Zapaść na Kremlu? "Bardziej prawdopodobna niż zwycięstwo Rosji"
To, jak zakończy się spodziewana ukraińska ofensywa, będzie miało wielkie znaczenie dla dalszego przebiegu wojny; jeśli się nie powiedzie, będzie presja, by zakończyć wojnę - przewiduje w rozmowie z PAP Daniel Fried, były ambasador USA w Warszawie, a obecnie analityk, a także konsultant Białego Domu. Jak jednak dodaje, powodzenie ukraińskiego ataku może radykalnie zmienić sytuację, łącznie ze zmianą władzy na Kremlu.
W ciągu ponad roku trwania pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę wielokrotnie zapowiadano decydujące momenty wojny. Jednak zdaniem Daniela Frieda, weterana amerykańskiej dyplomacji, tym razem takie prognozy mogą się sprawdzić, bo zapowiadana ukraińska ofensywa będzie miała kluczowe znaczenie dla losów konfliktu.
„Od sytuacji na polu bitwy zależy bardzo wiele, ale mamy tu wiele możliwych scenariuszy. Rosyjskie zwycięstwo nie jest już jednym z nich, ale możliwy jest też dalszy impas, marginalne postępy Ukraińców, znaczący ukraińskie zwycięstwo, albo +katastrofalne+ zwycięstwo, czyli zapaść Rosjan, prawdopodobnie zakończona zmianą władzy na Kremlu” - analizuje Fried. „Ten ostatni scenariusz jest mało prawdopodobny, ale jednak wciąż bardziej, niż zwycięstwo Rosji” - dodaje.
Porównuje przy tym obecną sytuację w Rosji do tej w Związku Sowieckim, gdzie „wszyscy dobrze wiedzą, że system jest zgniły, ale nikt nie odważy się tego mówić”. Zauważa też, że argumenty, których używał Leonid Breżniew uzasadniając obalenie Nikity Chruszczowa - o doprowadzenie do izolacji Rosji, czy o awanturniczą politykę - byłyby dziś także aktualne wobec rządów Putina.
Fried, obecnie członek Atlantic Council, jest jednym z grupy ekspertów, z którymi Biały Dom regularnie konsultuje się w sprawie polityki wobec wojny na Ukrainie. Według doniesień portalu Puck.News, część z uczestników tych spotkań wyraża frustracje z powodu braku wyraźnego planu administracji Bidena w sprawie dalszego przebiegu wojny, ograniczając się jedynie do czekania na wynik ukraińskiej ofensywy i dokonania ewnentualnej rewizji podejścia po niej.
„Znam [sekretarza stanu] Tony’ego Blinkena i [podsekretarz stanu] Torię Nuland od niemal 30 lat. Wiem, że oni nie chcą rozpisywać rozbudowanych scenariuszy, bo jeśli to zrobią, ktoś zrobi przeciek do prasy. Zresztą sam przestrzegałem ich przed tym” - mówi Fried. „Jednak prosta prawda jest taka, że wiele zależy od pola bitwy. Jeśli będziemy mieli znaczące postępy Ukraińców, jeśli będą w stanie zagrozić Krymowi - przystępujemy do negocjacji z zupełnie innej sytuacji” - dodaje. Przyznaje jednak, że jeśli dojdzie do impasu, „będzie presja, by zakończyć tę wojnę”.
„A to oznacza linię na mapie, z podziałem na wolną Ukrainę i tą okupowaną. Rozejm taki, jak w Korei. To oczywiście przynosi cały zestaw kolejnych problemów i zagadnień: jak uczynić taką Ukrainę funkcjonalnym państwem, jakich udzielić jej gwarancji bezpieczeństwa” - zauważa ekspert. I zaznacza, że nie ma lepszej gwarancji, niż członkostwo Ukrainy w NATO.
Fried przyznaje jednocześnie, że zarówno sam prezydent Biden, jak i większość jego ekipy są sceptycznie nastawieni co do akcesji Ukrainy, zaś kiedy napisał tekst wzywający do przyjęcia Ukrainy, nie został on dobrze przyjęty przez Biały Dom. Ale - dodaje - nie oznacza to, że droga Kijowa jest całkowicie zamknięta.
„Byłem w administracji w 1993 r., kiedy lobbowałem za rozszerzeniem NATO o Polskę i wtedy wszyscy mnie za to nienawidzili. Ale to się zmieniło, i zmieniło się zaskakująco szybko. Wystarczy do tego, by stanowisko zmieniło kilka kluczowych osób, a przy pewnych okolicznościach jest to możliwe” - ocenia ekspert. Zauważa przy tym, że już podczas szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. członkowie Sojuszu podjęli decyzję o tym, że miejsce Ukrainy jest w NATO.
„Oczywiście, można powiedzieć, że wówczas nie braliśmy tego na poważnie. I faktycznie tak było. Ale liczy się to, że jest to zapisane w dokumentach i można się do tego odwołać. Mam nadzieję, że podczas lipcowego szczytu w Wilnie znajdzie się wzmianka o tym, że będziemy zmierzać w kierunku realizacji tych obietnic” - mówi Fried.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński
PAP/ as/