Będzie komisja śledcza w sprawie Amber Gold? Dziś pierwsze czytanie uchwały
Na dzisiaj zaplanowano w Sejmie pierwsze czytanie projektu uchwały dot. powołania komisji śledczej ws. Amber Gold. Wniosek w tej sprawie złożył klub PiS. Od 21 marca przed gdańskim sądem trwa proces b. prezesa Amber Gold Marcina P. i jego żony Katarzyny P.
Możliwość powołania komisji śledczej ds. wyjaśnienia afery Amber Gold zapowiedziała premier Beata Szydło już w maju - gdy ona sama i ministrowie jej rządu przedstawiali w Sejmie raport podsumowujący rządy koalicji PO-PSL.
O złożeniu wniosku ws. powołania komisji poinformował we wtorek wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Wyjaśnił, że - zgodnie z projektem uchwały - w skład komisji miałoby wejść 9 członków, przedstawicieli trzech największych klubów - PiS, PO oraz Kukiz'15, a na czele komisji miałaby stanąć posłanka PiS Małgorzata Wassermann. Terlecki stwierdził, że komisja powinna rozpocząć pracę jeszcze przed wakacjami.
"Zbadanie tej sprawy (afery Amber Gold) przez sejmową komisję śledczą jest podyktowane koniecznością ustalenia i wskazania przyczyn braku działań ze strony organów i instytucji publicznych w stosunku do podmiotów z Grupy Amber Gold w okresie prawie trzech lat, których podjęcie pozwoliłoby uniknąć wyrządzenia tak znacznej szkody, tak wielu osobom" - napisano w uzasadnieniu projektu uchwały. Jak podkreślono, 18 tys. obywateli ulokowało swoje oszczędności w produktach finansowych, oferowanych przez podmioty z Grupy Amber Gold, a środki te w kwocie ok. 850 mln zł zostały sprzeniewierzone.
Zgodnie z propozycją PiS do zakresu działań komisji należeć ma zbadanie i ocena prawidłowości oraz legalności działań podejmowanych w odniesieniu do działalności prowadzonej przez podmioty wchodzące w skład Grupy Amber Gold przez: członków Rady Ministrów i podległych im funkcjonariuszy publicznych, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Generalnego Inspektora Informacji Finansowej, Prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego i podległych im funkcjonariuszy publicznych, urzędów skarbowych, izb skarbowych oraz urzędów kontroli skarbowej, a także prokuraturę oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefów ABW, CBA oraz Komendanta Głównego Policji i podległych im funkcjonariuszy publicznych.
Przedstawiciele PO i Nowoczesnej krytycznie odnieśli się we wtorek do propozycji powołania komisji śledczej ds. Amber Gold. Według nich będzie ona "teatrem politycznym", który nie przybliży do wyjaśnienia tej afery. PSL rozważa głosowanie za powstaniem komisji zastrzegając, że powinna się ona składać z przedstawicieli wszystkich klubów.
Wniosek, który właśnie trafił do Sejmu, nie jest pierwszym wnioskiem PiS dot. powołania sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold. 31 sierpnia 2012 r., kilka tygodni po wybuchu afery, Sejm odrzucił projekt uchwały autorstwa klubu PiS w tej sprawie. Za odrzuceniem wniosku było wówczas 235 posłów koalicji rządzącej PO-PSL, a przeciwnych 220 - z PiS, Ruchu Palikota, SLD i Solidarnej Polski.
Ówczesny premier Donald Tusk mówił wtedy w Sejmie m.in., że należy wyjaśnić błędy instytucji państwowych ws. Amber Gold, ale nie może być to pretekst do podporządkowania ich władzy politycznej. Szef rządu krytycznie oceniał działania UOKiK. Fakt, że UOKiK uznał za uczciwe reklamy dotyczące lokat w Amber Gold - zdaniem Tuska - był nie do zaakceptowania.
Tusk nie zgodził się wówczas z diagnozą PiS, że sprawa Amber Gold pokazała, iż państwo nie działa. Podkreślał, że informacje o tym, iż Komisja Nadzoru Finansowego i prokuratura mają zastrzeżenia do Amber Gold, pojawiały się w mediach co najmniej na początku 2012 r. i nie przeszkodziło to wielu ludziom lokować pieniądze w tej spółce.
Z kolei ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet mówił przed niespełna czterema laty w Sejmie, że błąd ludzki jest wkalkulowany w działalność prokuratury, zaś w sprawie Amber Gold "w większym lub mniejszym stopniu" zawiniło wiele instytucji.
Stanowisko klubu PiS prezentowała wówczas m.in. Beata Szydło. Argumentowała, że powołanie komisji śledczej ws. firmy Amber Gold jest niezbędne. Mówiła, że Sejm jest winien powołanie takiej komisji Polakom, którzy zostali oszukani w "majestacie prawa".
Już po odrzuceniu przez Sejm wniosku PiS o powołanie komisji Tusk mówił, że "naprawdę szkoda cennego dla Polski czasu, żebyśmy mieli całe miesiące marnować na taką młóckę, jaką dzisiaj zaproponowano, pełną insynuacji i obelg". "Nie mam wątpliwości, że spoczywa na mnie i na całej administracji, także na prokuraturze, wielka odpowiedzialność, żeby wyjaśnić absolutnie wszystkie szczegóły tej sprawy. To jest także w moim osobistym interesie" - podkreślał ówczesny szef rządu.
Sprawa Amber Gold sięga 2009 r.: w lipcu tego roku powstała spółka oferująca lokaty w złoto na wysoki procent; w listopadzie założono pierwsze lokaty, w grudniu 2009 r. Amber Gold kusiła klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. KNF złożyła doniesienie do prokuratury, która po miesiącu odmówiła wszczęcia śledztwa, nie dopatrując się w działalności firmy znamion przestępstwa.
W maju 2012 r. Bank Gospodarki Żywnościowej zawiadomił ABW o podejrzeniu "prania pieniędzy" przez Amber Gold. W połowie czerwca zawiadomienie to ABW przekazała Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku. Głośno o Amber Gold zrobiło się w lipcu 2012 r., kiedy kłopoty finansowe zaczęły mieć linie lotnicze OLT Express, których właścicielem była Amber Gold - zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika, a po jakimś czasie spółka poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze.
Później okazało się m.in., że ze spółką OLT Express współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku syn ówczesnego premiera, Michał Tusk. Badająca ten wątek łódzka prokuratura umorzyła śledztwo. Śledczy stwierdzili, że syn szefa rządu pracując dla należących do Amber Gold linii lotniczych OLT nie działał na szkodę Portu Lotniczego Gdańsk im. Lecha Wałęsy.
13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Pierwszy zarzut oszustwa znacznej wartości wraz z wnioskiem o areszt wobec szefa Amber Gold Marcina P. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła pod koniec sierpnia 2012 r.
Marcin P. przebywa w areszcie od sierpnia 2012 r., jego żona Katarzyna P. została aresztowana w połowie kwietnia 2013 r.
W trakcie debaty sejmowej w 2012 r. obecny mister obrony narodowej Antoni Macierewicz, wówczas poseł PiS, dowodził, że prezesa Amber Gold Marcina P. chronił "system mafijny". Jako dowód pokazał zdjęcie, na którym samorządowcy PO z Pomorza wraz z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem ciągną po płycie lotniska samolot OLT Express. "To jest paranoja" - odpierał ataki w radiowych "Sygnałach Dnia" prezydent Gdańska. Tłumaczył, że zdjęcie pochodzi z uroczystości 11 grudnia 2011 r. - otwarcia nowoczesnego terminalu na UEFA Euro 2012, a przesunięcie samolotu za pomocą lin było pomysłem zarządu portu lotniczego, aby zastąpić rytuał przecinania wstęgi.
"Wszyscy się cieszyli, że jest nowa linia lotnicza - 350 tys. Polaków z niej skorzystało. Także ogromna liczba stacji telewizyjnych, radiowych, portali internetowych, gazet codziennych, tygodników chętnie umieszczała - przecież nie za darmo, nie charytatywnie - reklamy OLT Express i Amber Gold" - tłumaczył Adamowicz.
Mało brakowało, aby Amber Gold stała się jednym ze sponsorów filmu Andrzeja Wajdy "Wałęsa. Człowiek z nadziei" - na produkcję tego dzieła spółka Marcina P. dała 3 mln zł. W październiku 2012 r. producent filmu Akson Studio poinformował jednak, że zwrócił pieniądze od Amber Gold, decydując, że spółka ta nie będzie sponsorem.
Na początku września 2012 r. głos ws. Amber Gold zabrał w wywiadzie telewizyjnym ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, który przyznał, że w sprawie widać błędy państwa popełnione w dwóch obszarach: wymiaru sprawiedliwości i w powolnym działaniu prokuratury. "Czym innym jest rola państwa w ściganiu oszusta, ale nie jest rolą państwa dbanie o to, aby ludzie powściągnęli swoją chęć wielkiego zysku przy większym ryzyku utraty pieniędzy. To już jest kwestia charakterów ludzkich" - zaznaczał.
We wrześniu 2012 r. w związku ze złym nadzorem nad śledztwem ws. Amber Gold prokurator generalny odwołał szefową Prokuratury Rejonowej w Gdańsku-Wrzeszczu. Na początku października tego samego roku ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin powiadomił, że sędziowie wizytatorzy z Poznania stwierdzili, iż w zakresie nadzoru gdańskiego sądu okręgowego nad sprawą Amber Gold doszło do "bardzo wielu uchybień".
W marcu 2013 r. przedstawiony został raport nt. Amber Gold autorstwa Komitetu Stabilności Finansowej; w dokumencie podkreślono m.in., że "wczesna reakcja państwa mogłaby uchronić tysiące Polaków przed utratą oszczędności".
W dokumencie pt. "Analiza działań organów i instytucji państwowych w odniesieniu do Amber Gold sp. z o.o." wskazano na dynamiczny rozwój spółki - z małej firmy o zasięgu lokalnym do dużej firmy o ogólnopolskiej skali działalności. Według raportu, kilkuletnia ekspansja Amber Gold, która doprowadziła do utraty oszczędności kilkanaście tysięcy osób, była możliwa wskutek zbiegu błędów i zaniechań po stronie części instytucji i organów państwowych, które "nie realizowały swoich kompetencji w sposób należyty".
Sprawa powołania komisji śledczej ds. Amber Gold wróciła do Sejmu na początku marca 2013 r. Projekty uchwał PiS i SP w tej sprawie uznała jednak za niedopuszczalne sejmowa komisja ustawodawcza.
W czerwcu 2014 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że pozew zbiorowy poszkodowanych przez Amber Gold przeciw Skarbowi Państwa jest niedopuszczalny prawnie. Komentując złożenie tego pozwu przez pokrzywdzonych w aferze premier Tusk mówił m.in., że "inwestowanie pieniędzy w firmach pokroju Amber Gold to jak obstawianie w kasynie; należy brać za to odpowiedzialność (...). Prawie bez wyjątku łatwy i szybki zarobek oznacza tak naprawdę oszustwo lub wyłudzenie. Dlatego ludzie muszą więcej uwagi poświęcić ocenie ryzyka, gdy powierzają komuś swoje pieniądze".
W lipcu 2014 r. PiS złożyło zawiadomienie do prokuratora generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa ws. Amber Gold przez premiera Tuska. PiS zarzucało ówczesnemu szefowi rządu m.in. przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Zawiadomienie miało związek z ujawnionymi przez tygodnik "Wprost" nagraniami z rozmów szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza i prezesa NBP Marka Belki. "Z taśm wynika wyraźnie, że premier wiedział o aferze Amber Gold" - argumentował szef PiS Jarosław Kaczyński.
Tusk tłumaczył, że rozmawiał z Belką o Amber Gold, kiedy sprawą zajmowała się już prokuratura. "Wspomnienie przez prezesa Belkę nie miało w żadnym wypadku ani charakteru ostrzeżenia, ani jakiejś informacji, tylko potwierdzało to, o czym było już dość powszechnie wiadomo. Sugestia, jakobym - w związku z tym zdaniem prezesa Belki - zapoznał się z jakąś tajemniczą sprawą, jest absurdalna" - mówił.
Z Amber Gold związana jest też sprawa b. prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego, którego w styczniu 2014 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał za winnego przewinienia dyscyplinarnego. Polegało ono na naruszeniu zasady niezależności sądów oraz uchybieniu godności sędziego w rozmowie telefonicznej, jaką we wrześniu 2012 r. Milewski prowadził z osobą podającą się za pracownika kancelarii premiera (był to Paweł M., który - jak twierdzi - dokonał "prowokacji dziennikarskiej").
Milewski jako prezes sądu miał w rozmowie wyrazić gotowość ustalenia dogodnego dla premiera terminu posiedzenia aresztowego ws. prezesa Amber Gold i gotowość wydelegowania sędziów gdańskich na spotkanie z premierem, by zapoznać go ze sprawami dot. szefa firmy. W czerwcu 2014 r. Sąd Najwyższy zaostrzył karę dyscyplinarną wobec Milewskiego - zmienił orzeczenie z I instancji o usunięciu z funkcji, na dyscyplinarne przeniesienie sędziego na stanowisko służbowe poza okręgiem apelacji gdańskiej, do apelacji białostockiej.
Po ujawnieniu rozmowy telefonicznej ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Milewskiego odwołał ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
Proces ws. afery Amber Gold, w którym oskarżeni są b. prezes spółki Marcin P. i jego żona Katarzyna P., ruszył przed Sądem Okręgowym w Gdańsku 21 marca 2015 r. Kolejne rozprawy wyznaczane są niemal w każdym tygodniu. Dziewięć z nich trzeba było jednak odwołać ze wyglądu na problemy zdrowotne Katarzyny P. i jej - urodzonego już w czasie pobytu w areszcie - dziecka.
Katarzyna P. jest dowożona do sądu z aresztu w Grudziądzu, gdzie działa oddział położniczo-ginekologiczny i są warunki do opieki nad dziećmi. Według doniesień mediów, oskarżona zaszła w ciążę już w czasie pobytu w jednym z aresztów, a ojcem jej dziecka jest więzienny strażnik.
Podczas pierwszej rozprawy Marcin P. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień - w tej sytuacji sąd odczytywał protokoły przesłuchań w prokuraturze. Oskarżony nie zgodził się odpowiadać na żadne pytania, w tym także swojego obrońcy. Katarzyna P. też nie przyznała się do żadnego z zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.
Sąd wprawdzie nie wyłączył jawności procesu Amber Gold, ale zakazał mediom upublicznienia wyjaśnień oskarżonych. Ma to służyć temu, aby świadkowie, którzy będą zeznawać przed sądem, nie znali szczegółów wyjaśnień Marcina P. i Katarzyny P. Podobną decyzję sąd podjął w stosunku do świadków - tu także obowiązuje zakaz ujawniania przez dziennikarzy ich zeznań.
O status czynnego udziału w procesie Amber Gold w postaci oskarżyciela posiłkowego wnioskowało do sądu 148 osób, w tym m.in. Stowarzyszenie Pokrzywdzonych przez Amber Gold oraz syndyk masy upadłości spółki Józef Dębiński. Pod koniec ub.r. Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował jednak ograniczyć liczbę oskarżycieli posiłkowych występujących w sprawie do 10: KNF oraz 9 osób fizycznych. Jako kryterium wyboru oskarżycieli posiłkowych sąd przyjął kolejność złożonych oświadczeń.
Jak wyjaśniał wówczas rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski, dopuszczenie przez sąd do udziału w sprawie wszystkich 148 osób spowodowałoby brak możliwości sprawnego przeprowadzenia postępowania sądowego, a nawet paraliż procesu.
W akcie oskarżenia prokuratura uznała, że przed sądem powinno się przesłuchać prawie 430 świadków. Wskazani przez śledczych świadkowie to byli pracownicy spółki oraz osoby, które współpracowały z Amber Gold, świadcząc na jej rzecz rozliczne usługi. Są też w tej grupie osoby pokrzywdzone, ponieważ część pracowników Amber Gold miała założone lokaty.
Akt oskarżenia ws. Amber Gold sporządzony pod koniec czerwca 2015 r. przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi, prowadzącą śledztwo od jesieni 2012 r., liczy prawie 9 tys. stron. W śledztwie, prowadzonym wspólnie z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przesłuchano prawie 20 tys. świadków.
Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
Zdaniem śledczych, klienci od początku przy zawieraniu umów byli wprowadzani w błąd co do sposobu gospodarowania zainwestowanymi przez nich pieniędzmi - zapewniano ich, że za pieniądze kupowane będzie złoto, srebro lub platyna, co potwierdzać miały wystawiane certyfikaty. Lokaty rzekomo miały być ubezpieczone i gwarantowane przez Fundusz Poręczeniowy AG, na który klienci musieli wpłacać 1 proc. wartości każdej lokaty.
Obok oszustwa znacznej wartości oskarżonym zarzuca się także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku. Oskarżeni wielokrotnie - według śledczych - przelewali je na różne konta bankowe m.in. spółek grupy Amber Gold oraz innych podmiotów i osób.
Jak ustalono, ostatecznie zainwestowane pieniądze przed upadkiem spółki odzyskało zaledwie ok. 3 tys. z prawie 19 tys. jej klientów - w sumie było to niemal 291 mln zł. Katarzyna i Marcin P. pieniądze pozyskane z lokat wydawali na rozmaite cele - m.in. na finansowanie linii lotniczych OLT Express przeznaczono prawie 300 mln zł. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.
Śledczy uznali, że Katarzyna i Marcin P. działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu.
W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.
PAP/ as/