Informacje

„Grupa Trzymająca Finanse” bierze Bank Ochrony Środowiska

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 25 lipca 2015, 15:01

    Aktualizacja: 26 lipca 2015, 09:14

  • 17
  • Powiększ tekst

Pod patronatem Komisji Nadzoru Finansowego koledzy z Ministerstwa Finansów przejęli właśnie kontrolę nad Bankiem Ochrony Środowiska. Jeszcze przed wyborami parlamentarnymi ten jeden z ostatnich polskich banków pójdzie pod młotek. W tle gangsterskie metody.

Akcja przejęcia kontroli nad Bankiem Ochrony Środowiska (BOŚ) ruszyła kilka miesięcy po tym, jak Maciej Grabowski został ministrem środowiska. A dokładnie w lutym 2014 roku, gdy w roli szefa gabinetu politycznego ministra Grabowskiego pojawił się Piotr Kaczyński, menedżer z niezwykle bogatym doświadczeniem (zarządzał m.in. takimi spółkami jak Bank Gdański, KGHM Polska Miedź, TPSA, Energa). Wtedy to na jednym ze spotkań w zaciszu gabinetu, miało paść hasło: „powinniśmy mieć swoich ludzi w BOŚ” i Piotr Kaczyński wszedł w skład Rady Nadzorczej tego banku. Ale to był dopiero początek.

W maju 2014 roku do zarządu dobrze prosperującego, państwowego BOŚ (56,62 proc. udziału należy do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej) dołączyło dwóch, nowych członków: Dariusz Daniluk i Paweł Lemańczyk. Obaj przyszli z nadania Macieja Grabowskiego, który sprawuje bezpośredni nadzór nad NFOŚiGW.

„Grupa Trzymająca Finanse”

Maciej Grabowski i Dariusz Daniluk znają się jak łyse konie. Obaj byli podsekretarzami stanu w Ministerstwie Finansów za czasów Jana Vincenta Rostowskiego. Razem z Andrzejem Parafianowiczem, jednym z głównych bohaterów „afery taśmowej”, tworzyli w grupie Rostowskiego zgraną paczkę.

Parafianowicz wiedział wszystko o wszystkich - był szefem wywiadu skarbowego. Grabowski zajmował się najbardziej newralgiczną sferą polskiej gospodarki, czyli podatkami. Daniluk zaś miał bezpośredni dostęp do rynku, bo jako przedstawiciel Ministra Finansów uczestniczył w pracach Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). Był też Przewodniczącym Rady Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Ale Dariusz Daniluk miał jeszcze jeden poważny atut – wysoko postawionych kolegów w KNF. W latach 90. pracował bowiem w Narodowym Banku Polskim w Generalnym Inspektoracie Nadzoru Bankowego, którego załoga stanowi dzisiaj trzon Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Daniluk poznał tam m.in. Andrzeja Jakubiaka, dzisiejszego szefa KNF, któremu ostatnio coraz bardziej depcze po piętach CBA.

Właśnie to całe towarzystwo, od wielu lat wędrujące gdzieś pomiędzy nadzorem, ministerstwem finansów i bankami, nazywane jest w branży „Grupą Trzymającą Finanse” w Polsce. W jaki sposób? Wystarczy spojrzeć na przypadek pierwszy z brzegu, czyli Bank Ochrony Środowiska...

„Dołowali bank”

Dariusz Daniluk miał w BOŚ odpowiadać za detal, Paweł Lemańczyk za kontroling. - Daniluk przez cały rok de facto blokował detal – można by rzec, że nie było sprzedaży. Lemańczyk zajmował się audytami. Badał w banku wszystko 3 lata wstecz, szukał haków na Mariusza Klimczaka prezesa BOŚ, ale nic nie znalazł. Obaj kompletnie ignorowali polecenia szefa, dołowali bank - relacjonuje jeden z pracowników BOŚ.

Efekt zmian w zarządzie był taki, że BOŚ po raz pierwszy od wielu lat wykazał w I kwartale 2015 roku stratę, a wartość spółki według notowań akcji na Giełdzie Papierów Wartościowych spadła w ciągu roku z poziomu 1,3 mld zł - 1,5 mld zł do poziomu 400 mln zł - 500 mln zł (ceny akcji BOŚ z ok. 46 zł w maju 2014 roku spadły do nawet 23 zł w lipcu tego roku). Wartość banku malała w oczach. Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że prezes BOŚ Mariusz Klimczak postanowił temu zapobiec i na początku maja - nie bacząc na protekcję ministra środowiska – odebrał Dariuszowi Danilukowi kompetencje. Jego obowiązki przejął Lemańczyk.

„Odwołać prezesa”

Niespełna tydzień po przegranych przez Bronisława Komorowskiego wyborach prezydenckich, czyli w dniu 29 maja 2015 roku zwołana została Rada Nadzorcza BOŚ Banku. Wiadomo już było, że prezes Mariusz Klimczak będzie wnioskował o odwołanie Dariusza Daniluka z zarządu banku. Stało się jednak inaczej. To Klimczak wyleciał, a Daniluk go zastąpił, pełniąc obowiązki prezesa BOŚ Banku.

Rady Nadzorcze BOŚ są rejestrowane. Pewnie dlatego najbardziej zainteresowany całą sytuacją, czyli prezes Mariusz Klimczak nie został zaproszony na posiedzenie. Klimczak podobno nie krył zaskoczenia. Nie miał jednak pojęcia, że – jak udało nam się ustalić - dzień przed posiedzeniem Rady Nadzorczej BOŚ (w czwartek wieczorem), wszyscy członkowie otrzymali telefony z instrukcją głosowania: „odwołać prezesa”. Mimo to decyzja Rady nie była jednomyślna. Przewodniczący RN BOŚ Marcin Likierski nie widział podstaw merytorycznych do odwołania Klimczaka. Dlatego też w dniu 10 czerwca 2015 r., w trakcie obrad Zwyczajnego Walnego Zgromadzenia BOŚ, złożył rezygnację z członkostwa w Radzie Nadzorczej oświadczając, że:

„W związku z ostatnimi decyzjami Rady Nadzorczej Banku Ochrony Środowiska, kierując się dobrem Banku oraz mając na względzie stosowanie najwyższych standardów korporacyjnych chciałby wyrazić swój sprzeciw co do zakresu oraz formy przeprowadzonych zmian personalnych w składzie Zarządu Spółki, a jako członek RN i jej Przewodniczący nie widzi istotnych przesłanek mogących stać u podstaw podjętej decyzji, a odwołania te odbyły się przy braku możliwości dialogu z Prezesem Banku (...)”

„Odp... się od banku”

Tak oto zarządowi Banku Ochrony Środowiska ukręcono łeb i zdołowano bank na tyle, by już kilka tygodni po zmianach w zarządzie i Radzie Nadzorczej w mediach (m.in. „Rzeczpospolita”, tvn24, Onet, bankier.pl) poszedł hyr o rychłej sprzedaży BOŚ. Zaś na korytarzach Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego coraz częściej mówi się o „potrzebie dokapitalizowania BOŚ, ze względu na kiepskie wyniki”.

Wszystko wskazuje więc na to, że w tle trwającej kampanii wyborczej, „Grupa Trzymająca Finanse” chce szybko doprowadzić do sprzedaży jednego z ostatnich polskich banków. Wszystko w rękach KNF, który będzie musiał wyrazić zgodę na tę transakcję.

Działania wokół tego procesu są prowadzone po cichu i z zachowaniem bardzo dużej ostrożności. Każda osoba, choć trochę zorientowana w temacie, której przyjdzie na myśl przekazanie czegokolwiek na zewnątrz banku jest telefonicznie zastraszana. Dzwonią anonimowi rozmówcy z jednym, prostym przekazem: „Odp... się od banku”

Powiązane tematy

Komentarze