Wyższe ceny na stacjach? Gdyby nie rząd, za litr benzyny płacilibyśmy już dziś ponad 7 zł
Piekło, jakie rozpętał na Ukrainie Władimir Putin zaczyna infekować coraz więcej obszarów naszego życia. Jeden ze skutków to rosnące ceny paliw, którym jeszcze miesiąc temu, dzięki tarczy antyinflacyjnej rządu, było bliżej do 5 niż do 6 zł za litr benzyny 95 czy oleju napędowego. Niestety, świat sprzed miesiąca to już zupełnie inna epoka. Eksperci są zgodni – gdyby rząd nie obniżył w porę VAT-u na paliwa, dziś płacilibyśmy już ponad 7 zł za litr
Marże polskich rafinerii są rekordowo niskie, rząd zarabia na akcyzie i podatkach za paliwa rekordowo mało, a mimo to ceny są bliskie historycznych szczytów. Dlaczego tak się dzieje? To proste – o tym, że cena paliwa jest wysoka decyduje kumulacja dwóch czynników – droga ropa na rynkach światowych i spadający kurs złotego. I jeden i drugi czynnik jest napędzany przez sankcje jakie na rosyjskiego agresora nałożył zachodni świat. Zmniejszona podaż ropy winduje jej cenę, a uderzenie w rosyjskiego rubla sprawia, że rykoszetem obrywają także waluty krajów środkowo-europejskich. To jednak nie wszystko.
Mamy po prostu sytuację, która jest mocno niepewna, bo toczy się prawdziwa, realna wojna – tłumaczy Dawid Piekarz, ekspert Instytutu Staszica. – W takich sytuacjach zawsze pojawia się niepewność przede wszystkim na rynku walutowym i gromadzenie przez inwestorów walut tradycyjnie uznawanych za tzw. bezpieczne przystanie, czyli takie jak dolar czy frank szwajcarski. Dodatkowo, sankcje które doprowadziły do defraudacji rubla, uderzyły też rykoszetem w nas. To wszystko wpływa na cenę ropy, na rynku mamy trend wzrostowy, ale… nie mamy też wcale katastrofy – tłumaczy Dawid Piekarz. - Cena za baryłkę, owszem znacznie przekroczyła 100 dolarów, ale też nie jest to taki pierwszy przypadek w historii świata, bo mieliśmy już takie ceny np. około roku 2009, tylko, że wówczas ten wzrost był amortyzowany przez tańszego dolara. Teraz jest drożej, ale to nie jest tak, że mamy spodziewać się jakiegoś ogromnego kryzysu.
Czy można zatem spodziewać się, że ceny na stacjach benzynowych nadal będą rosły?
Uważam, że jesteśmy w dosyć przewidywalnym środowisku – podkreśla Dawid Piekarz. – Faktycznie nie powinniśmy się łudzić, że benzyna szybko stanieje, ale też nie sądzę, by trend wzrostowy został w jakiś nieprzewidywalny sposób zdynamizowany. Na świecie są wdrożone pewne zabiegi, by znacząco zwiększyć podaż ropy, m.in. toczą się negocjacje między USA a Iranem, który tylko czeka by wrócić ze swoją ropą i swoją flotą tankowców na rynki, w zamian za rezygnację z rozwijania programu atomowego. Na dziś porozumienie to wydaje się dosyć realne – mówi Dawid Piekarz.
Warto zaznaczyć, że poza możliwością skorzystania z irańskiej ropy, rezerwami wydobycia dysponują także kraje OPEC. Orlen, który w ciągu ostatnich lat znacząco zdywersyfikował swoje dostawy i obniżył komponent rosyjskiej ropy z 98 procent w 2013 roku do niecałych 50 procent obecnie, poinformował dziś o zabezpieczeniu dostaw od Saudi Aramco i zamówieniu dodatkowych 5 tankowców. Dodatkowo spółka zależna Orlen Lietuva poinformowała o zdobyciu dostaw pochodzących z Morza Północnego.
Wygląda więc na to, że rynek będzie potrzebował nieco czasu na ułożenie się po wprowadzeniu embarga na rosyjskie surowce. Życzmy sobie także, by ustabilizowała się sytuacja na rynku walut, a wtedy przestaniemy się martwić tym, że paliwa drożeją. Warto też cały czas podkreślać, że polscy kierowcy wciąż mają do dyspozycji jedne z najtańszych paliw w Europie, w której ceny oscylują między 8 a 9 złotych. Przykładowo kierowcy w Czechach płacą za litr 95 – 7,24 zł, a Niemcy 8,72. Średnia cena na Słowacji to 7,54 zł za litr, a najdrożej jest tradycyjnie w Holandii, gdzie za litr „bezołowiówki 95” zapłacimy w przeliczeniu na złotówki 10,60.
Czytaj też: Ceny paliw w najbliższym tygodniu nieznacznie wzrosną
(BZ)/zespół wGospodarce.pl