Analizy

Eksperci: nowelizacja budżetu pozwoli na wyższe wydatki w 2016 r.

źródło: PAP

  • Opublikowano: 2 grudnia 2015, 18:11

  • Powiększ tekst

Nowelizacja tegorocznego budżetu pozwoli rządowi zwiększyć wydatki w 2016 r., w związku z realizacją obietnic wyborczych - mówią eksperci. Ich obawy budzi prognoza MF, zgodnie z którą deficyt finansów publicznych może wzrosnąć powyżej 3 proc. PKB.

Główny ekonomista BIZ Banku Ignacy Morawski zwrócił uwagę, że resort finansów zapowiada, że w noweli tegoroczne wydatki będą niższe o 6,6 mld zł, tymczasem na podstawie miesięcznych sprawozdań wydawało się, że mogą one być niższe o znacznie większą kwotę, ok. 13-14 mld zł.

"Można więc dojść do wniosku, że resort finansów chce przesunąć część wydatków z przyszłego roku na ten rok. Cel został wskazany w komunikacie Ministerstwa Finansów. Wysłało ono sygnał, że sytuacja finansów publicznych jest gorsza niż oczekiwano, co ma przekonać Sejm i elektorat do okrojenia obietnic wyborczych. Przesunięcie części wydatków z przyszłego roku na ten rok zrobi miejsce w przyszłorocznym budżecie na realizację części z tych obietnic" - powiedział ekonomista.

Według niego nowelizacja jest więc zabiegiem księgowym, który ma cel informacyjny i polityczny. "Nie mówię, że ten zabieg jest nieuzasadniony, ale to uzasadnienie ma genezę polityczną, a nie ekonomiczną" - wyjaśnił Morawski.

Według niego deficyt w tym roku, bez nowelizacji budżetu, byłby niższy od planu o ok. 9-10 mld zł.

"Nie mieliśmy problemów z tegorocznym budżetem. Problemy natomiast są z komunikacją i budżetem na 2016 r. Jeżeli bowiem złożono wiele obietnic, to ciężko potem ludziom wytłumaczyć, że ich się nie spełni. Poza tym nawet okrojone obietnice ciężko będzie w przyszłym roku zrealizować" - ocenił ekonomista.

Ocenił, że nawet jeżeli dzięki zabiegom księgowym w przyszłorocznym budżecie znajdzie się miejsce na realizację części obietnic wyborczych, to w kolejnym roku podobnego ruchu nie będzie już można dokonać. "Ministerstwo kupuje więc poniekąd czas, licząc, że w 2017 r. zwiększą się znacznie dochody podatkowe. Ja bym jednak na to nie liczył" - zaznaczył.

Również wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową dr Bohdan Wyżnikiewicz ocenił, że nowelizacja budżetu nie jest uzasadniona merytorycznie, ale została podyktowana zamiarem pokazania rzekomo złego stanu finansów publicznych. Jego zdaniem takiej tezie przeczy jednak fakt, że Polska wyszła z procedury nadmiernego deficytu.

"Drugie uzasadnienie to próba maksymalnego zwiększenia poziomu bieżących wydatków w tym roku i maksymalnego przerzucenia tegorocznych dochodów budżetu na kolejny rok. Pomoże to realizować różnego rodzaju obietnice wyborcze, które z punktu widzenia budżetu są bardzo kosztowne" - powiedział Wyżnikiewicz.

Według niego przerzucanie wydatków z roku na rok i gromadzenie przychodów na przełomie roku jest praktyką, którą posługiwały się różne rządy, tylko w mniejszym zakresie. "O ile zwykle robi się to po to, by nie przekroczyć zapisanego w ustawie deficytu na koniec roku, o tyle w tym wypadku chodzi o to, by deficyt powiększyć i zrobić sobie większy luz w przyszłorocznym budżecie państwa. To jest aż nadto czytelne" - wskazał. Według niego nie ma bowiem niebezpieczeństwa, że zapisany w obowiązującej ustawie budżetowej deficyt w wysokości 46,08 mld zł zostałby przekroczony.

Natomiast główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka zaznaczył, że przyjmuje do wiadomości dane MF o budżecie oraz stanowisko resortu finansów, że ten nie chce mocniej ograniczać tegorocznych wydatków. Zwrócił natomiast uwagę na przewidywaną przez MF możliwość wzrostu deficytu sektora finansów publicznych powyżej 3 proc. PKB.

"Przesunięcie deficytu o 3,9 mld zł nie jest dla mnie jakoś bardzo niepokojące, szczególnie gdyby potwierdziła się prognoza, że przekroczenie deficytu sektora finansów publicznych będzie przejściowe. Niepokoi mnie to, że to może nie być stan przejściowy, a deficyt w przyszłym roku będzie wyższy niż przewidywany w tym roku w wysokości 3,2 proc. PKB" - powiedział Gomułka. Zaznaczył, że to mogłoby na nowo wpędzić Polskę w procedurę nadmiernego deficytu.

Ekonomista przyznał, że stan finansów publicznych nie jest zadowalający, bowiem przy wzroście gospodarczym w wysokości 3,5 proc. Polska powinna mieć deficyt sektora finansów publicznych w okolicach 0 albo 1 proc., a nie 3 proc. PKB. "Należałoby oczekiwać ze strony rządu działań zmierzających do obniżenia deficytu w latach następnych. A tymczasem rząd przyjmuje projekty, które będą zwiększać wydatki i dochody" - powiedział.

Wskazał m.in. na program 500+, czy zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, czy program darmowych leków. "Z drugiej strony nowe sektorowe podatki mają przynieść stosunkowo niewielkie kwoty. Wszystko więc zależy od tego, jak skuteczne będą działania zmierzające do uszczelnienia systemu podatkowego, a w tym obszarze mamy ogromną niepewność" - uważa Gomułka.

"Doświadczenia z przeszłości sugerują, że postęp w tym zakresie będzie niewielki, więc jest duże ryzyko, iż deficyt w przyszłym roku będzie większy niż zakłada resort finansów. Konieczna więc będzie kolejna korekta w górę deficytu w przyszłym roku. Jeszcze większe problemy możemy mieć w kolejnych latach 2017-2018" - dodał.

PAP, sek

O sytuacji w kasie państwa czytaj tutaj:

Już wiadomo, co z budżetem na ten rok – deficyt wzrośnie o nie więcej niż 3,9 mld zł

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych