Czy warto zmieniać kierownictwo największej polskiej firmy chemicznej?
Grupa Azoty, której rade nadzorczą wymieniono na początku lutego czeka teraz na decyzje czy do zmian dojdzie również w zarządzie firmy.
Obecny prezes spółki Paweł Jarczewski odmówił rozmowy o możliwych zmianach w zarządzie Grupy. Nie jest to jednak żadne zaskoczenie, bo choć Jarczewski to prezes, który z wzajemnością lubi świat mediów, ale na wywiad ciężko go namówić. – To jeden z nielicznych prezesów, który zna się na tym co robi, nie ma parcia na szkło i zamiast lansu stawia na wzrost wartości firmy. A trzeba przyznać, że robi to naprawdę dobrze – mówi jeden z wpływowych polskich dziennikarzy ekonomicznych.
Jarczewski na stanowisko szefa Grupy został powołany przez poprzednią ekipę rządową, to jednak od ponad 20 lat jest ściśle związany z branżą chemiczną. W puławskich azotach przez ten czas piął się praktycznie po wszystkich szczeblach. - Nic dziwnego, że ktoś w końcu na niego postawił i okazało się że był to strzał w dziesiątkę – tłumaczy jeden ze związanych z Puławami polityków. Jarczewski rzeczywiście okazał się być dobrą inwestycją ministerstwa skarbu czyli głównego akcjonariusza Grupy. Nie oglądając się na polityczne koneksje i partyjne legitymacje zaczął dobierać swoich współpracowników tak, by zapewniać rozwój swojej firmie w jego otoczeniu znajdziemy więc zarówno osoby kojarzone z poprzednim układem jak i tych o jawnie prawicowych sympatiach.
To właśnie Jarczewskiemu Azoty zawdzięczają skuteczną obronę polskiego przemysłu chemicznego przed kapitałem rosyjskim. W sytuacji gdy Rosjanie zaczęli kupować akcje polskich spółek chemicznych był jednym z autorów pomysłu konsolidacji tego sektora, który okazał się najlepszą obroną przed wrogim przejęciem. Jako prezes Grupy Azoty nadzorował następnie proces konsolidacji, co na pewno nie było zadaniem łatwym. Połączenie czterech ogromnych zakładów chemicznych: z Tarnowa, Polic, Puław i Kędzierzyna-Koźla wymagało nie tylko ogromnej wiedzy merytorycznej ale też ogromnego samozaparcia i talentów negocjacyjnych. Ostatecznie udało mu się stworzyć firmę, która stała się wizytówką Polski na świecie. Spółkę, która z powodzeniem nie tylko oparła się rosyjskiej agresji inwestycyjnej ale stał się czołową firmą chemiczną w Europie. – Te sukcesy to w dużej mierze osobista zasługa prezesa Jarczewskiego, pogodzenie interesów wielu stron, w tym strony społecznej. To dowód na jego niezwykłą umiejętność nie tylko zarządzania ale także współpracy z ludźmi – mówi jeden z polityków PiS zasiadający w sejmowej komisji skarbu.
Obecny zarząd Azotów rozpoczął ambitny program inwestycyjny o wartości ponad 7 mld zł, które na 68 różnych zadań spółka ma wydać do 2020 r. Wśród nich znajdują się m.in. instalacja do produkcji propylenu w Policach o wartości 1.7 mld, elektrownia w Puławach za 1.1 mld, wytwórnia Poliamidu w Tarnowie czy nowa elektrociepłownia w Kędzierzynie - Koźlu. Najlepszą obroną Jarczewskiego, przed ewentualnymi zmianami są więc nie jego polityczne kontakty a wyniki, które osiągnął. Grupa Azoty została pierwszą środkowoeuropejską firmą, która znalazła się na liście 40. najbardziej wpływowych podmiotów światowego rynku chemicznego ICIS TOP 40 Power Players 2015, a także na opublikowanej przez Boston Consulting Group liście 10 najatrakcyjniejszych dla inwestorów spółek chemicznych świata. Nic dziwnego - kurs spółki na giełdzie poszybował od 2014 roku o kilkadziesiąt procent do góry. – Z tymi kompetencjami, wiedzą i pozycją na świecie Jarczewski mógłby z dnia na dzień zastać członkiem na przykład zarządu BASF-a i zarabiać wielokrotnie więcej, ale nie zrobi tego. To państwowiec dumny z tego, że rozwijając Grupę Azoty rozwija też polską gospodarkę – podkreśla jeden z nowo mianowanych prezesów spółek skarbu państwa znający szefa Azotów od lat.
Także poparcie załogi to jedne z niezaprzeczalnych atutów szefa chemicznego koncernu. – To prawda, czasem się spieramy, jak to związkowiec z prezesem, ale mówiąc szczerze Jarczewski dba jak nikt inny o interes tej firmy i jej pracowników, a także o polski interes narodowy. Choć jako związkowemu działaczowi nie wypada mi tego mówić oficjalnie bo osłabię naszą pozycje negocjacyjną w kontaktach z zarządem – podkreśla jeden z prominentnych działaczy zakładowej Solidarności.
Czym więc grozi nieprzemyślana zmiana na fotelu szefa Grupy? Odpowiedzi na to pytanie jest co najmniej kilka.
Przede wszystkim zarządzanie grupą kapitałową o tak skomplikowanej strukturze na pewno nie jest łatwe. Musimy pamiętać, że poszczególne spółki wchodzące w skład Grupy mają swoje własne interesy i na jej zapleczu cały czas odbywa się swoiste przeciąganie liny. Co już można zaobserwować na przykładzie tarć między związkowcami z Puław i Tarnowa przygotowujących się do ewentualnej zmiany zarządu. Zarządzanie tym organizmem przez osobę bez odpowiedniego doświadczenia i odpowiednio twardej ręki może doprowadzić do odśrodkowych tendencji osłabiających pozycje Grupy, a nawet w czarnym, ale jednak możliwym scenariuszu do jej rozbicia. Korzyść w tej sytuacji odnieśli by tylko i wyłącznie Rosjanie, którzy na pewno nie porzucili myśli o przejęciu polskiego sektora chemicznego.
No właśnie Rosjanie. Nie należy zapominać, że w rękach rosyjskich akcjonariusz cały czas pozostaje 20 proc. akcji polskiej spółki. I choć biorąc pod uwagę strukturę właścicielską i fakt, że Grupa Azoty jest od zeszłego roku na liście firm strategicznych Ministerstwa Skarbu Państwa, co jest zresztą kolejną zasługą prezesa Jarczewskiego, inwestorzy zza naszej wschodniej granicy nie mają szans na przejęcie kierownictwa w firmie. To cały czas siła rosyjskiego oddziaływania przy nie odpowiednim zarządzaniu spółką może być ogromna.
W kolejnym czarnym scenariuszu popełnione błędy mogą doprowadzić do wprowadzenia przez Rosjan swojego przedstawiciela do Rady Nadzorczej, a w konsekwencji dać im dostęp do informacji strategicznych nie tylko dla samej Grupy ale całej polskiej gospodarki.
Kolejny problem, który może się pojawić po ewentualnych zmianach w zarządzie to osłabienie pozycji Grupy i całego polskiego sektora chemicznego w europejskich i światowych organizacjach skupiających przemysł chemiczny. Członkowie obecnego zarządu firmy są liderami budowania wspólnej narracji w tych gremiach. Narracji, która w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej jest bardzo dobrze słyszalna. Narracji, która co ważne jak w żadnym innym sektorze gospodarki służy polskim interesom w Europie i na świecie. Gdy dojdzie do zmian w zarządzie Grupy w konsekwencji kurs organizacjom będą wyznaczać firmy takie jak niemiecki BASF czy norweska YARA, które o polskim interesie na pewno pamiętać nie będą.
Optymizmem nie napawają także prasowe doniesienia o potencjalnych następcach Jarczewskiego. Według nich na czele firmy mógłby stanąć obecny prezes Zakładów Chemicznych w Policach Krzysztof Jałosiński. I choć doświadczenia w sektorze chemicznym nie należy mu odmówić to równocześnie nie należy zapominać, że to osoba blisko związana z Platformą Obywatelską, znajomy zachodniopomorskiego barona tej partii Stanisława Gawłowskiego. Co gorsze Jałosiński w branży ma opinie człowieka lubiącego lansować się w mediach dla którego ważniejszy jest jego prywatny interes od racji stanu.
Przed Radą Nadzorczą Grupy Azoty ciężkie zadanie, bo wybór przed którym stoi nie jest tylko wyborem tego czy pozostawić obecny zarząd firmy czy może go zmienić. To wybór, którego konsekwencję mogą być o wiele szersze. I będą bez wątpienia dotyczyć przyszłości polskiej gospodarki i tego czy pozwolimy na to by Rosjanie mieli na nią wpływ czy nie. Dla wielu ekspertów, dziennikarzy czy polityków z którymi rozmawialiśmy wybór jest oczywisty. Obecny zarząd ma nie tylko sukcesy, bo te może mieć każdy, ale jest przede wszystkim gwarantem obrony polskich interesów narodowych i jako taki powinien dalej stać na ich straży.