Czy dojdzie do rozstrzygnięcia na eurodolarze?
Konsolidacja, trend, opór
Eurodolar wybijał się w piątek powyżej 1,1680, przynajmniej według niektórych notowań. Tylko mały krok pozostał do formalnego zaliczenia "siedemnastki", a tym samym – do przetestowania szczytu badanego już w sierpniu 2015, prawie dwa lata temu.
Przypomnijmy – od początku 2015 wykres głównej pary waha się w konsolidacji, której dolne ograniczenia przebiegają w pobliżu 1,04 (formalnie nawet nieco niżej), a górne – w rejonie 1,15 – 1,17. Na przykład u progu maja 2016 musnęliśmy 1,1615, po czym wykres poszedł na południe. Rynek zapewne dyskontował dalsze zacieśnianie polityki przez Fed. Pierwszą po wielu latach podwyżkę stóp w USA mieliśmy w grudniu 2015, drugą w grudniu 2016. Po tej drugiej odnotowano mniej niż 1,04 na wykresie, ale w roku 2017 efekt przestał działać. Nie pomogło to, że Fed w marcu i czerwcu zacieśnił politykę – dolar i tak tracił, wykres brnął na północ. Szkodziły amerykańskiej walucie także problemy prezydenta Trumpa – z oskarżeniami o powiązania rosyjskie, z przepchnięciem swej wizji programu opieki zdrowotnej, z odkładaniem reform podatkowych itd.
Wielokrotnie zakładaliśmy, że jest zupełnie możliwe dobicie do poziomów takich, jakie mamy teraz – i tak się stało, może nawet wcześniej, niż myśleliśmy.
Rynek zdaje się dyskontować tym razem politykę EBC. Na razie jest ona gołębia, nawet ostatnie wystąpienie Draghiego na czwartkowej konferencji było gołębie – ale jednak pojawiają się pierwsze akcenty jastrzębie. Na przykład jesienią (we wrześniu?) będzie się toczyć dyskusja o przyszłości programu QE. Teoretycznie może to oznaczać jego przedłużenie, ale na rynku sądzi się, że mowa będzie raczej o ograniczeniu i zamknięciu. Przedłużenie wymagałoby zresztą jakichś zmian prawno-organizacyjnych, bo możliwości EBC też są ograniczone: nie może skupić więcej niż 33 proc. obligacji wyemitowanych przez dane państwo w jednej emisji. Draghi mówi również o poprawie sytuacji ekonomicznej w Eurolandzie, to też traktowane jest jako jastrzębi sygnał.
Ale uwaga: dobijamy do 1,17. Owszem, jest pewna szansa na dalsze wędrowanie na północ, w końcu konsolidacje się zawsze kończą – niemniej nie można na 100 proc. obstawiać tego, że ta akurat konsolidacja jest u kresu sił. Lub może inaczej: korekta, nawet większa, byłaby rzeczą zrozumiałą.
Na złotym
W roku 2016 wykres EUR/PLN trzy razy testował rejon 4,50, przekraczając go nawet o 3 grosze "z hakiem". Ale ostatecznie w finale grudnia zaczął się odwrót na południe, złoty zaczął systematycznie zyskiwać. W maju 2017 notowano 4,1515 w minimach. Potem powstał rodzaj korekcyjnego trendu wzrostowego, który jednak parę tygodni temu się rozmył.
Piątek wieczorem za euro daje się ok. 4,2640. Złoty silnie stracił na wartości, zwłaszcza, że jeszcze w tym tygodniu bywały poziomy poniżej 4,20. To, co widzimy teraz, to w sumie test lokalnego oporu. Najpewniej EBC miał tu swój wpływ, choć to cokolwiek dziwne, bo reakcja nie nastąpiła tak naprawdę wczoraj, ale dopiero dziś. Ostatecznie jednak mocne euro na głównej parze jest po prostu mocne, tzn. może obrazować swą siłę także do złotego. Szczególnie jeśli to faktyczny wzrost wiary w jastrzębią politykę EBC, a nie tylko ocena słabości dolara. Wydaje się w każdym razie, że obecny opór na EUR/PLN powinien wytrzymać (najbliższe dni...), ale jeśli pęknie, to szybko pójdziemy na 4,28 i wyżej.
USD/PLN jest relatywnie wysoko mimo tego, że eurodolar też jest wysoko. Burzy to zwyczajową zależność. Oczywiście słowo "relatywnie" jest tu ważne: w maksimach było dziś niespełna 3,66. To dużo, jeśli brać pod uwagę, że minimum dzienne opiewało na ok. 3,6090 – ale pamiętajmy też, że np. w grudniu 2016 było więcej niż 4,28.
Na funcie mamy 4,75. Także i tu złoty dziś stracił, ale na tle minionych paru miesięcy jesteśmy mocni, głównie dlatego, że Wielka Brytania ma swoje problemy brexitowe.
Co się tyczy polskich problemów politycznych, to teoretycznie mogą mieć one pewien udział w obecnej sytuacji złotego, w dzisiejszym osłabieniu. Nie chodzi o same problemy, bo na gospodarkę one nie rzutują, a dane makro w większości są dobre i bardzo dobre. Chodzi np. o uszczypliwą sugestię S&P z ostatnich dni na temat tego, że reforma sądownictwa może odstraszać inwestorów. To oczywiście samospełniająca się przepowiednia, a kryje się w niej sugestia, że w razie czego można zdyscyplinować kraj jakimś ruchem na ratingu, ruchem negatywnym. Inna rzecz to reperkusje zagraniczne trwającego konfliktu, to też nie robi dobrego wrażenia. Generalnie jednak w długim terminie złoty zależy głównie od czynników globalnych oraz – na drugim miejscu – od polskich danych makro.