny. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!
Autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Pocztę dostarczy kumpel Gowina” jest Grzechu comeback. Polemicznym komentarzem z dnia 16 stycznia 2014 r. godz. 10:09 wygrywa publikację swoich myśli na portalu wgospodarce.pl. Prosimy o kontakt [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.
Frankowicze, 7 kredytów konsumenckich, 15 sprzętów na raty. Media “opozycyjne” (czyli te, które nie uważają, że Donald Tusk jest zbawcą narodu, a poseł Halicki zawsze ma rację) zdążyły uciec się do każdej znanej formy literackiej, aby obnażyć winę rządu, pokazać przykłady, co ów powinien zrobić oraz związać się wielką wstęgą solidarności z “ofiarami” chciwych banków. W rzeczywistości sytuacja obecnych zadłużonych pokazuje jak bardzo powszechna edukacja nie zdała egzaminu.
Głównym argumentem przemawiającym za kolektywną edukacją na poziomie podstawowym i średnim jest nasza niechęć do „życia wśród idiotów”. Niestety, drodzy państwo żyjecie wśród idiotów, pomimo tych miliardów pompowanych rokrocznie w szkoły i nauczycieli. Frankowicze są przedstawiani w mediach jako ofiary banków, które we frankowym dołku wmawiały swoim klientom, że opłaca się akurat teraz wziąć 30 letni kredyt na mieszkanie. Równie dobrze mogłyby mówić, że „Dziady” napisała Magda Środa, a ziemia kręci się wokół Marsa – frankowicze też by uwierzyli? Przecież to jest kwestia podstawowej wiedzy ekonomicznej, tak samo, jak powinniśmy znać najpopularniejsze dzieła naszych wieszczów narodowych, jak mieć świadomość, że Chopin urodził się w Żelazowej Woli, tak wiedzieć, że kredytu na 30 lat w obcej walucie nie zaciąga się, kiedy owa waluta jest w dołku. Albo zaciąga się, ale będąc świadomym, że niebawem rata kredytu się zwiększy. Cały problem bierze się nie z tego, że frank szwajcarski poszedł w górę, że banki sprzedawały swoje produkty (zupełnie zaskakująco!), czy też z polityki monetarnej rządu. To wszystko są kwestie krążące wokół problemu, który pogrzebany jest w braku podstawowej edukacji.
Na poziomie podstawówki jedynym przedmiotem wykraczającym poza „nauki podstawowe”(historia, polski, matematyka etc.) jest przygotowanie do życia w rodzinie, podczas którego zaczerwieniona pani od przyrody puszcza film nakręcony w 88 roku na temat stosunków damsko-męskich. Dzieci są zażenowane, pani od przyrody barykaduje się kubkiem kawy, a kiedy przychodzi jej opowiedzieć o „damskich przypadłościach” zaprasza młodą przedstawicielkę handlową z Johnson & Johnson, albo Procter & Gamble, która lepiej "w tych sprawach" radzi sobie z dwunastolatkami niż wykwalifikowany nauczyciel. Może lepiej w takim układzie co tydzień zapraszać przedstawicieli handlowych z różnych firm, aby opowiedzieli dzieciom co i jak, a pani nauczycielka przyrody, skończy kurs nauczania dzieci prostej ekonomii. Planowania kieszonkowego, umiejętności zrobienia prostego bilansu, czy też sposobów liczenia i planowania oszczędności. Opowiadanie o tym, że jeżeli lalka kosztuje 100 złotych, a my dostajemy co tydzień 20 złotych, to jeśli z tych dwudziestu złotych wrzucimy do skarbonki 5 to za 20 tygodni będziemy mogli kupić sobie lalkę nie wywołuje rumieńców na twarzy. Zajęcia z ekonomii dla dwunastolatków mogą również obejmować omówienie prostych produktów bankowych. Do tego nie trzeba żadnej specjalistycznej wiedzy, a jak skutecznie można zaszczepić w młodych ludziach perspektywiczne myślenie o wydatkach.
W gimnazjum zamiast lekcji WOSu, podczas których głównie sieje się propagandę, a to pro unijna, a to pro rządową, można z powodzeniem wprowadzić zajęcia, podczas których omawiane byłyby zasady bankowych kredytów konsumenckich, produkty oszczędnościowe, ubezpieczenia, ale także wysokość podatków i składek, rodzaje umów o pracę, podstawy prawa pracy i innych zagadnień związanych z zarabianiem pieniędzy. Takich lekcji nie ma, prawie pełnoletni uczniowie nie wiedzą, jak wygląda najważniejszy element życia – praca. Wielu dorosłych nie wie, że NFZ w rzeczywistości nie funkcjonuje jak ubezpieczyciel, ponieważ nawet nie wie, jak w teorii działają ubezpieczalnie. A przecież na co dzień ktoś nam taki produkt oferuje.
W liceum są podstawy przedsiębiorczości. W większości przypadków przedmiot wykładają panie od geografii, wfu, czy innej korektywy. Program to takie podstawy mikro i makroekonomii, czyli krzywa popytu podaży, historia korekty ustroju gospodarczego po 89, mniej więcej na czym polega GWP, jak założyć firmę, trochę o rynku pracy, mglisty opis zasad wymiany dóbr i usług ponad granicami. Wspaniale. Szkoda, tylko że takie zagadnienia nie są poprzedzone podstawową wiedzą w zakresie zarządzania swoim budżetem domowym. Po co mi wiedza o GPW, skoro nie starcza mi do pierwszego, ani nie umiem wyliczyć, na jaki kredyt mnie stać?
W ten sposób kształcimy społeczeństwo, które w znakomitej swojej większości nie zna podstaw księgowości, a więc nie wie dokładnie na co i ile pieniędzy wydaje. W jaki sposób tacy ludzie mogą bezpiecznie brać kredyty? Tym bardziej w obcej walucie, kiedy jest ryzyko wyższej miesięcznej raty. Taki obywatel jest produktem naszej kolektywnej, powszechnej edukacja – zupełny analfabeta ekonomiczny, który bierze kredyty do granic swoich możliwości i każde zawahanie na rynku prowadzi do utraty płynności. Jakże wiele problemów oszczędziłaby nam jedna godzina tygodniowo poświęcona najbardziej podstawowej ekonomii! Cóż nam po tym, że owi frankowicze wiedzą co jadali starożytni oraz czego stolicą jest Kathmandu, jeśli banki wchodzą na ich nieruchomości? Problemem nie są tutaj ani instytucje finansowe, które oferują produkty finansowe, ani koniunktura, która jest zmienna, ale niedoedukowani obywatele, którzy po pierwsze nie potrafią zarządzać swoimi finansami, a po drugie nie mają podstawowej wiedzy na temat prostych produktów finansowych. Po co nam rozwiązania węgierskie – wystarczy, aby powszechna edukacja zaczęła spełniać oczekiwania i doprowadziła do tego, żebyśmy „nie żyli wśród idiotów”.