Chińska euforia zaraziła rynki
Przeglądając strony internetowe najważniejszych mediów ekonomicznych i konfrontując je z wykresami indeksów giełdowych dziś o poranku można dostać zawrotu głowy. Napływające informacje są niemal wyłącznie negatywne, na rynkach panuje euforia. Czy to ma jeszcze sens?
Zajrzyjmy na czołówki poważanych globalnych serwisów. Reuters pisze o cieniu, jakim COVID kładzie się na obchodach 4 lipca w USA, Bloomberg o spadających nadziejach na ożywienie w USA, zaś South China Morning Post o gotowości odpowiedzi Pekinu na amerykańskie ćwiczenia na Pacyfiku. Nie brzmi to dobrze i choć mediom można zarzucić, że często chętniej sięgają po złe informacje, wydawałoby się, że w takim kontekście nastroje rynkowe będą przynajmniej stonowane. Nic z tego! Dziś w Chinach obserwowaliśmy prawdziwą euforię – akcje drożały o ponad 5% (ponad 11% w ciągu 3 dni) w zasadzie bez konkretnej przyczyny, choć przy ogromnym aplauzie rządowych mediów, co odebrane zostało jako interwencja rządu na rynku akcji. Chiński rynek często rządzi się swoimi prawami, ale tym razem euforia przeniosła się na globalne rynki. Już cały ubiegły tydzień przyniósł mocne wzrosty, a dziś już z samego rana kontrakty na główne indeksy dokładają 2-3%. Jak pogodzić tę sprzeczność? JP Morgan przyznaje w rozbrajającym stylu: gigantyczny wzrost zadłużenia wymuszony odpowiedzią na związane z koronawirsuem restrykcje wymaga długotrwałego wsparcia ze strony banków centralnych. Te muszą dostarczać odpowiednio duże ilości taniego pieniądza, a przy zerowych lub ujemnych stopach procentowych pieniądz ten przynajmniej w części trafia na rynki akcji. Co więcej, co bardziej ostrożni inwestorzy zostali ze sporymi zapasami gotówki i częściowo mogą ulegać presji rynku. Rodzi się tu oczywiste pytanie – czym i kiedy skończy się ta operacja? Na to nie ma oczywistej odpowiedzi, choć pewnych lekcji historia rynków nam udziela.
W sytuacji gdy rynek niespecjalnie zwraca uwagę na napływające dane, relatywnie luźny kalendarz w tym tygodniu nie będzie im przeszkadzać. Opublikowane dziś koszmarne dane o zamówieniach w niemieckim przemyśle (-29,3% r/r) czy hiszpańskiej produkcji (-24,5% r/r) za maj zostały kompletnie zignorowane, więc wydaje się, że kolejne podobne publikacje również nie zrobią na inwestorach wrażenia. Wyjątkiem może być dzisiejszym ISM usług dla USA (16:00) – ze względu na konstrukcję indeksy typu PMI/ISM pokazują mocne wzrosty w reakcji na luzowanie restrykcji i jak pokazał ubiegły tydzień, takie informacje inwestorzy przyjmują chętnie. Rynek walut ogólnie pozytywnie reaguje na giełdową euforię, co znajduje przełożenie dziś w notowaniach peso (ponad 1% umocnienia wobec dolara), ale złoty tej sytuacji nie wykorzystuje, tracąc wręcz do euro. O 9:40 euro kosztuje 4,4690 złotego, dolar 3,9551 złotego, frank 4,2000 złotego, zaś funt 4,9446 złotego.
Przemysław Kwiecień
Główny Ekonomista XTB