Volkswagen zaprzecza, jakoby od czasu afery spalinowej załamała się sprzedaż aut koncernu
Volkswagen zaprzeczył w sobotę informacji gazety "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ("FAZ"), jakoby sprzedaż jego samochodów poważnie spadła w Niemczech od czasu, gdy przyznał w tym miesiącu, że podawał zaniżone dane dotyczące wielkości emisji CO2, od czego w Niemczech zależy wysokość podatku drogowego. Tymczasem Komisja Europejska przedłużyła koncernowi do końca roku czas na złożenie wyjaśnień w sprawie nieprawidłowości dotyczących ustalania poziomu emisji CO2 w jego samochodach.
Według "FAZ" spadek sprzedaży jest znaczny; gazeta powołała się na niewymienionego z nazwiska dealera samochodów, który stwierdził, że „w interesie zapanował zastój”. Skandal z emisją CO2 dotyczy także rocznika modelowego 2016. "Takich samochodów nikt nie chce kupować" - twierdzi "FAZ" i dodaje, że zachęty finansowe, oferowane przez Volkswagena, nie wystarczają.
Rzecznik Volkswagena napisał w e-mailu przesłanym agencji Reutera, że koncern nie potwierdza przytoczonej przez "FAZ" wypowiedzi dealera. Dodał, że informacje pozyskiwane przez koncern w rozmowach z różnymi sprzedawcami, a także dane, którymi dysponuje Volkswagen, "składają się na inny obraz sytuacji w Niemczech".
Uwikłany już w skandal z manipulowaniem pomiarami emisji tlenków azotu w swych samochodach niemiecki koncern poinformował na początku listopada, że jego wewnętrzna kontrola wykryła także nieprawidłowości dotyczące ustalania emisji dwutlenku węgla. Wstępnie oszacowano, że w zasięgu tej nowej afery znalazło się około 800 tys. pojazdów, głównie z silnikami Diesla.
Wysokość podatku drogowego dla samochodów wyprodukowanych po 1 lipca 2009 roku jest w Niemczech uzależniona również od ilości emitowanego przez nie dwutlenku węgla. Obecnie może się okazać, że wskutek manipulowania pomiarami spalin stawki podatku dla pojazdów koncernu Volkswagen były faktycznie zaniżane.
Tymczasem Komisja Europejska przedłużyła koncernowi Volkswagen do końca roku czas na złożenie wyjaśnień w sprawie nieprawidłowości dotyczących ustalania poziomu emisji dwutlenku węgla w jego samochodach - potwierdziła w piątek w Brukseli rzeczniczka KE.
Według niej koncernowi wysłano list informujący o tej decyzji. Pierwotnie Volkswagen miał przedstawić stosowne wyjaśnienia do czwartku, ale poprosił o prolongatę terminu.
W swym liście z 9 listopada unijny komisarz do spraw klimatu Miguel Arias Canete zażądał wyjaśnienia, które modele Volkswagena i ile konkretnie samochodów objęto takimi praktykami.
Jak podał Volkswagen, w trakcie wewnątrzzakładowych kontroli "zwrócono uwagę, że przy certyfikowaniu dwutlenku węgla w niektórych modelach samochodów ustalono zbyt niskie dane w odniesieniu do dwutlenku węgla i tym samym zużycia paliwa".
Coraz więcej kłopotów Volkswagen ma w Stanach Zjednoczonych. Koncern przyznał w czwartek tamtejszej Federalnej Agencji Ochrony Środowiska, że oprogramowanie służące manipulowaniu pomiarem emisji spalin instalował w znacznie większej liczbie pojazdów z sześciocylindrowymi silnikami Diesla, niż dotychczas przypuszczano.
Pierwotnie była mowa o 10 tys. pojazdów z roczników 2014-2016. Teraz okazało się, że owo oprogramowanie instalowano już w pojazdach z rocznika 2009 i że w sumie problem dotyczy w USA ok. 85 tys. samochodów marki Volkswagen, Audi i Porsche z 3-litrowymi silnikami dieslowskimi. Brad Stertz, rzecznik Audi, wchodzącego w skład koncernu Volkswagena, przyznał w piątek, że w USA nie informowano o tym oprogramowaniu, mimo że nakazywały to przepisy. Zapewnił jednocześnie, że oprogramowanie to jest legalne w Europie i że nie jest tym samym rozwiązaniem, które Volkswagen stosował w czterocylindrowych silnikach dieslowskich, by rozmyślnie oszukiwać przy pomiarze emisji spalin.
PAP, sek