Nord Stream2 jeszcze nie zbankrutowała?
Szwajcarski sąd znów uratował przed upadłością i wierzycielami spółkę odpowiedzialną za budowę gazociągu przez Bałtyk - Nord Stream 2.
Według informacji podanych przez agencję AP sąd okręgowy w kantonie Zug, gdzie zarejestrowana jest spółka Nord Stream 2 AG, zgodził się na sześć miesięcy – do 10 lipca 2023 roku - wstrzymać proces upadłości. O przedłużenie ochrony przed wierzycielami i odłożenie upadłości wystąpił zarządca sądowy spółki – Trading AG.
Sprawa bankructwa spółki toczy się od wielu miesięcy – praktycznie od początku agresji Rosji na Ukrainę. Tuż przedtem władze Niemiec odmówiły (pod wpływem międzynarodowej presji) certyfikacji rurociągu, którym rosyjski gaz miał trafiać przez Bałtyk do Niemiec, a Stany Zjednoczone nałożyły na Nord Stream2 AG sankcje.
Wkrótce potem pojawiły się doniesienia, że firma rozważa złożenie wniosku o niewypłacalność po tym, jak zwolniła wszystkich swoich pracowników.
W końcu rozpoczęło się postępowanie upadłościowe, które szybko zostało zawieszone przez sąd w Zug. Pierwsze moratorium na spłatę kredytu zostało przyznane na okres do września 2022 r., a następnie przedłużone do stycznia 2023 r. To obecne - trzecie zawieszenie jest więc najdłuższym przyznanym Nord Stream 2 AG.
Koszty budowy gazociągu przez Bałtyk (drugiej nitki czyli właśnie Nord Stream 2) szacuje się na ponad miliard euro. Inwestycja miała na celu podwojenie eksportu rosyjskiego gazu do Niemiec – ale w praktyce do Europy - do 110 mld m sześc. rocznie. Pierwsza nitka transportowała ponad 50 mld m sześc. „błękitnego paliwa” rocznie. Cały projekt Nord Stream służył przede wszystkim zwiększeniu uzależnienia państw unijnych - zwłaszcza Europy Centralnej i Wschodniej - od gazu rosyjskiego. Państwa nadbałtyckie - szczególnie Polska i Litwa – od początku budowy Nord Stream 1 ostrzegały przed negatywnymi skutkami, jakie powoduje zależność surowcowa od Rosji i jej strategią – używania surowców do uprawiania polityki.
Jednak ówczesne władze Niemiec - z kanclerzem Gerhardem Schroederem i Angelą Merkel na czele – przez lata zapewniały, że Nord Stream 1 i Nord Stream 2 to czysto biznesowe projekty.
W tym roku wszyscy klienci rosyjskiego Gazpromu w Europie przekonali się, co oznacza zależność. Najpierw wiosną Gazprom odciął od gazu część krajów UE w tym Polskę, Bułgarie i Finlandię, a latem doszło do zagadkowych eksplozji, w efekcie których uszkodzone zostały obie nitki Nord Stream. Zaś cena gazu w Europie osiągnęła rekordowy poziom.
Komisja Europejska podjęła decyzję o uniezależnieniu od importu rosyjskiego. Wznowienie dostaw Nor Stream 1 i Nord Stream 2 wydaje się mało realne, tym bardziej że wiele państw UE postanowiło zawrzeć kontrakty w innymi producentami gazu, zwłaszcza LNG.
Czytaj także: Niemcy: Nadal będzie drogo
Agnieszka Łakoma (AP, oilprice.com)