Informacje

Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że po awanturze na Wojskowej Akademii Technicznej, byli oficerowie WSI mogli przenieść swoje aktywa do wołomińskiej spółdzielni
Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że po awanturze na Wojskowej Akademii Technicznej, byli oficerowie WSI mogli przenieść swoje aktywa do wołomińskiej spółdzielni

Wołomińskie Służby Inwestycyjne

Wojciech Surmacz

Wojciech Surmacz

Redaktor naczelny wGospodarce.pl i Gazety Bankowej

  • Opublikowano: 27 grudnia 2014, 14:53

    Aktualizacja: 27 grudnia 2014, 15:01

  • Powiększ tekst

Przestępczą działalność SKOK Wołomin finansowali i nadzorowali byli oficerowie Wojskowych Służb Informacyjnych. Lepiej jednak o tym głośno nie mówić, żeby przypadkiem nie narazić się bardzo ważnej osobie...

Był 18 kwietnia 2014 roku gdy dziennik „Rzeczpospolita” opublikował lakoniczny komunikat o pobiciu zastępcy szefa Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), Wojciecha Kwaśniaka. Według gazety, urzędnik miał przy sobie „ważne dokumenty”. Poszkodowany trafił do szpitala, gdzie udzielono mu niezbędnej pomocy. Ruszyło śledztwo. Pozostałe media powtórzyły tę informację i zamilkły. Dwa tygodnie później Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF dostał od „Gazety Bankowej” pytania: Czy ustalono już kto i dlaczego pobił 16 kwietnia 2014 r. Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego? Jakie dokumenty KNF posiadał przy sobie podczas tego wypadku Wojciech Kwaśniak? - Sprawę prowadzi policja i tam można pytać – odpowiedział Dajnowicz wyraźnie poirytowany. Policja nabrała wody w usta. Jednak nieoficjalny przekaz oficera, prowadzącego działania operacyjne w tej sprawie był szokujący: „Kwaśniak został zmasakrowany pałką teleskopową przed własnym domem. Akcja trwała kilka minut. Ponoć miał przy sobie wyniki audytu KNF w SKOK-u Wołomin. To był profesjonalnie przeprowadzony, taktyczny atak. Kwaśniak ledwie uszedł z życiem. Dlatego dostał od nas „anioła stróża”, a cały KNF pozostaje pod specjalnym nadzorem służb. Za pobiciem stał... Wołomin”

Musiało minąć ponad pół roku, zanim przeciek o zleceniu z Wołomina na Kwaśniaka przedostał się do mediów. Nieoficjalna i wciąż nie potwierdzona przez prokuraturę informacja, pojawiła się w kontekście aresztowań osób zarządzających Spółdzielczą Kasą Oszczędnościowo-Kredytową Wołomin. Wśród zatrzymanych przez gorzowską prokuraturę znalazł się Piotr P., niegdyś oficer Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) i członek Rady Nadzorczej wołomińskiej spółdzielni. To jemu media przypisały wydanie polecenia pobicia Wojciecha Kwaśniaka. Dlaczego domniemany gangster z agenturalną przeszłością miałby podejmować tak radykalne kroki w stosunku do wiceprzewodniczącego KNF? Możliwe, że bił za karę, za ujawnienie finansowego ramienia zorganizowanej grupy przestępczej, założonej i kierowanej przez byłych oficerów WSI.

Piotr P. jest jednym z bohaterów słynnego „Raportu o WSI” Antoniego Macierewicza. Jako agent wywiadu wojskowego kapitan P. specjalizował się w inwigilacji polskiej prawicy. Po odejściu ze służby w połowie lat 90. został mózgiem fundacji Pro Civili, która pośredniczyła w wyprowadzeniu ponad 381 mln zł z Wojskowej Akademii Technicznej. Proceder odbywał się w czasie gdy ministrem obrony był Bronisław Komorowski, uwikłany w biznesowe relacje z wojskowymi służbami. Aresztowany niedawno Piotr P. robił także w podwarszawskim Ursusie. Piotr P. zainicjował tam działalność grupy kilkudziesięciu spółek, skupionych dzisiaj wokół Celtic Property Development, która przejęła kontrolę nad terenami dawnej fabryki traktorów. Prokurentem Maddy Investments, podmiotu blisko współpracującego z tą grupą jest Tadeusz Komorowski, syn polskiego prezydenta. Może prokuratura zbada działalność P. i wołomińskiej spółdzielni wojskowej również w tym kontekście?

Więcej o KNF i SKOK-u Wołomin czytaj tutaj: "Finansowa farsa w Sejmie. Zamiast rzeczowej debaty o SKOK, gomułkowski monodram szefa KNF"

Gorzów kontra Wołomin

Pierwsze informacje o przestępczej działalności wołomińskiej spółdzielni trafiły do Komisji Nadzoru Finansowego w 2012 roku. Przekazała je Kasa Krajowa SKOK, wskazując na rażące nadużycia i uchybienia w działalności finansowej Wołomina. KNF zignorowała jednak ten raport i nie podjęła żadnych działań. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła wówczas śledztwo w sprawie wołomińskich oszustw kredytowych lecz na wniosek osoby prywatnej. Rok później doniesienie do tej samej prokuratury złożyło Ministerstwo Finansów. Z informacji Radia RMF FM, które jako pierwsze podało wtedy tę informację wynikało, że jednemu z klientów Wołomin wypłacił kilka milionów złotych kredytu, biorąc pod zastaw działkę na Mazowszu wartą zaledwie 30 tys. zł. „Pieniądze nigdy nie zostały oddane” - podkreślała krakowska rozgłośnia.

W połowie kwietnia tego roku doszło do brutalnego pobicia Wojciecha Kwaśniaka, wiceszefa KNF. Według nieoficjalnych informacji Radia Zet miało to związek z audytem przeprowadzonym przez Komisję, podczas którego potwierdziły się informacje Kasy Krajowej SKOK i doniesienie sprzed dwóch lat Ministerstwa Finansów. „KNF ustaliła, że Wołomin miał udzielać kredytów pod zastaw działek o znacznie niższej wartości niż kwota pożyczki. Później te kredyty nie były spłacane” - podało Radio Zet. Cała sytuacja wygląda tak, jakby Kwaśniak został pobity za to, że przekazał wrażliwe informacje organom ścigania. Jednak rzecznik gorzowskiej prokuratury Dariusz Domarecki zaprzecza i twierdzi, że KNF nie przekazała do Gorzowa żadnych informacji na temat kredytowych nadużyć w Wołominie.

Nie zmienia to jednak faktu, że tydzień po tym krwawym incydencie nagle okazało się, że własne śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim. Gorzowscy śledczy mieli wpaść na wołomiński ślad zupełnie przypadkowo, podczas postępowania dotyczącego wyłudzania kredytów z gorzowskiego oddziału PKO BP. Śledczy z Gorzowa zlecili aresztowanie wiceprezes Joanny P. i Piotra P., byłego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych i członka Rady Nadzorczej SKOK Wołomin. Joanna P. usłyszała zarzut działania na szkodę firmy, natomiast Piotr P. zarzut udziału w wyłudzaniu kredytów. Obojgu zarzucono też udział w zorganizowanej grupie przestępczej, Piotr P. dodatkowo jest podejrzany o kierowanie grupą. Zarzuty w tej sprawie usłyszało już 41 osób.

Pytanie, dlaczego prokuratorzy z Gorzowa zaatakowali Wołomin akurat teraz? Czekali na dogodny moment, zbliżające się wybory? Możliwe. Możliwe też, że Gorzów został zaangażowany w całe postępowanie ze względu na bezpieczeństwo warszawskich śledczych i wiszącą w powietrzu wojnę z Wołominem. Gorzów to przecież miasto na drugim końcu Polski, dużo mniejsze od Warszawy. Łatwiej tam kontrolować potencjalne zagrożenia i... media.

Temat tabu

Pod koniec października funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) na polecenie gorzowskiej prokuratury aresztowali kolejnych szefów wołomińskiej spółdzielni. Tym razem za kraty trafili prezes Mariusz G. i jego zastępca Mateusz G. Usłyszeli zarzuty działania na szkodę firmy oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Według śledczych, za wiedzą podejrzanych, podstawione osoby przedkładały podrobione zaświadczenia o zatrudnieniu i wysokości zarobków oraz akty notarialne stanowiące zabezpieczenie pożyczek i kredytów na nieruchomościach o znacznie zawyżonej wartości. W ten sposób w Wołominie zaciągnięto ponad 200 pożyczek, dzięki którym wyprano w sumie ponad 300 mln zł. Taką historię przedstawił mediom 31 października na konferencji prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Dariusz Domarecki. Całość trwała 10 minut (wybrani dziennikarze dostąpili zaszczytu indywidualnych rozmów z prokuratorami prowadzącymi śledztwo).

Domarecki sam z siebie nawet się nie zająknął, że w tle wołomińskiej afery przewijają się wydarzenia i postacie, których ekspozycja rzuca zupełnie nowe światło na całą sprawę i pokazuje, że to nie pierwsze tego typu przedsięwzięcie w ich wykonaniu. Chodzi m.in. o działalność byłych oficerów WSI w fundacji Pro Civili. Przyparty do ściany pytaniami na ten temat prokurator, zareagował dość nieoczekiwanie: - Nie wykluczamy, że w przyszłości nasze śledztwo obejmie także inne obszary działalności Piotra P. - odpowiedział gorzowski rzecznik, po czym błyskawicznie zakończył oficjalne spotkanie z dziennikarzami.

Służbowe relacje z ministrem

Dlaczego Dariusz Domarecki tak szybko uciął temat? Nie wiedział co powiedzieć, czy wręcz przeciwnie - był zorientowany? Otóż, aresztowany przez gorzowską prokuraturę Piotr P. to były agent Wojskowych Służb Informacyjnych w stopniu kapitana. Specjalizował się w inwigilacji prawicy, był bliskim współpracownikiem płk. Aleksandra Lichockiego (ostatniego szefa Zarządu I WSW) oraz płk. Marka Wolnego (ostatniego szefa Oddziału II w Zarządzie III WSW), który według naszych ustaleń był także jednym z członków wołomińskiej spółdzielni. Z publikacji tygodnika „Newsweek” wynika z kolei, że w Wołominie działał także Adam Ch., związany niegdyś z WSI bohater słynnej afery paliwowej.

Jednak to Piotr P. dzielił i rządził w Wołominie. Według „Newsweeka” „był tak ważny jak prezydent i premier razem wzięci. (…) Na mieście szeptano, że w SKOK Wołomin siedziało stare WSI”. Z naszych ustaleń wynika, że pozycja i niebywały respekt, którymi cieszył się P. w wołomińskiej organizacji, wynikały wprost z roli, którą odegrał w życiu po życiu WSI. Gdy w 1995 roku odszedł ze służby, związał się z fundacją Pro Civili, mającą pomagać b. funkcjonariuszom państwowym. To właśnie temu podmiotowi poświęcone zostały obszerne fragmenty Raportu o WSI, który w 2006 roku opracowała Komisja Weryfikacyjne pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, ówczesnego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Z treści tego dokumentu wynika, że Piotr P. zasiadł w Radzie Fundacji, zaś jego żona – Elżbieta, weszła do zarządu. Pro Civili była całkowicie kontrolowana przez byłych oficerów WSI (w tym m.in. przez płk. Marka Wolnego) i współtworzyła sieć spółek wykorzystujących Wojskową Akademię Techniczną do nadużyć finansowych (wyłudzenia podatku VAT, kredytów na pod zastaw nieruchomości o zawyżonej wartości etc., fikcyjnych transakcji) przekraczających w latach 1996-2000 kwotę 381 mln zł. Jedną z najbardziej spektakularnych malwersacji było wyłudzenie z banku PKO BP co najmniej 100 mln zł. Niewykluczone, że to właśnie tę sprawę badała gorzowska prokuratura trafiając potem na trop SKOK-u Wołomin.

Działalność fundacji zakończyła kontrola skarbowa w Wojskowej Akademii Technicznej. W lipcu 1999 r. prokuratura i UOP rozpoczęły śledztwo. W 2000 r. padły pierwsze zarzuty dla pracowników WAT. Prowadzone przez prokuratury cywilną i wojskową odrębne śledztwa objęły związanych z Fundacją „Pro Civili” kpt. rez. Piotra P. (uważanego za mózg całego przedsięwzięcia) i płk. rez. Marka Wolnego (jego kontakty umożliwiały działalność na bardzo szeroką skalę). W trakcie tych postępowań ustalono, że firmy powiązane z „Pro Civili” były „pralnią pieniędzy”, które mogły pochodzić z nielegalnej działalności grup przestępczych. Większość utraconych przez WAT kwot została wyprowadzona poza polski system bankowy. Według ustaleń Urzędu Ochrony Państwa z fundacją powiązani byli m.in: Andreas Edlinger - uważany za przedstawiciela mafii włoskiej, pruszkowski gangster Jarosław Sokołowski ps. „Masa” czy powiązany z obcym wywiadem, międzynarodowy przestępca, handlujący bronią Igor Kapylow vel Patrick Castello.

W 2000 roku chore struktury Wojskowej Akademii Technicznej zaczął piętnować dr Krzysztof Borowiak, cywilny dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Bronisław Komorowski, wtedy szef resortu obrony odwołał Borowiaka ze stanowiska, argumentując swoją decyzję „ciężkim naruszeniem podstawowych obowiązków pracowniczych” (po latach walki przed sądem udowodnił, że został zwolniony niesłusznie i uzyskał od MON odszkodowanie). Czy to oznacza, że ówczesny minister obrony narodowej, a dzisiejszy prezydent akceptował działalność byłych oficerów WSI z fundacji „Pro Civili” a Wojskowej Akademii Technicznej?

Odpowiedzi na to pytanie zdaje się udzielać „Wprost”, cytując materiały źródłowe WSI, które miały posłużyć Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza do stworzenia raportu o tych służbach. W wydaniu tygodnika nr 34/214 czytamy : „Wojskowe Służby Informacyjne, które odpowiedzialne były za kontrwywiadowczą osłonę technologii rozwijanych w ramach projektów badawczych na WAT, same przekazywały je w obce ręce. Odpowiedzialność za to ponosi nie tylko ówczesny szef WSI, ale także były szef MON. Bronisław Komorowski w sposób szczególny traktował wszystkie kwestie związane z WAT i interesami uczelni.” Jaki mógł mieć motyw przyszły prezydent RP? Wdzięczność?

Fatalna lokata w parabanku

Według „Raportu o WSI”, którego autorzy powołują się na „Notatkę służbową” WSI z 14.04.1995 r., Bronisław Komorowski z przyjacielem, znanym opozycjonistą Maciejem Rayzacherem w latach 1991-92 inwestowali spore pieniądze, jak na owe czasy w dość szemrany interes. Powierzyli w sumie 260 tys. zachodnich marek niemieckich płk Januszowi Paluchowi, który prowadził wśród wysokich rangą oficerów polskiego wojska nielegalny parabank. Wiosną 1992 r. „Bank Palucha” nagle zbankrutował. Komorowski i Rayzacher usiłowali bezskutecznie odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy firm detektywistycznych. Wtedy Komorowskiemu, wówczas wiceministrowi obrony, postanowił przyjść w sukurs kontrwywiad WSI, który skutecznie pomagał odzyskiwać pieniądze oszukanym przez Palucha generałom. W aktach WSI nie ma jednak informacji, czy powiodły się próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy Komorowskiego i Rayzachera utopionych w „Bank Palucha”. Brakuje też informacji, skąd tak dużą sumę posiadali. Nie wiadomo też, jak zakończyło się rozpracowanie Komorowskiego, które prowadziły wówczas Wojskowe Służby Informacyjne.

Czy to właśnie te relacje zainicjowały późniejszy, przyjazny wręcz stosunek Bronisława Komorowskiego do Wojskowych Służb Informacyjnych (był jedynym posłem Platformy Obywatelskiej, który w maju 2006 roku głosował przeciw likwidacji WSI)? Trudno powiedzieć. Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy także w raporcie Komisji Weryfikacyjnej z 2006 r. Możliwe, że odpowiedź jest zawarta w słynnym aneksie do tego raportu ale tego się nie dowiemy ponieważ został on utajniony. Tak czy inaczej ślad bliskich, niekoniecznie służbowych relacji Bronisława Komorowskiego z WSI jest ewidentny. Ale trudno jednoznacznie stwierdzić, czy grupa byłych oficerów WSI na czele z Piotrem P. korzystała z parasola ochronnego Bronisława Komorowskiego najpierw w Pro Civili, a potem w SKOK-u Wołomin.

Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że po awanturze na Wojskowej Akademii Technicznej, byli oficerowie WSI mogli przenieść swoje aktywa właśnie do wołomińskiej spółdzielni. Tam mieli się czuć bezpiecznie, bo Wołomin od lat znajdował się w sferze wpływów wojskowych służb (co innego Pruszków, który podpadał pod wywiad cywilny). Dlatego w Wołominie Piotr P. miał się zorganizować na nowo i uruchomić dużo bardziej wyrafinowaną, na poły legalną działalność (machlojki wołomińskich gangsterów miały stanowić zaledwie margines tego interesu). Kapitan P. mocno wszedł w rynek warszawskich nieruchomości.

Uroczystości rocznicowe SKOK-u Wołomin uświetniały swoją obecnością tuzy polskiej polityki i ekonomii. Z Mariuszem G. spotkał się między innymi Dariusz Rosati - były sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR na SGPiS (obecnie SGH), a pod koniec lat 80. uczestnik prac Komisji ds. Reformy Gospodarczej. Rosati należał też do grona doradców ekonomicznych premiera Mieczysława Rakowskiego, członków Rady Nadzorczej Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ) oraz Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI). tytuł

Tak się składa, że w tym przedsięwzięciu znowu na horyzoncie pojawił się Komorowski...

Syn w Ursusie

Tym razem chodziło o 52 ha ziemi warszawskich Zakładów Przemysłu Ciągnikowego Ursus, które w 2006 roku kupiła w drodze przetargu po okazyjnej cenie (za 94 mln zł) spółka Challange Eighteen. Transakcja od razu wzbudziła podejrzenia mediów, nie tylko ze względu na cenę. Właścicielem Challange Eighteen w dniu ogłoszenia przetargu był mec. Marek Małecki (obrońca m.in. Lwa Rywina). Potem do grona akcjonariuszy dołączył Marek Machtynger, biznesmen polskiego pochodzenia z Wiednia oraz tajemnicza spółka Beline Investments Limited z Cypru. Wadium przetargowe w imieniu Challenge Eighteen (4 mln zł) wpłaciła inna spółka - Kwant. Jej udziałowcami w dniu transakcji byli m.in: Piotr P. (jeden z głównych bohaterów tego tekstu), Andrzej Muras, Catherina Machtynger oraz wspomniani już Marek Małecki i Beline Investments Limited z Cypru. Do zarządu oprócz Piotra P. - prezesa, wszedł znany warszawski biznesmen Zbigniew Bogusz. W radzie nadzorczej zasiadał zaś m.in. Marcin Rywin, syn Lwa.

Jak ustaliła wówczas „Gazeta Polska” spółka Kwant nie prowadziła działalności gospodarczej z innymi podmiotami na podstawie umowy spółki cywilnej. Skąd zatem wzięła pieniądze na wadium dla zaprzyjaźnionej spółki Challenge i skąd pochodzą pieniądze na zakup nieruchomości po ZPC Ursus? Mec. Małecki w rozmowie "GP" stwierdził, że pieniądze pochodzą z pożyczki bankowej, ale nie wie, w jakim banku została zaciągnięta. Spoglądając na tę transakcję przez pryzmat obecności Piotra P. można przypuszczać, że te pieniądze wpłaciły kierowane przez niego Wołomińskie Służby Inwestycyjne.

Tak czy inaczej Challenge po dokonaniu zakupu atrakcyjnych gruntów, zaplanował tam budowę gigantycznego osiedla mieszkaniowego, na wzór warszawskiego Miasteczka Wilanów. Następnie spółka ta za 212 mln zł została przejęta przez Grupę kapitałową Celtic Property Developments (CPD), konsorcjum ok. 30 firm działających w "segmencie biurowym i mieszkaniowym".

Tak się składa, że wśród firm działających w ramach tego konsorcjum znajduje się Maddy Investments, której prokurentem jest radca prawny Tadeusz Komorowski, syn prezydenta RP. W ubiegłym roku spółka ta odkupiła od CPD kawałek gruntu w Ursusie za 2,3 mln zł. To bardzo szczególny kawałek, bo znajdował się na nim neutralizator używany przez miejscową elektrociepłownię – Energetykę Ursus. Firma ta trwała w sporze sądowym z Celitkiem od 2010 roku, nie zgadzając się na zbyt wysokie opłaty za dzierżawę. W chwili gdy pojawił się „nowy” właściciel czyli Maddy Investments, zaś prokurent Tadeusz Komorowski stawił się w sądzie, sprawa została rozstrzygnięta na jego korzyść. Zadziałała magia nazwiska? Nie można wykluczyć, że właśnie na to liczył Celtic angażując syna polskiego prezydenta w przeciągający się spór sądowy. Tym bardziej, że we władzach CDP pojawiają się także nazwiska inny znanych Polaków, mających zapewne robić wrażenie na potencjalnych kontrahentach. Wśród nich chociażby legenda polskiego rynku kapitałowego Wiesław Rozłucki, pierwszy po 1989 roku prezes warszawskiej giełdy. Jest też Mirosław Gronicki, minister finansów w drugim rządzie Marka Belki.

Zakres postępowania

Jak to możliwe, że w kolejnym gigantycznym przedsięwzięciu rozkręconym przez byłych oficerów WSI znowu niczym duch pojawia się postać Bronisława Komorowskiego? Przypadek? Być może. Nie dowiemy się tego z doniesień o postępach śledztwa Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, bo jej rzecznik zastrzegł, że tego typu pytania wykraczają „poza zakres prowadzonego postępowania i nie mają związku ze stawianymi podejrzanym zarzutami”. Nie tracąc rezonu zadaliśmy kolejne pytanie: A jeśli sprawa ma cokolwiek wspólnego z fundacją Pro Civili, czy będą badane (jakie są?) związki z nią Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i Piotra P., byłego członka Rady Nadzorczej SKOK Wołomin? - Nie jest przedmiotem tego postępowania wątek dotyczący fundacji Pro Civili – odpowiada Dariusz Domarecki. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że po przeczytaniu tego artykułu prokuratorzy z Gorzowa rozszerzą zakres swoich zainteresowań.

Artykuł opublikowany w najnowszym wydaniu "Gazety Bankowej" nr 01/2015, dostępnej w salonach prasowych Relay oraz Inmedio. Zapraszamy do lektury!

tytuł

Więcej o fatalnym funkcjonowaniu KNF czytaj tutaj: "Mroczna historia KNF - gra wstępna" oraz "Supernadzór działa „inaczej”

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych