Szaleństwo na rynkach
Gwałtowna wyprzedaż na rynku długu wywołała pogrom wśród ryzykownych aktywów. Wraca powątpiewanie w gołębie nastawienie Fed w połączeniu z dyskusją o znaczeniu wyższych rentowności w porównaniu z zyskownością spółek. Bezrefleksyjny efekt kuli śnieżnej prowadzi do szalonych i bezpodstawnych wycen.
Wczoraj rynki finansowe doświadczyły ekstremalnej huśtawki nastrojów w reakcji na gwałtowną wyprzedaż na globalnym rynku długu. Źródłem był rynek amerykański, gdzie słaby popyt na aukcji papierów 7-letnich rozpoczął silną wyprzedaż na rynku wtórnym. W pewnym momencie oprocentowanie 10-latek skoczyło ponad 1,60 proc., choć dzień rozpoczynany był pod 1,40 proc. Ruch był za duży do zignorowania przez inne klasy aktywów i przywrócił strach, że oznacza kres hossy ryzykownych aktywów. Pogrom przetoczył się przez rynek akcji, FX odwrócił się do walut ryzykownych (surowcowych i rynków wschodzących) w stronę USD i pozostałych bezpiecznych przystani; zanurkowały cen złota.
Czwartkowe zawirowania rynkowe są o tyle zdumiewające, że miały miejsce po tym, jak prezes Fed J. Powell i jego koledzy apelowali, aby wzrostu rentowności nie interpretować jako zwiastuna zacieśniania monetarnego, a jedynie jako oznakę poprawy sytuacji gospodarczej. Wygląda jednak na to, że bez bezpośrednich werbalnych interwencji hamujących stromienie krzywej dochodowości przekaz Fed jest niewystarczający. Doszło do tego, że wycena 1-rocznej stopy procentowej za 5 lat przekroczyła 2 proc., co oznacza, że rynek zakłada zrównanie stopy Fed z celem inflacyjnym już w 2026 r.! To niedorzeczne, ale idealnie pokazuje, jak zagubieni są inwestorzy i jak bardzo ceny oderwały się do racjonalnej analizy. Jednocześnie jest to dowód, że Fed musi zrobić więcej, by ustabilizować rynek. Problem w tym, że nie będzie łatwo poprawić wiarygodność, jeśli teraz będzie się wyrażać zakłopotanie wzrostem rentowności, kiedy dopiero co dwa dni temu twierdziło się, że problemu nie ma.
Widzę dwa wyjścia z obecnej sytuacji. Możliwe, że uczestnicy rynku sami dojdą do wniosku, że wczorajsze wstrząsy były bez większego sensu i wrócić powinny proryzykowne nastroje, które budowały się jeszcze w pierwszej części czwartkowych notowań. W przeciwnym wypadku Fed będzie zmuszony ratować sytuację, przy czym wówczas jednym sposobem pozostanie rozpoczęcie dyskusji o kontroli krzywej dochodowości, tj. ustaleniu maksymalnego poziomu dla rentowności. To śmiały ruch, na który na razie porwał się tylko Bank Japonii i Bank Rezerwy Australii, ale w pewnym momencie sam werbalny forward guidance nie wystarcza.
Start handlu w Europie przynosi nieco uspokojenia, więc może wczorajsza huśtawka będzie wkrótce tylko złym snem. Mimo to całe rynki finansowe są teraz zdane na humory rynku długu w USA. Dzisiejsze dane o inflacji (PCE Core) i oczekiwaniach inflacyjnych (raport Uniwersytetu Michigan) mogą być pretekstem do gorącej dyskusji o tempie wzrostu cen i implikacjach dla polityki Fed. Na rynkach jest spokojnie do momentu, aż przestanie być.
Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.