Informacje

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Wysoki, za wysoki rachunek za TTIP dla Polski

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 21 kwietnia 2015, 19:52

  • 1
  • Powiększ tekst

TTIP w obecnej formie niesie znacznie więcej zagrożeń, niż szans dla Polski - uważają eksperci, goście konferencji organizowanej przez Polskie Towarzystwo Ekonomiczne. Najbardziej obawiają się oni arbitrażu inwestycyjnego, znoszenia regulacji socjalnych oraz wzrostu bezrobocia.

Negocjacje Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, trwają od 2013 r. Do tej pory odbyło się osiem rund negocjacyjnych. We wtorek w Nowym Jorku, rozpoczął się drugi dzień dziewiątej rundy negocjacyjnej.

Zdaniem przemawiającego na wtorkowej konferencji "Transatlantyckie partnerstwo w dziedzinie handlu i inwestycji", zorganizowanej przez PTE, dyrektora fundacji charytatywnej "War on Want" Johna Hilarego, TTIP nie jest zwykłym układem handlowym, lecz "umową nowej generacji", ponieważ poprzednie umowy zawierane z USA dążyły przede wszystkim do zniesienia barier celnych.

"Bariery celne między USA a Unią Europejską już są na minimalnym poziomie, dlatego TTIP dotyczy barier regulacyjnych. Jako te bariery, (umowa) wymienia wysokie standardy środowiskowe, żywnościowe, prawa pracownicze - niezwykle istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa europejskich obywateli. Pytanie, czyje interesy będą reprezentowane" - powiedział Hilary.

Zwrócił też uwagę, że to nie tylko amerykańskie korporacje dążą do zniesienia barier w Europie.

"W innych sektorach to europejskie korporacje chcą znieść niekorzystne dla nich regulacje na amerykańskich rynkach finansowych, wprowadzonych po kryzysie w 2008 r." - zaznaczył. Jednak za najbardziej kontrowersyjny element Partnerstwa, uznał mechanizm rozstrzygania sporów między inwestorem a państwem.

"To nowe narzędzie, dzięki któremu korporacje będą mogły wykorzystywać sądy arbitrażowe do pozywania państw europejskich w sytuacji, gdy te wprowadzą prawa ograniczające ich spodziewane zyski. Pamiętajmy, że Polska jest krajem, który w podobnych trybunałach arbitrażowych zapłacił najwięcej" - zauważył Hilary.

Powołał się na przykład prywatyzacji PZU przez firmę Eureco, który kosztował Polskę 2 mld euro.

Marcin Wojtalik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności w swoim wystąpieniu nazwał klauzulę o arbitrażu inwestycyjnym "narzędziem dominacji gospodarek rozwiniętych nad słabszymi".

"Perspektywa utraty zysków w wielu przypadkach, jest wystarczającym powodem, aby pozwać państwo. Nie trzeba nawet fizycznie stracić majątku. Jedna z firm zarejestrowanych w Luksemburgu, zainwestowała ok. 400 mln zł, a domaga się odszkodowania w wysokości 2 mld zł. Z powodu tego, że liczyła na takie zyski, a państwo Polskie za pomocą swoich organów regulacyjnych podjęła decyzję, która ich zdaniem tych zysków ich pozbawiła" - powiedział Wojtalik.

Zdaniem prof. Leokadii Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej, korzyści z podpisania umowy TTIP są bardzo ograniczone, rozłożone w czasie, a udział w nich przypadnie jedynie nielicznym przedsiębiorcom, podczas gdy koszty poniosą całe społeczeństwa. Zwróciła też uwagę na presję konkurencyjną ze strony zagranicznych korporacji na obniżanie kosztów pracy, na ograniczanie przywilejów pracowniczych i socjalnych. Zagrożeniem dla społeczeństwa, niesie również zasada wzajemności uznawania standardów m.in. żywności, które w UE są znacznie bardziej wymagające.

Oręziak uważa, że ostrzeżeniem dla Polski, powinna być obserwacja sytuacji gospodarczej Meksyku, po podpisaniu podobnej umowy z USA i Kanadą (NAFTA - PAP).

"Meksyk jest przykładem jak działa skrajna liberalizacja rynku wpisana do umowy międzynarodowej. W jego konsekwencji doszło tam do destrukcji rolnictwa i zmniejszenia stopnia samowystarczalności w produkcji żywności. Doprowadziło to bowiem do spadku cen, a w efekcie do nieopłacalności produkcji" - powiedziała.

Inną rzeczą, na którą zdaniem Oręziak należy zwrócić uwagę, jest powołanie w myśl partnerstwa tzw. Rady Regulacyjnej, złożonej z przedstawicieli UE i USA. Rada ta miałaby się wypowiadać w sprawach zmian legislacyjnych, które wprowadzałyby strony umowy, a które mogłyby rzutować na handel międzynarodowy.

"Oznacza to po prostu cenzurę prewencyjną, dla zmian użytecznych z punktu widzenia społecznego i gospodarczego. Powstałoby gremium niepodlegające demokratycznej kontroli, które mogłoby blokować te zmiany" - ostrzegła.

PAP, sek

Powiązane tematy

Komentarze