Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Gazeta Finansowa: Afgańska never ending story

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 10 grudnia 2012, 11:14

  • 0
  • Powiększ tekst

Obok natowskiej misji ISAF w Afganistanie nie da się przejść obojętnie. Można być jej zwolennikiem, twierdząc, że trwająca już ponad dekadę obecność zachodnich wojsk w tym przedziwnym kraju służy jemu i jego mieszkańcom. Można też oczywiście być jej wielkim przeciwnikiem, argumentując, że środki finansowe, czy też koszty w postaci ludzkiego życia są nierównomierne nie tylko w stosunku do zmiany sytuacji życiowej zwykłych Afgańczyków, lecz także podniesienia naszego własnego poziomu bezpieczeństwa (koronny argument zwolenników).

(...) Dylemat pomiędzy popieraniem, a krytykowaniem misji ISAF ma już niebawem mieć swój koniec. Nie tak daleko, bo już w 2014 r. NATO ma ogłosić oficjalne zakończenie operacji wojskowej w Afganistanie, wycofując z tego państwa (praktycznie) wszystkie oddziały bojowe. Zachodni żołnierze wrócą do swych domów, gdzie poza kłótniami z partnerami życiowymi, nic nie powinno zagrażać ich życiu lub zdrowiu. Budżety państw członkowskich misji powinny odetchnąć z ulgą, dzięki braku konieczność łożenia, wcale nie tak małych, środków na utrzymanie swych kontyngentów wojskowych w Azji. Co więcej, swój dzień sukcesu święcić powinny wszystkie pacyfistyczne organizacje, od lat nawołujące do zakończenia „okupacji” suwerennego państwa.

Sielanka, chciałoby się powiedzieć… Otóż nie. Jak się okazuje, a co można było podejrzewać, 2014 r. i oficjalny koniec misji ISAF nie oznacza, że z Afganistanu znikną wszystkie zachodnie wojska, a Kabul będzie od tej pory zdany tylko na siebie. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny, która od wieków jest wyznacznikiem działania państwa na arenie międzynarodowej. Jeżeli już się gdzieś wprowadzi nasze wojska, to trudno jest je potem stamtąd wycofać. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wystarczy spojrzeć na obecną sytuację Iraku, który z państwa goszczącego zachodnie siły stabilizacyjne, stał się podmiotem uległym i w dużej mierze podporządkowanym swojemu nowemu sojusznikowi – USA. Symbolem nowej rzeczywistości nad Tygrysem i Eufratem jest chociażby rozmiar amerykańskiej ambasady w tym kraju, a także liczba zatrudnionych w niej osób. I nie chodzi tylko o cywilnych pracowników korpusu dyplomatycznego Waszyngtonu.

Aby jednak oddać sprawiedliwemu osądowi to, co jego, należy zaznaczyć, że w przytoczonym powyżej przykładzie nie ma nic zaskakującego czy też wybitnie bijącego po oczach. Takie są bowiem realia prowadzonej przez państwo polityki międzynarodowej, ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Co więcej, wiele wskazuje, a są to bardzo wyraźne przesłanki, że już niebawem los Iraku podzieli Afganistan. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny. Kabul jest potrzebny USA i to z bardzo wielu, nazwijmy to „strategicznych”, powodów. Po pierwsze ze względu na jego położenie na mapie politycznej regionu. Chyba żaden inny „sojusznik” USA nie sąsiaduje z tak dużą liczbą kluczowych, z punktu widzenia Waszyngtonu, graczy na arenie międzynarodowej. Wyliczając od wschodu mamy: Pakistan, ChRL, państwa Azji Centralnej (a więc de facto) Rosję oraz Iran. Wszystkie te podmioty zajmują istotne miejsce w procesie kształtowania amerykańskiej strategii działania na arenie międzynarodowej. Wszystkie one także w wyraźny sposób wpływają na sposób postrzegania interesów strategicznych USA. Z tego względu możliwość zaznaczenia własnej obecności w tym wielonarodowym środowisku jest - z punktu widzenia Waszyngtonu - bardzo kuszącą perspektywą.

Michał Jarocki

Więcej w najnowszej Gazecie Finansowej.

Powiązane tematy

Komentarze