Polskie super-auto kosztuje już 12 milionów
Projekt Arrinery narodził się w głowach grupy pasjonatów motoryzacji, w 2007 roku. W ciągu kilku lat udało się im wykonać prototyp, który został pokazany w Warszawie, w 2011 roku. Później zaczęły się prace nad Arrinerą Hussaryą. Model testowy miał swoją premierę w Poznaniu na tegorocznych targach Motor Show. W trzecim kwartale, spółka chce pokazać model racingowy, który będzie poligonem doświadczalnym dla dopracowania wersji drogowej. Ma ona zostać zaprezentowana pod koniec 2016 roku – zapowiada wiceprezes Arrinera SA Piotr Gniadek.
Projekt wystartował z budżetem 300 tys. złotych. Szybko okazało się, że to wielokrotnie za mało Projekt pochłonął już 12 milionów złotych, z czego znacząca większość to są prywatne środki akcjonariuszy tego projektu (między innymi moje, ponieważ jestem w tym projekcie od samego początku). Aktualnie spółka jest w trakcie emisji obligacji publicznych na kwotę 5 mln. złotych.
Przewidywana cena Arrinery Husaryi to pół miliona euro. Twórcy superauta chcą je lokować pomiędzy: podstawowymi modelami Lamborghini, Ferrari, McLaren, kosztującymi po 250 tys. euro a osiągającymi cenę miliona euro hiperautami Koenigsegg czy Pagani. „Ma to być połączenie pewnych elementów, które dają supersamochody tej wielkiej trójki (mówię tu o osiągach) jak również to co dają hipersamochody czyli na przykład aktywna aerodynamika, bardzo mała podaż, pewna ekskluzywność w połączeniu sztuki z technologią, to są rzeczy które mają pozwolić naszemu produktowi sprzedawać się w cenie 500 tys. euro” – informuje Gniadek.
Hussarya 33 ma być autem unikatowym. Powstaną tylko 33 egzemplarze. „Oczywiście spółka ma dalsze plany na produkcję kolejnych modeli i to jest założeniem naszego biznesu – będziemy produkowali małe, krótkie serie po to żeby podaż tych samochodów była jak najmniejsza na rynku” - zapowiada wiceprezes Arrinery.
eNewseroom/ as/