Eksperci: TTIP to próba podtrzymania znaczenia UE i USA w światowej gospodarce
W obliczu rosnącego znaczenia Azji i innych regionów negocjowane między UE a USA porozumienie o wolnym handlu (TTIP) stanowi próbę odnalezienia sposobu na utrzymanie wiodącej roli Europy i Ameryki w globalnej gospodarce - twierdzą unijni eksperci.
Jak podkreślają, za 15 lat udział gospodarki europejskiej w świecie znacząco zmaleje, co przełoży się na jej znaczenie ekonomiczne i polityczne.
Źródła zbliżone do prowadzonych w Brukseli od początku tygodnia negocjacji między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi zwracają uwagę, że UE w ostatnich latach zaangażowała się w liberalizację handlu z wieloma ważnymi partnerami, jak Korea Płd. czy Kanada, ale nie z tym najważniejszym, czyli USA. "Chcemy ustalać reguły z partnerami o podobnych poglądach, a Stany Zjednoczone w wielu kwestiach mają zbieżne zdanie" - podkreślają.
Hosuk Lee-Makiyama, prawnik z mającego siedzibę w Brukseli niezależnego Europejskiego Centrum Międzynarodowej Ekonomii Politycznej (ECIPE), zwraca uwagę, że reszta świata, a zwłaszcza kraje Dalekiego Wschodu, w tym Chiny, szybko nadganiają różnice rozwojowe z państwami rozwiniętymi i ich wzrost jest o wiele szybszy niż gospodarek Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych.
Obecnie - jak wskazuje - USA i UE razem reprezentują około 1/3 globalnej gospodarki. Prognozuje się, że do 2030 roku udział UE w globalnym PKB spadnie o połowę.
"Nasze możliwości określania zasad z punktu widzenia naszej siły ekonomicznej zostaną radykalnie osłabione zaledwie w ciągu 10-15 lat" - zaznacza Lee-Makiyama. Przewiduje, że z tego powodu w przyszłości o wiele trudniej będzie UE przeforsować swoje interesy.
Według eksperta problemem dużej gospodarki, takiej jak UE, jest to, że aby umowa o wolnym handlu przyniosła efekt, musi znaleźć większy rynek, tymczasem dziś nie ma na świecie miejsca, które dałoby Unii wystarczający bodziec do rozwoju. Kilka umów o wolnym handlu ze średniej wielkości partnerami może jednak przynieść podobny efekt - zauważa.
Lee-Makiyama zwraca również uwagę, że niemalże każdy z krajów, z którymi UE zawarła bądź negocjuje umowę o wolnym handlu, podpisał wcześniej takie porozumienie z Amerykanami. Zatem, jego zdaniem, TTIP i inne unijne porozumienia handlowe to także próba dotrzymania kroku Ameryce i próba zwiększenia konkurencyjności gospodarki UE.
Ekspert przypomina, że USA w ubiegłym roku zakończyły negocjacje z 11 państwami w sprawie TPP, czyli porozumienia o utworzeniu strefy wolnego handlu w obszarze Pacyfiku. Według niego gospodarka UE tylko z tytułu wejścia w życie tej umowy może ponieść straty sięgające nawet 0,5 proc. PKB. Te szkody - jak podkreśla - zrównoważyć może porozumienie takie jak TTIP.
Gospodarka UE - dodaje Lee-Makiyama - rozwijała się dzięki ekspansji, w tym rozszerzeniu na Europę Środkową. Dziś potrzebuje dźwigni, którą w przekonaniu eksperta mogłoby być właśnie transatlantyckie porozumienie handlowe i eksport do USA.
Według dostępnych opracowań KE wzrost gospodarczy w następstwie zawarcia TTIP nie będzie spektakularny i wyniesie ok. 0,5 proc. w całej UE. Ale Unia liczy tutaj na efekt skali.
Unijni urzędnicy zwracają również uwagę, że skutki nie będą takie same we wszystkich krajach wspólnoty, ale na pewno wzmocni je jednolity rynek i wewnętrzne łańcuchy dostaw. Podobnie jak Lee-Makiyama podkreślają, że z im większym partnerem zawierana jest umowa, tym większe są jej efekty. USA i UE to wciąż dwie największe gospodarki świata.
TTIP docelowo ma wykraczać dużo dalej niż dotychczasowe porozumienia handlowe, polegające na redukcji stawek celnych. Umowa w swych założeniach przewiduje bowiem jeszcze usunięcie barier regulacyjnych czy wzajemne uznawanie standardów w celu obniżenia kosztów dla eksporterów, importerów i inwestorów. I - jak podkreślają Amerykanie i Komisja Europejska - określi zasady handlu międzynarodowego w XXI wieku.
Unijni urzędnicy i europarlamentarzyści skarżą się jednak, że dyskusja o TTIP wykroczyła daleko poza samą umowę i dotyka problemów globalizacji, którą w Europie zbyt wiele się nie zajmowano, a która wywołuje silne emocje. Przeciwnicy umowy nie kryją niechęci do procesów globalizacyjnych, a także przenoszą na negocjowane porozumienie swój stosunek do USA - zauważają.
Amerykański ambasador przy UE Anthony Gardner podkreśla, że jeśli USA i UE chcą wzmocnić swą siłę gospodarczą i rozszerzyć wpływy strategiczne w czasach globalizacji, muszą razem podjąć decyzję, czy objąć prowadzenie w handlu globalnym, czy pozostać na jego marginesie. "Globalizacja to fakt. Nie da się jej uniknąć. Albo więc będziemy ją kształtować, albo ona ukształtuje nas" - zauważa dyplomata.
(PAP)