Informacje

Fot. Newseria
Fot. Newseria

Mączyńska (PTE): Nie zazdroszczę członkom nowej RPP

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 4 kwietnia 2016, 12:11

  • Powiększ tekst

Obecnie urzędująca Rada Polityki Pieniężnej będzie miała twardy orzech do zgryzienia. Tradycyjne metody stymulowania gospodarki i dławienia inflacji odeszły bowiem do lamusa. Obniżanie stóp procentowych czy skup obligacji nie pobudzają inwestycji firm, choć powinny. Skłonność konsumentów do wydawania pieniędzy także słabnie wraz ze starzeniem się społeczeństw. Kluczowym zadaniem staje się więc pobudzenie popytu.

– Trudność prowadzenia polityki pieniężnej polega na tym, że tradycyjne narzędzia nie działają. Zawsze było tak, że by ożywić gospodarkę, trzeba było odkręcić kurek z pieniędzmi, czyli obniżyć stopę procentową – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – A teraz mimo że obniża się stopę procentową, to nie ma impulsu ze strony popytu, czyli nie pobudza to należycie inwestycji. Radą Polityki Pieniężnej będzie zatem musiała pomyśleć, co zrobić, żeby pobudzić popyt, pobudzić inwestycje, czy i w jakim stopniu polityka pieniężna ma w tym pomóc.

W 2015 r. popyt krajowy wzrósł realnie o 3,4 proc. przy wzroście PKB o 3,6 proc. W 2014 r. popyt krajowy wzrósł o 4,9 proc. przy wzroście PKB o 3,3 proc. Nakłady brutto na środki trwałe wzrosły o 6,1 proc. (w 2014 r. zanotowano wzrost o 9,8 proc.). Stopa inwestycji w gospodarce narodowej (relacja nakładów brutto na środki trwałe do produktu krajowego brutto w cenach bieżących) w 2015 r. wyniosła 20,2 proc. wobec 19,6 proc. w 2014 r.

– Społeczeństwo może się cieszyć, jak jest deflacja, bo obniżają się ceny, możemy za każdą jednostkę pieniężną kupić więcej towarów, tylko że deflacja dla producentów oznacza słabszą motywację do inwestowania. Skoro w perspektywie są niskie ceny, to producenci nie mają dostatecznych bodźców do inwestowania – tłumaczy Mączyńska. – Jak nie ma bodźców do inwestowania, to mniejsze są szanse na to, żeby się tworzyły nowe miejsca pracy. Jak jest bezrobocie, to jest mniejszy popyt, jak jest mniejszy popyt, to pojawia się deflacja, a deflacja to z kolei mniejsza skłonność do inwestowania. W ten sposób tworzy się błędne koło, który trzeba jakoś przerwać.

Na razie sytuacja nie wygląda dramatycznie, gdyż mimo trwającej już niemal 2 lata deflacji (ostatni odczyt za luty pokazał spadek cen o 0,8 proc.) tempo wzrostu PKB przyspiesza, bezrobocie spada, a produkcja rośnie. Pozostaje jednak pytanie o kolejne miesiące.

– Nie zazdroszczę członkom tej Rady – mówi szefowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – To będzie jedna z najtrudniejszych kadencji w porównaniu z poprzednimi. Poprzednio sytuacja była dość klarowna, był cel – utrzymywanie inflacji na odpowiednio niskim poziomie, a teraz mamy proces deflacji, więc ten cel się zmienia. Z drugiej strony proces deflacji wynika z niekorzystnych przemian, jakie się dokonują w świecie.

Zarówno deflacja, jaki i spadek popytu są skutkiem światowych tendencji, głównie na rynku surowców. Główną przyczyną spadku cen są niskie ceny ropy naftowej, które pociągają za sobą niskie ceny paliw i obniżenie kosztów transportu. Od połowy 2014 roku ropa WTI potaniała o 60 dol., z przeszło 100 dolarów za baryłkę do 40 dolarów, a i tak ostatnie tygodnie przyniosły wzrost cen czarnego złota, bo przed połową lutego baryłka kosztowała już poniżej 30 dol.

Z drugiej strony starzejące się społeczeństwa wykazują tendencję do ograniczania zakupów.

– Ludzie starzeją, a to oznacza, że zmniejsza się popyt, bo najbardziej atrakcyjną grupą z punktu widzenia popytowego są ludzie w wieku produkcyjnym, którzy mają dzieci – mówi Mączyńska. – Z drugiej strony ci, którzy pracują, pracują ponad miarę, a ci, którzy nie mają pracy, nie pracują wcale. Nie generują popytu, nie mają pieniędzy. I tworzy się błędne koło, które sprawia, że popyt nie nadąża za podażą, a w takiej sytuacji dochodzi do obniżek cenowych.

Jak zaznacza, na świecie próbuje się stymulować rynek, dokładając pieniądze najuboższym, bo oni dodatkowe pieniądze natychmiast przeznaczają na konsumpcję. Bogaci natomiast mają już zaspokojone potrzeby i nadmiar pieniędzy akumulują.

– Co do drugiego kierunku działań ekonomiści są zgodni bez względu na to, jakie szkoły reprezentują. Niezbędne są inwestycje publiczne, czyli inwestycje, które są inspirowane i finansowane z budżetu państwa i które dają miejsca pracy, co się przekłada na popyt, i które powodują, że biznes ma lepsze warunki funkcjonowania – mówi ekonomistka.

Prof. Mączyńska podkreśla, że w tej sytuacji cieszy plan premiera Morawieckiego, w którym duży nacisk kładzie się na rozwój przemysłu, m.in. kolejowego, czego przykładem jest grant dla Pesy. W wyniku rozstrzygnięcia przetargu bydgoska Pesa otrzymała od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju 24 mln zł na budowę pociągu metra.

(Newseria)

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych